Dramat w Gotartowicach

   W momencie, gdy wybuchł pożar, w domu przy ul. Samotnej przebywało pięć osób: 50-letnia kobieta, jej 28-letni syn, 17-letnia córka oraz kobieta z piętnastomiesięcznym dzieckiem. Wszystkim, oprócz mężczyzny, udało się wydostać na zewnątrz. Dzięki temu przeżyli tę tragedię.
   Do 28-latka, śpiącego w pokoju sąsiadującym z tym, w którym po raz pierwszy pojawiły się płomienie, próbowała się dostać jego matka. Uniemożliwili jej to dwaj policjanci. Jeden z nich - st. post. Daniel Nowak - ruszył na ratunek mężczyźnie. Niestety nie udało mu się do niego dotrzeć. Nie dysponował bowiem specjalistycznym sprzętem. Kilka minut później nieprzytomnego 28-latka znaleźli strażacy. Mimo akcji ratunkowej, jaką na miejscu przeprowadził lekarz, mężczyzna zmarł w drodze do szpitala. Z objawami zatrucia czadem do szpitala trafiły także trzy osoby: 50-letnia właścicielka domu, 17-letnia dziewczyna i policjant, który próbował ratować rybniczanina. Wszyscy obecnie są w dobrym stanie i ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
   Akcja gaszenia pożaru trwała godzinę. Uczestniczyło w niej dwudziestu strażaków. Zniszczenia są bardzo duże. Ogień doszczętnie strawił pokój, w którym wybuchł pożar. W tym, gdzie spał 28-latek, nadpaleniu uległa podłoga i meble. Ze wstępnych ustaleń wynika, że prawdopodobną przyczyną pożaru było pozostawienie włączonej grzałki elektrycznej. Sprawę bada prokuratura.