Akcja u „Piekielnych Wrót”. W domu przy Rejewskiego trzymano 80 psów i kotów! Są odbierane

Dantejskie sceny na Rejewskiego

Już mieliśmy publikować artykuł z dotychczas zebranymi materiałami, które mieliście okazję przeczytać. Tymczasem we wtorek po południu otrzymaliśmy zaskakującą wiadomość. Pod domem jednorodzinnym na Rejewskiego jest policja, straż pożarna i organizacja prozwierzęca. Trwała akcja odebrania psów. Kłódkę od bramy rozcięli strażacy, a policjanci wkroczyli na teren nieruchomości.

Przybyliśmy na miejsce. Jak się okazało, od 8 godzin z właścicielami nieruchomości walczyło Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z Bytomia.

To jest jakaś masakra. Tylko policjantom udało się wejść do środka, ale jedynie do dwóch pomieszczeń. Nikt inny nie mógł tego zrobić, właściciele zakazali. Czekamy już 8 godzin, to wstyd dla polskiego prawa – mówi nam na gorąco Joanna Stuka z TOZ Bytom.

Skąd w ogóle znalazła się tam ta grupa? Okazało się, że mieszkanka Świętochłowic – Patrycja Morkis – chciała kupić przy Rejewskiego zwierzaka.

Byłam tutaj w sobotę. Chciałam kupić psa. Od razu zwróciłam uwagę, jak śmierdziało. Sam pies był zaniedbany. Właścicielka nie przedstawiła książeczki za rasowego psa – słyszymy.

Pani Patrycja od razu powiadomiła TOZ. Zauważyła też wychuodzone, „płaczące” koty i ogólny stan miejsca.

Wolontariusze przecierali oczy ze zdumienia. Wielu podkreślało, że biorą udział w najgorszej akcji w życiu.

20 lat w tym siedzę, czegoś takiego nigdy nie miałam na całym Śląsku. Mieliśmy setki interwencji, ale takiego syfu jeszcze nie widzieliśmy, żeby nie móc wejść do środka, żeby policja nic nie mogła nic zrobić – zauważa Joanna Stuka.

Nasza rozmówczyni dodaje, że właściciele domu zachowują się niepokojąco irracjonalnie.

Usłyszałam groźby pobicia od mężczyzny w domu. Facet obraża mówiąc: „ty idiotko, przebierańcu. Znajdę cię i zabije”. On jest nienormalny – dodaje.

Żaden z weterynarzy nie chciał interweniować

Akcja miała tylko wtedy sens, gdy na miejscu weterynarz orzekłby, że zwierzęta nie mogą przebywać w domu. Niesłychane jest to, że żaden ze specjalistów w Rybniku nie chciał udać się na Rejewskiego. Trzeba było wzywać weterynarza z odległego Pszowa.

Oni się boją tych właścicieli. Wiedzą, że zrobią im problemy, a nikt nie chce bujać się po sądach – słyszymy.

Zadziwiające jest też to, że nie było zupełnie kontaktu z Powiatowym Inspektorem Weterynarii w Rybniku.

Nie odbiera komórki. Tu potrzebny jest PIW, a ten rozpłynął się w powietrzu. To karygodne – mówią wolontariusze.

Wielu z nich słaniało się już na nogach. Od wielu godzin nie mieli nic w ustach – do jedzenia i pica.

Na miejscu byli też urzędnicy z UM w Rybniku. Pomagali na ile mogli, choć i oni mieli ograniczone możliwości doprowadzenia sprawy do finału.

Koniec „Piekielnych Wrót”

Koniec końców przybył weterynarz z Pszowa. Orzekł, że zwierzęta nie mogą przebywać przy Rejewskiego. Rozpoczęła się akcja odbierania zwierząt. To był straszny widok. Niektóre zwierzęta były wychudzone, zlęknione. Inne miały problem z poruszaniem się. Tak naprawdę ich stan oceni teraz weterynarz. Na powyższych zdjęciach łatwo zauważycie, że są rasowe – amstafy, dogi, yorki, i inne różnej maści.

Zwierzęta zostały porozdzielane wolontariuszom – na miejsce przybyły bowiem inne organizacje prozwierzęce.