zamknij

Kultura, rozrywka i edukacja

Perły wśród brudu

2008-08-22, Autor: 
Podróż studentów z Rybnika po Azji dobiegła końca. Zapraszamy do przeczytania ostatniej relacji z Indii.

Reklama

Taj Mahal
Jacek Piecha, Tomek Piecha, Marek KaczyńskiWojciech Misiurski wyruszyli w 7-tygodniową podróż po Azji, podczas której poznają kulturę i smaki odwiedzanych miejsc.


Zapraszamy do lektury piątej korespondencji, tym razem z Indii, którą specjalnie dla nas przygotował Jacek Piecha.


> Czytaj relację z podróży koleją transsyberyjską


> Czytaj relację o kulturze i smakach Pekinu

 

> Czytaj relację z Xian w prowincji Shaanxi

 

> Czytaj relację z Syczuanu, Hong-Kongu i Macau

 

> Czytaj relację z Nepalu.

 


 

Szczur na ulicy
Relacja z Indii

 

Po bogatym w przeżycia krótkim, bo sześciodniowym pobycie w Nepalu, prosto z Chitwan udaliśmy się na południe w kierunku granicy ogromnych Indii. Pierwsze, co nas zaskoczyło na przejściu granicznym w Sonauli to fakt, że w nikt nie domagał się naszych paszportów. Sami musieliśmy prosić urzędników o stemple w paszporcie, żeby nikt nie miał zastrzeżeń do długości naszego pobytu w każdym z państw. Co gorsza, urzędników trudno było zidentyfikować, bo większość z nich zamiast mundurów nosiła zwykłe podkoszulki…


Typowe danie indyjskie z roti
Wreszcie po godzinnych poszukiwaniach i wypełnieniu wszelkich potrzebnych kart imigracyjnych znaleźliśmy się na indyjskiej ziemi. Już tam były widoczne różnice w zachowaniu się ludzi… o ile w Nepalu nie zdarzało się, żeby ktoś nas zaczepiał na ulicy, tak zaraz za granicą Hindusi niemalże nas otoczyli próbując sprzedać cokolwiek lub zaprowadzić nas do autobusu, który jedzie już to do pobliskiego Gorakhapur, już to do oddalonego o ponad tysiąc kilometrów Delhi.


Tomek na Main Baazar z 

krowami w tle

Czuję się w obowiązku przestrzec podróżników, którzy będą w przyszłości wjeżdżać do Indii przez granicę w Sonauli. Jeśli ktoś chce kupić rupie indyjskie musi zrobić to jeszcze w Nepalu, bo po stronie indyjskiej nie ma żadnego kantoru lub banku, który wymienia walutę, nie wspominając już o jakimkolwiek bankomacie. Jako że o tym nie wiedzieliśmy, musieliśmy kupić trochę rupii u właściciela kawiarenki internetowej po dość niekorzystnym, jak się okazało później, kursie.


Móżdżek jagniecy w curry
Na granicy spotkaliśmy też Polaków i Brytyjczyków, który jak sami mówili „dziękują Bogu, że wyjeżdżają z Indii”. Jakoś nie chciało nam się wierzyć, że Indie są takie straszne, pomimo, że rzeczywiście było zdecydowanie bardziej brudno niż w poprzednich miejscach, jakie odwiedziliśmy. Tym niemniej słowa napotkanych podróżników wzbudziły w nas pewne obawy, które jak się okazało później były w pewnej części uzasadnione.


Muzułmanin przy bramie do 

Jama Masjid

Nie martwiąc się jednak zbytnio, znaleźliśmy autobus, który zabrał nas do miasta Gorakhapur, aby stamtąd dojechać już pociągiem do stolicy Indii – New Delhi. Podróż indyjskim „public transport” jest podobnym przeżyciem do jazdy autobusem w Nepalu, z dwoma wszakże różnicami. Po pierwsze ma się świadomość, że jest się już w Indiach. Po drugie zamiast nepalskiego disco, gra disco indyjskie. W niektórych autobusach są nawet zainstalowane telewizory, dzięki czemu przez całą podróż można podziwiać teledyski w stylu bollywood. Muszę jeszcze napisać, że w Indiach o tej porze roku jest niezwykle ciepło (temperatura sięgała prawie czterdziestu stopni), a wszystkiego dopełniała niezwykle wysoka wilgotność powietrza. Można wywnioskować, że przy tej pogodzie jazda wypełnionym po brzegi autobusem nie należy do przyjemnych, co zdecydowanie obniża morale.


Mężczyźni myjący stopy przed

meczetem

Wreszcie po dwóch i pół godzinie jazdy dotarliśmy przed dworzec kolejowy w Gorakhapur. Co jednak najbardziej rzucało się w oczy to wszechobecne, spokojnie spacerujące sobie szczury. Teraz zrozumieliśmy, co tak na prawdę znaczy słowo „brud”. Co jednak jest tak przerażające dla nas, w ogóle nie przeszkadza Hindusom, tak więc nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko się dostosować.


Warto też zwrócić uwagę na fakt, że kupno biletu na pociąg, zwłaszcza do dużych miast jest w Indiach bardzo trudnym zadaniem. Najpierw trzeba kupić zwykły bilet, a następnie udać się do specjalnego okienka, w którym można sprawdzić, czy uda się dokupić odpowiednią miejscówkę. Jakimś cudem udało nam się kupić bilety jeszcze na ten sam dzień i po południu wyruszyliśmy do Delhi.


Widok na plac Jama Masjid z 

Minaretu

W ciągu pierwszego dnia pobytu w Indiach doskwierała nam jeszcze jedna rzecz… głód. Żeby była jasność, nie jest tak, że nie ma tam jedzenia – jest go pod dostatkiem, ale staraliśmy się nie jeść niczego poza ciastkami lub chipsami. Takie zachowanie było spowodowane faktem, że zazwyczaj, po przyjeździe do Indii turyści cierpią przez kilka dni na biegunkę. Dodać należy, że brak stałego dostępu do toalety był czynnikiem, który zdecydowanie przemawiał za obraną przez nas strategią jedzenia chipsów i picia coli.


Tomek, Marek i Wojtek przed

Małym Taj Mahal

Jednak w pociągu, co chwilę pojawiał się ktoś, kto oferował „milk tea”, (czyli herbatę parzoną w mleku), i różne potrawy, które pachniały i wyglądały niesamowicie. W tych okolicznościach perspektywa problemów żołądkowych zeszła na drugi plan i po chwili, za kilka rupii, jedliśmy omlety, różnego rodzaju ryż z warzywami czy coś na kształt naszych gołąbków (z tym, że bez mięsa). O dziwo problemy żołądkowe się nie pojawiały… Możemy się tylko domyślić, że podczas podróży nasze organizmy zbudowały odpowiednią florę bakteryjną.


Po 14 godzinach dotarliśmy do stolicy Indii – New Delhi. Jak mówią Hindusi jest to najbrzydsze miasto w ich kraju… przez grzeczność jednak staraliśmy się tego nie potwierdzać. Bardzo zmęczeni znaleźliśmy hotel na najbardziej turystycznej ulicy New Delhi – Main Baazar. Roi się tu od sklepików, małych restauracji, kramów z przeróżnymi bibelotami. Każdy zaś sprzedawca widząc turystę zaprasza do obejrzenia towarów, zazwyczaj słowami „Hello my friend. Very cheap price for you! Very good! Everything orginal”. I choć na początku jest to zabawne to po godzinie staje się naprawdę męczące.


Innym problemem są wszędobylskie święte krowy, które spacerują sobie gdzie chcą. Nikt jednak nie może takiej krowy skrzywdzić – byłoby to pogwałcenie zasad religii. W istocie Hindusi uznają, że nie można krzywdzić żadnego żywego stworzenia.


Tomek na tle Taj Mahal i 

świętej rzeki Jamuny

Warto wspomnieć o kuchni Indii i Nepalu, (bo są one bardzo podobne). Podstawowym, w obu krajach, jest podział na dania Veg. i Non – Veg. czyli wegetariańskie i niewegetariańskie. Wybierając dania nie wegetariańskie trzeba liczyć się z tym, że nie jest możliwe prawie nigdzie zjedzenie mięsa wołowego, a bardzo często i wieprzowego, (co spowodowane jest silnymi wpływami muzułmańskimi). Co warto podkreślić, tamtejsze narody nie specjalizują się jednak w przyrządzaniu mięsa. Zdecydowanie lepiej smakują tam dania wegetariańskie. Szczerze mówiąc tam dopiero zobaczyłem, że kuchnia wegetariańska może być naprawdę pyszna. Tradycyjne dania tych regionów to oparte są na ryżu. Do niego podawane są różne rodzaje sosów i warzyw. W Indiach dodatkowo je się specjalne pieczywo – roti.


Jednak nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie spróbowali jednak potraw mięsnych. Usłyszeliśmy o niezwykłej restauracji u Karaima, która mieści się niedaleko największego w Indiach meczetu – Jama Masjid w Old Delhi. Tutaj zaczęła się prawdziwa uczta, która składała się między innymi z móżdżku jagnięcego w curry, kurczaka w specjalnym, pikantnym sosie i mięsa bawoła indyjskiego. Oczywistym jest, że każdy człowiek musi ponieść konsekwencje swojego zachowania… my ponieśliśmy je podczas nocnych podróży na porcelanowym fotelu. Cena, jaką przyszło nam zapłacić była jednak niczym wobec tej niezwykłej symfonii smaków.


Suszenie sari
Indie to również niezwykłe zabytki. Wspomniany już wcześniej Jama Masjid zrobił na nas ogromne wrażenie. Jednak prawdziwe atrakcje turystyczne skrywa oddalona od Delhi o 200 kilometrów Agra. To tam znajduje się jeden z cudów świata – majestatyczny Taj Mahal. Jest to grobowiec, który władca Mogołów – Szahdżahan wzniósł, aby pochować w nim swoją ukochaną żonę. Zbudowany z idealnie gładkiego, białego marmuru, otoczony niezwykłym ogrodem Taj Mahal, jawi się każdemu jako samotna rajska wyspa wśród morza brudu i kurzu. Monument ten zapiera dech w piersiach i nie sposób oderwać od niego oczu.


W Agrze znajduje się też Mały Taj Mahal, który zbudowany 26 lat wcześniej był pierwowzorem dla swojego ogromnego brata.


Marek na tle Taj Mahal
Agra znajduje się nad świętą rzeką Jamuną, której bogini – Jami jest siostrą dwóch innych bogiń rzek – Saraswati i największej z nich Gangi. Udało nam się zobaczyć rytualne kąpiele w świętej rzece, które przez Hindusów uważane są za uzdrawiające ciało i duszę. Po takich kąpielach kobiety udają się w miejsca gdzie suszą sari – tradycyjny kobiecy ubiór. W takim miejscu roi się wówczas od najróżniejszych kolorów.


Indie są krajem mnóstwa kontrastów, krajem, w którym wśród wszechogarniającego brudu można znaleźć niezwykłe perły architektury. To kraj, który z pewnością zostanie na długo w naszej pamięci. I choć na razie nie mamy ochoty tam wracać tak jak do Chin czy Nepalu, to jestem pewien, że jeszcze kiedyś wybierzemy się tam raz jeszcze…


Po prawie siedmiotygodniowej włóczędze po Azji wróciliśmy do Polski… Mamy tylko jeden problem. Każdy z nas już planuje następną podróż.


Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy tym, którzy czytali nadsyłane relacje, którzy nas wspierali i wierzyli, że uda nam się zrealizować nasze największe marzenie.


Dziękujemy również Redakcji Rybnik.com.pl, za udostępnienie miejsca na stronach internetowych i możliwość przekazywania innym wskazówek i wrażeń z Azji.


Mamy również nadzieję, że coraz więcej osób, które będą odbywały podróże, te dalekie i bliskie, będą również publikowały swoje relacje.


Jacek Piecha


Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~tressilian 2008-09-01
    22:55:35

    0 0

    1. Bilet można kupić też mądrzej: tzn. iść do kolejki 'foreigners' i wszystko będzie załatwione. Jeżeli bilet kupuje się w dniu, w którym chce się wyjechać, to się ryzykuje, bo można trafić na listę emergency lub vip, która nie daje gwarancji wyjazdu.
    2. Jedzeniu w Indiach daleko do pyszności :]
    3. Po polsku Ganga to Ganges..
    4. Pierwowzorem dla Taj Mahal był grobowiec humayuna.

    Ogólnie za dużo nie zwiedziliście ;)

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5478