zamknij

Kultura, rozrywka i edukacja

Marcowy „Zalew”

2006-03-07, Autor: 
Na rynku ukazał się kolejny numer bezpłatnego pisma „Zalew Kultury”.

Reklama

We wstępie do marcowego numeru rybnickiego magazynu kulturalno – społecznego redaktor naczelna – Katarzyna Dera nawiązuje do zakończonych igrzysk olimpijskich. - Mimo że Zalew nie traktuje o sporcie, staramy się godnie rywalizować o Waszą sympatię. W przeciwieństwie do polskich sportowców i dziennikarzy nie zapowiadamy wielkich sukcesów, podboju świata. Obietnice bez pokrycia to przecież nie nasza specjalność.  Mierzymy siły na zamiary, ale ciągle pracujemy nad jakością (w czasie olimpijskich zmagań lepszym byłoby słowo: kondycją) naszego pisma – pisze Dera.

 

Poniżej publikujemy jeden z artykułów marcowego wydania „Zalewu”.

 


 

Oszczędź Boże Młodej Parze!

 

Bigos, wódka, co ma sponiewierać, a nie smakować, kaczuszki i Biały Miś to komponenty tradycyjnej formy polskiego wesela. Można to przeżyć, przejeść, powspominać nawet. Gorzej natomiast, jeśli dochodzą do tego szemrane interesy i ślinotok na widok pieniędzy.

 

Taki obrazek polskości można zobaczyć w Weselu w reżyserii Wojtka Smarzowskiego. Wielka feta na „nową drogę życia”, poprzedzona chwytaniem się za serca w kościele, bo ludzie patrzą, bo ksiądz egzaltowany… i jeszcze większe poruszenie na widok samochodu –prezentu od dumnych rodziców. Ma to głównie charakter pokazowy quasi-naturalności, której każdy wierzy bez względu na to, co tak naprawdę pod tą tapetą się kryje. Bez zadawania zbędnego pytania: czy ONI w ogóle się kochają? A niestety ciężarna panna młoda męczy się okropnie w tańcu z rzekomym mężczyzną swojego życia, nie wspominając o koszmarze, jaki przeżywa biedaczka przy tradycyjnym: Gorzko! Pan młody z kolei, jak się później okazało, nie żeni się z nią, lecz z samochodem, który za to poświęcenie dostaje od teścia. Ona kocha innego, on kocha pieniądze. To odpowiedź, która raczej nikogo nie obchodzi, zwłaszcza ojca panny młodej – zasadniczej postaci w komedii. Wiesław, co grosza nie skąpi, wydaje się w mieście trzymać władzę (właściwe mieścinie, bowiem akcja rozgrywa się na podkarpackiej prowincji). Wydaje się, bo to nie on rządzi, lecz pieniądze, dzięki którym porozumiewa się z każdym. Tu nie ma przysług, tu jest handel. Przekupić można (a nawet trzeba) wszystkich: policję, kler, urzędników, nawet najbliższych znajomych. Jedyna „mądrość”, niestety cierpiąc na problemy gastryczne, spędza wesele w toalecie. Ukrywa się pod postacią dziadka, który nie chce mimo namów Wiesława oddać ziemi, która ten z kolei zobowiązał się przepisać na dealera–gangstera (grożącego ojcu panny młodej pozbawieniem życia). Tak też wesele upływa Wiesławowi na zmaganiach o własne życie i trzymanie fasonu. Gdy już prawie udaje mu się namówić dziadka, ten kolejny i ostatni raz się buntuje – umiera. Wśród bełkotliwych gości i coraz to rubaszniejszych zabaw Wiesław szuka planu B. Znajduje się notariusz, który za niemałą opłatą, „na lewo” załatwia sprawę. W ramach bonusu je, tańczy, pije i śpiewa Rotę. No właśnie, ta patetyczna w założeniu pieśń, brzmi tu bardzo karykaturalnie. Śpiewana jest przecież przez dumnych Polaków. Dumnych z degrengolady własnej roboty.

 

Kończy się wesele, kończą się pieniądze, wszystko się sypie. Oprócz zniszczonego samochodu, wybijającej fekalia toalety i odstrzelonego palca spada na Wiesława jeszcze jedno nieszczęście – żona odchodzi do dawnego absztyfikanta. W tej sytuacji, na skraju załamania nerwowego nie wytrzymuje i żegna resztę dogorywających gości spontanicznym: wyp...! W katastrofie ucierpieli prawie wszyscy. Uratowała się z niej jedynie panna młoda uciekając z kamerzystą, dawną miłością, gdziekolwiek byle daleko. W ten sposób uchroniła się tak naprawdę od powielania losu własnej matki, zaprogramowanej na pruderię.

 

W tej miejscami przerysowanej tragifarsie można odnaleźć pewną niezmienną wadliwość naszego narodu. Jakby w kraju nie było i który by to nie był wiek, w mentalności nie zaszły wielkie zmiany. Stąd też tytuł otwarcie nawiązujący do dramatu Wyspiańskiego. Reżyser na temat tej aluzji wypowiedział się w jednym z wywiadów w ten sposób:

 

Chodzi o sprawę narodową. Upraszczając, dla Wyspiańskiego ważne było odzyskanie niepodległości, a teraz mamy upragnioną wolność, tylko nie mamy wartości i zasad. I tak była moja idea. I dlatego zostałem przy tym, żeby film nazwać tak samo.

 

W związku z tym ten film jest tylko pozornie rekreacyjną komedyjką, bo z czego tu się śmiać, z samych siebie?

 

Meruś

 

fot. Zalew Kultury

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5446