Celtic Pub wychowuje młodych ludzi już od 25 lat! Rozmawiamy z właścicielem kultowego lokalu

Red. Celtic Pub świętował 25-lecie istnienia. Był tort i strzelały korki od szampana?

M.Z. - Ani tortu, ani specjalnie korki od szampana nie strzelały. Spędziliśmy ten dzień tak bardziej po swojemu, czyli muzycznie. Była duża impreza, zjechało się dużo muzyków, a nawet jak na czwartkowy wieczór, to bardzo dużo muzyków. Przyszli sympatycy naszego lokalu, stali klienci, którzy od wielu, wielu lat współtworzą Celta. Pojawili się również dawni pracownicy. Udało się znaleźć i zaprosić barmankę, która była w pierwszej załodze, te 25 lat temu. Zorganizowaliśmy konkurs na najstarsze zdjęcie z lokalu, które dotychczas było nieopublikowane i każdy z klientów odwiedzających nas mógł takie zdjęcie przynieść i się pochwalić. Konkurs wygrała właśnie nasza pierwsza barmanka.

Czwartek z jam session w Celtic Pubie to tradycja. Dlaczego muzyczny czwartek, a nie klasycznie weekend?

M.Z. - Taka to u nas tradycja. Imprez muzycznych na Śląsku tak naprawdę jest sporo. Przeróżne lokale, w różnych terminach organizują swoje imprezy. Są lokale, które robią to w piątki, są lokale, które robią to w soboty, inni jeszcze w niedzielę. Kiedy zaczynaliśmy przygodę z muzyką na żywo, czwartek był takim dniem niezagospodarowanym. Myślę, że wielu muzyków byłoby dla nas niedostępnych, gdybyśmy robili te imprezy w piątek, czy sobotę. Muzycy żyją z imprez i w weekend mają większe możliwości, większe koncerty. Dlatego czwartek jest dla nas dobry i nie mamy problemu z muzykami, którzy bardzo chętnie nas odwiedzają. Czwartek dla nas jest takim wczesnym piątkiem, jest już tradycją. Tak się utarło, że muzycy w ten dzień u nas są.

Jakie jest przepis na 25 lat istnienia na rynku, który nie jest łatwy? Wokół lokale się zamykają, otwierają nowe, które po jakimś czasie znowu są zamykane, a Celtic Pub jest ciągle kultowym miejscem na mapie Rybnika.

M.Z. - Trudno powiedzieć czy jest jakiś przepis. Na pewno, z 25-letniego doświadczenia mogę powiedzieć, że trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości. Wydaje mi się, że przez te wszystkie lata nauczyłem się bardzo zgrabnie dobierać załogę, wszystkich ludzi, którzy ze mną współpracują. W dużej części 25 lat tego miejsca to ich zasługa. To załoga tworzy klimat. Oczywiście, kiedyś sam stałam za barem, wiele lat bawiłem się w ten zawód barmana. Jednak w tym momencie myślę, że moje stanie za barem, by nie służyło, ani mnie, ani lokalowi. Dlatego zostawiam tę pracę i kunszt barmański w rękach młodych ludzi, a sam skupiam się na sprawach bardziej organizacyjnych i biznesowych.

Jest jakiś moment, jakaś impreza, która była w tych 25 latach na tyle wyjątkowa, że zapisała się szczególnie w pana pamięci?

M.Z. - Mnóstwo razy przeżywałam takie rzeczy. Niejednokrotnie nawet byłem w stanie się popłakać z wrażenia, z emocji jakie na mnie wywoływały niektóre imprezy. Trudno wskazać na jedno, czy dwa konkretne wydarzenia, bo takich niezwykłych wydarzeń było naprawdę sporo.

Pewnie były też kryzysy. Jaki był najpoważniejszy? Czy to nieszczęsny czas pandemii?

M.Z. - Rzeczywiście, pandemia wstrząsnęła całym rynkiem gastro i niestety jej skutki widzimy do dzisiaj. Mogę powiedzieć, że cały ubiegły rok, mimo że już nie było ograniczeń, był tak naprawdę stracony. Ponieważ znaczna część ludzi w czasie pandemii jakby odzwyczaiła się od wychodzenia z domu, spędzania czasu ze znajomymi, chodzenia do restauracji, czy klubu, do publicznych miejsc. Normalne stało się spotykanie na domówkach i duża część ludzi niestety cały czas przy tym zostaje. Mam takie nieodparte wrażenie, że ten ruch sprzed pandemii tak naprawdę już nigdy nie wróci.

Na przestrzeni lat wszystko wokół się znacznie zmieniło — ludzie, kultura zabawy, muzykowania, konkurencja. Jaki pan ma plan na przyszłość tego miejsca, aby nadal pozostało tym kultowym?

M.Z. - Będąc w jakiś sposób konserwatywny i konsekwentny w prowadzeniu tego lokalu, w tym jaka jest kultura tego miejsca, w jakich klimatach się obracamy i muzycznie, i jeżeli chodzi o ludzi, to bardzo bym chciał, żeby to zostało utrzymane. Ta knajpa niewiele zmieniła się przez te 25 lat w ogólnym zarysie i całość funkcjonuje na tych samych zasadach. Każdy może tutaj przyjść, każdy może miało spędzić czas. Oczywiście, jeżeli jest pełnoletni, a górny przedział wiekowy mamy nieograniczony. Każdy znajdzie dla siebie kawałek przestrzeni, czy to muzyki, czy to trunku, czy towarzystwa, które mu odpowiada. Na pewno więc nie będziemy zmieniać charakteru lokalu, kierunku na jakiś super nowoczesnej kultury typu hip-hop, czy coś tego typu. Obracamy się w klimacie bluesa, jazzu, rocka. Te gatunki muzyczne dobrze się u nas mają i dobrze brzmią w tym lokalu.

Zgodzi się pan, że stwierdzeniem, że to Celt "wychowuje" młodych ludzi, a nie odwrotnie?

M.Z. - Tak, mogę się z tym zgodzić. Faktem jest, że nie pozwalamy sobie na zmianę pod wpływem klientów. Jeżeli klientowi nie odpowiada klimat naszego lokalu, to my takich klientów nie trzymamy na siłę. Znajdą się inni, którzy będą chcieli do nas przyjść. Istotną różnicą między Celtem a innymi lokalami w naszym mieście, jest przede wszystkim wiek klienta. Średnia wieku jest naprawdę sporo wyższa niż w innych lokalach.

Dziękuję za rozmowę.

W galerii przedstawiamy zdjęcia z przekroju 25 lat istnienia Celtic Pubu w Rybniku. Byliście w Celticu? Jak wspominacie pobyt w tym lokalu? Podzielcie się swoimi historiami.