Mieszkańcy ulicy Wolnej chcieli mieć bezpieczniej. Miasto postawiło słupki, których nikt nie chce

W środę wieczorem (8 marca) pracownicy urzędu odgrodzili taśmą plac, a w czwartek zaczęli kopać. Właściciel nieruchomości, przed którą stanęły słupki, nie krył zaskoczenia.

- Bezczelność i arogancja władzy mnie zaskakuje. Nie dostaliśmy wcześniej informacji, że coś planują. Nikt nie przyszedł, nie porozmawiał. W tym miejscu nigdy nie doszło do niebezpiecznej sytuacji z udziałem pieszego, a nagle wkopali słupki. Tu jest tyle placu, że mimo zaparkowanych samochodów było zachowane przejście. Dla mnie to jest urzędnicza arogancja. Nawet nikt z dzielnicy nie poruszał tego tematu na spotkaniach. Jestem właścicielem terenu dosłownie do słupków. Dzwoniłem do naczelniczki Wydziału Dróg UM i usłyszałem, że to jest teren miasta, więc nie mam nic do gadania.

W podobnym tonie wypowiadają się pracownicy sklepów tam zlokalizowanych, którym klienci wprost mówią, że nie będą u nich robić zakupów, bo nie ma gdzie postawić samochodu.

- Dzisiaj oficjalnie już trzech klientów nas poinformowało, że nie będzie do nas przyjeżdżało na zakupy, bo nie mają gdzie auta postawić — mówi sprzedawczyni sklepu mięsnego.

- Nic nie wiedzieliśmy, nikt nas wcześniej nie powiadomił. Przyszli panowie i zaczęli kopać, odgrodzili nasz sklep od ulicy — dodaje pracownica innego sklepu, przed którym stanęły słupki.

Urzędnicy tłumaczą się bezpieczeństwem dzieci, które chodzą wzdłuż ulicy do pobliskiej szkoły. Czy jednak rzeczywiście to jest dobry powód?

- Jest to niedorzeczne tłumaczenie urzędników. Po drugiej stronie ulicy jest chodnik, na pasach przy szkole jest "stopka". Mało tego, sami rodzice przywożący dzieci do szkoły parkowali właśnie przed naszym sklepem — informuje wzburzona pracownica sklepu spożywczego.

- To jest jakaś fobia Rybnika wstawianie takich słupków. To samo zrobili przed sklepem medycznym na ulicy Piasta - mówi mieszkaniec Rybnika, przysłuchujący się naszej rozmowie ze sklepikarzami.

Przed sklepem są od dawna słupki postawione, żeby było odgrodzone przejście dla pieszych. Tylko czy ktoś z urzędników zwrócił na nie uwagę? Jak informuje Agnieszka Skupień z UM Rybnika, na miejscu był pracownik wydziału dróg, który wydał decyzję o formie zabezpieczenia przejścia.

Z problemem do UM zgłosili się sami mieszkańcy, a dokładnie w ich imieniu Rada Dzielnicy Paruszowiec-Piaski, jednak decyzja o postawieniu słupków zapadła bez dialogu z mieszkańcami.

- Była to ostatecznie decyzja Wydziału Dróg. Mieszkańcy, a konkretnie Rada Dzielnicy Paruszowiec zwróciła się do nas z problemem, że samochody parkujące na całej szerokości chodnika stwarzają niebezpieczeństwo, ponieważ dzieci idące do szkoły, omijając samochody, muszą wychodzić na ulicę. Wydział Dróg znalazł takie rozwiązanie problemu — dowiadujemy się od Agnieszki Skupień, rzecznik prasowej UM Rybnika. 

Przewodnicząca Rady Dzielnicy Helena Szuleka podkreśla, że rada nie wiedziała nic o tej formie rozwiązania problemu jaką planuje urząd. 

- Mieszkańcy nam sugerowali i zgłaszali problem z przejściem dla dzieci. Jeżeli równolegle do ulicy zaparkowane były samochody, to dzieci idąc ulicą do szkoły, musiały wychodzić na ulicę. Jako Rada Dzielnicy wysłaliśmy pismo do urzędu, aby rozwiązać problem. Nie sugerowaliśmy w żadnym wypadku o jakiś słupkach. Nie sugerowaliśmy rozwiązania urzędnikom. Postawienie słupków, to wyłącznie, podkreślam jeszcze raz, wyłącznie UM. Na przełomie października i listopada dostaliśmy pismo od UM, że rozważą rozwiązanie problemu. Na tym nasze rozmowy się zakończyły i nagle ktoś przyszedł wkopywać słupki - mówi zdziwiona Helena Szuleka, przewodnicząca zarządu Rady Dzielnicy Paruszowiec-Piaski.

Rybnicki magistrat potwierdza, że mieszkańców nikt nie poinformował o planowanym postawieniu słupków. Urzędniczna zapewniła jednak, że zorganizuje spotkanie z mieszkańcami i temat nie jest całkowicie zamknięty.

- Przykro mi, że decyzja została podjęta już bez konsultacji z mieszkańcami. Będę rozmawiała z naczelnikiem Wydziału Dróg UM, który spotka się z mieszkańcami po to, żeby ten temat wyjaśnić, albo szukać jeszcze innego rozwiązania tego problemu - mówi Agnieszka Skupień.