zamknij

Wiadomości

Jedni po przebudzeniu mówią im „ piękne anioły”, drudzy są gotowi do bitki. Anestezjologia w Rybniku ma już 40 lat!

Bartłomiej Furmanowicz 2022-12-26, Autor: 

Pacjenci najczęściej nie wiedzą kim oni są, choć ich rola w szpitalu jest nie do przecenienia. Wszak chodzi tu o to, by nie czuli bólu lub byli całkowicie nieświadomi wykonywanych na nich zabiegów. Rybnicka anestezjologia skończyła w tym roku 40 lat! Razem z Zofią Kowalczyk i Wiesławą Frankowską wspominamy dawne czasy. Rozmawiamy też o odpowiedzialności, jaka ciąży na anestezjologach i jakie pytania najczęściej zadają im pacjenci.

Reklama

Anestezjologii chcieli sami lekarze

Musimy cofnąć się do lat 80. ubiegłego wieku. Starsi rybniczanie zapewne pamiętają, że w Rybniku działały 3 szpitale:

- na ul. Rudzkiej z chirurgią, ortopedią i blokiem pediatrycznym,

- na ul. Żorskiej, w którym była m.in. ginekologia z położnictwem,

- Szpital Juliusz, gdzie mieściła się okulistyka, laryngologia dorosłych i później – onkologia.

W tamtych czasach na oddziałach w większości znieczulali lekarze danych specjalności. Brakowało więc osobnego oddziału, który zajmowały się de facto samą anestezjologią. To zaczęło się zmieniać jesienią 1982 roku, kiedy to w mieszkaniu dra Piotra Buchwalda spotkała się czwórka lekarzy. Oprócz gospodarza, była tam dr Grażyna Teluk, dr Tadeusz Szymura i dr Andrzej Pluta. Grupa postanowiła założyć Dział Anestezjologii. Miesiąc później już działał zespół lekarzy i pielęgniarek, który profesjonalnie zajął się znieczulaniem pacjentów w trzech rybnickich szpitalach. Jednocześnie rozpoczęły się też szkolenia medyków w dziedzinie znieczulenia i opieki pooperacyjnej.

Jak pewnie zauważyliście, powstanie anestezji w Rybniku nie było inicjatywą ówczesnego urzędu marszałkowskiego, a samych lekarzy. Dalsza historia potoczyła się już szybko, a działalność wszystkich trzech szpitali w nowym milenium skupiła się już w jednym miejscu, czyli przy Energetyków.



Początki anestezjologii w Rybniku, 40 lat temu/fot. materiały archiwalne

40 lat – to przepaść w anestezjologii

Okrągła rocznica to doskonała okazja do rozmów na temat działania rybnickiej anestezjologii. Tym bardziej jest to ważne, ponieważ na ten temat krąży wiele pytań i mitów. W WSS nr 3 rozmawiamy z Zofią Kowalczyk – pielęgniarką oddziałową i Wiesławą Frankowską – pielęgniarką anestezjologiczną, które od lat czuwają nad swoimi pacjentami. Panie zwróciły przede wszystkim uwagę na to, jak bardzo zmieniła się medycyna w przeciągu kilkudziesięciu lat.

Przed 1982 rokiem anestezjologia w Rybniku działała, ale nie miała swojej nazwy. Pacjentów znieczulało się, ale ten proces nie był wtedy tak profesjonalny. Czterdzieści lat minęło i widzimy, jaki dokonał się postęp w technologii. Kiedyś pracowaliśmy na podawaniu aparatem tlenu i podtlenku. Pacjent otrzymywał leki dożylnie. Co więcej – sprzęt, który używaliśmy był wielokrotnego użytku. Za każdym razem był poddawany sterylizacji – wspomina Zofia Kowalczyk.

Jak dodaje, dzisiaj lekarze i pielęgniarki używają na anestezjologii jednorazowego sprzętu – igły, strzykawki, cewniki, rurki intubacyjne, laryngoskopy.

Wszystko dedykowane jest dla jednego pacjenta. Zmieniła się też specyfika znieczulania. Przedtem stosowano proste i krótkie znieczulenia. Teraz mamy sploty, cewniki zewnątrzoponowe, maski nadkrtaniowe. Widać tę przepaść pomiędzy 40 latami – słyszymy.

Mało kto wie, ale dawnej podawanie pacjentowi halotanu (środek silnie usypiający) powodował zagrożenie dla personelu medycznego. Był bowiem szkodliwy w wydychanym powietrzu. Rozwój anestezjologii to również stworzenie systemu odciągania gazu.

Kiedyś znieczulał Romulus. Dzisiaj to antyk

Panie pokazały nam Romulusa – aparaturę niemieckiej produkcji (z Bielefeldu, czyli wtedy RFN), służącą do znieczulenia pacjentów. Żelastwo było tak ciężkie, że trudno było je przestawić w inne miejsce – nawet gdy było na kółkach. Wg karty, którą znaleźliśmy w szufladzie, sprzęt zaczął działać w Rybniku 12 stycznia 1988 roku. Co ciekawe, by podawać pacjentowi mieszaninę gazów, anestezjolog pompował ją ręcznie. Nie udało nam się jednak dowiedzieć, kiedy Romulus powstał. Wg szybkich poszukiwań w Internecie, jego produkcja rozpoczęła się w… 1952 roku. Aparatura jest więc prawdziwym antykiem.

Na szczęście wysłużony sprzęt został już dawno temu zastąpiony nowoczesnymi aparaturami podającymi odpowiednie dawki środka znieczulającego. Kontrolują one stan pacjenta i monitorują każde odchylenie od normy.

Kiedyś nie wszyscy w Rybniku mogli być operowani. Jeżeli pojawił się ktoś z większymi dolegliwościami, to był odsyłany do innego szpitala. W tej chwili nie ma takiej potrzeby, bo robimy wszystko. Możemy poprowadzić pacjenta z każdym obciążeniem, monitorować poziom jego snu i zwiotczenia. Kiedyś też mierzyliśmy tętno ręką. Teraz sprawdzamy pacjentowi jednocześnie tętno, ciśnienie i saturację. W razie czego reagujemy tu i teraz – mówi Wiesława Frankowska.


Tak wygląda Romulus

„Mówimy dzień dobry, ale i tak nas się nie pamięta”

Czy pamiętacie nazwisko anestezjologa, który czuwał nad Wami, jak byliście w szpitalu? Nie? Nie musicie czuć się winni. Ze swojej anonimowości anestezjolodzy zdają sobie doskonale sprawę.

Jesteśmy w maskach i czapkach. Mówimy „dzień dobry”, ale i tak się nas nie pamięta. Jesteśmy grupą medyczną, gdzie ludzie pytają się, co to w ogóle jest ta „anestezja”. Chcieliśmy ją trochę odczarować – przyznaje Wiesława Frankowska.

Jej koleżanka kontynuuje temat.

W pracy anestezjologa – można tak to powiedzieć - pacjent całkowicie nam się oddaje. Nie dość, że go usypiamy, to jeszcze zwiotczamy, a oddychanie przejmuje maszyna. Pacjent musi nam zaufać i dać zgodę na zabieg. Z naszej strony, żeby doszło do operacji, musimy go przygotować, by nie czuł bólu nawet jak będzie już po wszystkim – zauważa.


Anestezjologom widać w zasadzie tylko oczy/fot. materiały archiwalne

Jak zachowują się pacjenci? To zależy, jak kto znalazł się w szpitalu

Pacjenci… temat rzeka. Jak my – zwykli ludzie mamy różne anegdoty o lekarzach, czy pielęgniarkach, tak oni mają swoje historie na nasz temat. Jak wypadamy w ich oczach przed np. zabiegiem? Wszystko zależy od tego, w jakiej sytuacji znaleźliśmy się w szpitalu.

Ci, którzy znaleźli się u nas w wyniku zaplanowanego zabiegu, są spokojni. Do operacji przygotowuje już ich lekarz rodzinny. Wszystko tłumaczy także później anestezjolog. Pacjent najczęściej pyta, jak będzie wszystko wyglądało. Otrzymuje odpowiedź. Nastawia się więc na to, co go czeka, choć i tak zawsze pozostaje ta nutka niepewności i strachu – wyjaśnia pani Wiesława.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z pacjentem „na ostro”.

Najczęściej ma wypadek i trafia najpierw na SOR. Nie wie, gdzie jest i co z nim będzie. Mówię tutaj o przypadkach ratowania życia. Już w ogóle jest ciężko, gdy dociera do nas dziecko potrzebujące natychmiastowej pomocy. To podwójny stres – dla maluszka i dla nas, bo chcemy go ratować – opowiada pani Zofia.

Żeby nie było – śmieszne sytuacje też się zdarzają.

Taki przykład. Korytarzem idzie lekarz z pielęgniarką. Ten mówi do niej: „Idziemy robić dziecko”. Ktoś z boku jakby to usłyszał, pewnie byłby mocno zdziwiony. A to nasz żargon. Lekarz i pielęgniarka mieliby na myśli znieczulenie dziecka – śmieje się Zofia Kowalczyk.

Jej koleżanka porównuje zachowanie pacjentów do tego, jakby byli po jednym lub dwóch drinkach.

Pacjenci są sympatyczni lub agresywny. Jeden się budzi i mówi do nas: jakie piękne anioły nade mną stoją. Drugi zamiast tego chce nas bić, nie wiadomo za co. Radzimy sobie z tym. Niektórzy po prostu budzą się z dużym zakresem rąk i trzeba trochę uważać, by nie dostać po nosie – uśmiecha się Wiesława Frankowska.

Jedno jest pewne – anestezjologów rozczulają dzieci, które po podaniu premedykacji (tzw. „głupiego Jasia”) najczęściej po rozbudzeniu są ożywione i rozgadane.

Medyków aż zmroziło. Pacjent nie powiedział o gumie w ustach

Pacjenci najczęściej pytają się też, ile będą spali.

Odpowiadamy: „dla pana/pani to mało istotne”. Przecież pacjent po zaśnięciu traci poczucie czasu. Był taki przypadek, że zabieg trwał dwie godziny. Pan obudził się i pyta: „już?” - słyszymy.

Zdarzają się i takie przypadki.

Miałam młodą mamę. Mówi, że coś musi znaleźć sobie do zabiegu, bo w końcu porządnie się wyspała. Ze względu na małe dziecko nie miała takiego luksusu – śmieje się pielęgniarka anestezjologiczna.

Kolejny przypadek mógł jednak zakończyć się tragicznie, choć z początku wygląda niewinnie.

Miałam pacjenta, który przyszedł do zabiegu w znieczuleniu ogólnym. Zawsze zadajemy pytanie: czy pan/pani jadł/-a i pił/-a? Musimy pamiętać, że nie wolno ani jeść i pić przed zabiegiem. Pacjent zaprzeczył. Jedziemy na salę, usypiamy go, a tu zauważamy gumę w jego ustach. Potem był zaskoczony, że przecież nie pytaliśmy się go o gumę. To było bardzo niebezpieczne, bo mógł się zadławić w czasie zabiegu! - zaznacza pani Zofia.


Anestezjologia w Rybniku dysponuje najnowszym sprzętem

Może być zbieg prosty, ale nie ma prostego znieczulenia

Na anestezjologii i intensywnej terapii pracuje 23 lekarzy i kolejno 37 oraz 35 pielęgniarek. WSS nr 3 dysponuje ośmioma salami operacyjnymi, a także 4 punktami znieczuleń w salach zabiegowych i diagnostyce. Sami anestezjolodzy zajmują się kwalifikacją chorych do zabiegów, przygotowaniem niektórych pacjentów do operacji, znieczuleniem ich, a także opieką pooperacyjną, leczeniem bólu, intensywną terapią na OIT.

Nasze rozmówczynie podkreślają, że mimo tak wielu zadań zespół potrafi komunikować się jedynie wzrokiem.

Wiemy, co trzeba zrobić, wyprzedzamy reakcję. Zamierzamy się dalej rozwijać, bo medycyna zawsze idzie do przodu. Dlatego też lekarze i pielęgniarki uczestniczą w kongresach, by poznawać wiedzę z zakresu poprawy bezpieczeństwa pacjenta – zaznaczają nasze rozmówczynie.

Dziennie oddział uczestniczy w 30-40 zabiegach. W ciągu roku jest nawet 12 tys. procedur anestezjologicznych! Dodajmy, że szefem oddziału jest dr Andrzej Pluta – ten sam lekarz, który tworzył 40 lat temu anestezjologię, a spod jego ręki wyszło wiele doświadczonych pielęgniarek i lekarzy.

To duże liczby, ale za każdym razem odczuwamy stres. Pacjent jest przecież pod naszą opieką. Nie zawsze każdy potrafi sobie poradzić z emocjami. Trzeba je opanować, zwłaszcza po zabiegu, kiedy pojawia się niemoc. Wtedy przede wszystkim „uspokoimy głowę” i przypominamy sobie powiedzenie dra Szymury - „Może być zbieg prosty, ale nie ma prostego znieczulenia” – słyszymy.

Jeżeli zdarzy Wam się być w szpitalu w roli pacjenta przed zabiegiem, spróbujcie zapamiętać nazwisko anestezjologa. Wszak to właśnie dzięki nim nie musimy przeżywać katuszy, które towarzyszyły ludziom 100, 200, 500 lat temu.

Oceń publikację: + 1 + 77 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~Misio Misiek 2022-12-27
    09:18:58

    9 3

    gratulujemy rocznicy i dziękujemy za poświęcenie

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5380