zamknij

Wywiady

Siłą III sektora jest niepoprawny optymizm

- W krajach Europy Zachodniej władze już dawno zorientowały się, że powierzenie zadań z zakresu pomocy społecznej stowarzyszeniom jest bardziej opłacalne, bo te organizacje wydają te pieniądze dużo efektywniej

 

- mówi Mariusz Wiśniewski – prezes obchodzącego jubileusz 10-lecia Stowarzyszenia „17-tka” .

Red.: Stowarzyszenie „17-tka” obchodzi jubileusz 10-lecia istnienia. Co najważniejszego, z pana punktu widzenia, udało się w tej dekadzie osiągnąć?

 

Mariusz Wiśniewski: Realizowaliśmy przez ten czas wiele różnych projektów. Każdy z nich ma jednak na celu jedno: pomoc niesamodzielnej młodzieży, dotkniętej patologiami społecznymi, w starcie w dorosłe życie. Tak więc naszym największym sukcesem jest każdy z naszych wychowanków, któremu udało się pomóc i który u progu dojrzałości ma większe życiowe szanse niż jego rodzice i środowisko, z którego wyszedł.

 

Czy da się jakoś policzyć tych młodych mieszkańców Rybnika, które przewinęły się przez wasze stowarzyszenie?

 

Nie robiłem takich podsumowań, a każda z naszych placówek ma odrębne statystyki. Przez samą naszą świetlicę w Boguszowicach przeszło ponad 1000 dzieciaków.

 

To dość smutna statystyka pokazująca przynajmniej w części zjawisko wykluczenia społecznego. Jak pan wie, socjologowie z Uniwersytetu Śląskiego przeprowadzili badania, w których wskazano obszary naszego miasta w największym stopniu zagrożone tym wykluczeniem. Przy okazji pojawiło się sformułowanie „getta biedy”, które oburzyło wielu naszych czytelników. Czy – pana zdaniem – to pojęcie w odniesieniu dla osiedli w Boguszowicach, czy Niedobczycach jest zbyt mocne?

 

Ono jest bardzo radykalne. Sam mieszkam w Boguszowicach i nie akceptuję terminu „getto”. Getto zakłada izolację, a ja nie czuję się izolowany. Jednak prawdziwym jest stwierdzenie, że takie dzielnice jak Boguszowice Osiedle, są miejscami gdzie ogniskują się patologie społeczne.

 

Psychologowie społeczni tłumaczą, że „bieda” w odniesieniu do takich miejsc to przede wszystkim bieda mentalna, a nie materialna.

 

Dokładnie tak. Problemem nie jest to, że dziecko nie ma finansowego wsparcia swojego rozwoju, edukacji, ale że od urodzenia widzi rodziców, którzy zamiast codziennie wybierać się do pracy, wolą nie pracować, a w zamian korzystać z zasiłków społecznych.

Co ciekawe, wielu rodziców z normalnych rodzin, podchodzi do naszej działalności z niechęcią, zazdroszcząc, że wychowankowie z patologicznych rodzin otrzymują za darmo zupę lub jadą na darmową wycieczkę. Wszystkich, którzy tak myślą, zapewniam, że dla dzieci większą wartością jest wychowywanie się w normalnej rodzinie, niż darmowy posiłek czy wycieczka „od Wiśniewskiego”. A dzieci, które są naszymi podopiecznymi nie zawiniły temu, że znalazły się w takiej, a nie innej sytuacji życiowej. Nie zawiniło też wielu dorosłych, którzy w okresie transformacji i likwidacji kopalń zbyt późno otrzymało wsparcie instytucji państwa.

 

Wielu ekspertów od pomocy społecznej twierdzi, że polski system jest demoralizujący.

 

Zgadzam się z tą opinią. Nasz system – brzydko mówiąc – nie pozwala „zdechnąć” z głodu, a jednocześnie opuścić niziny społeczne. Stąd inicjujemy projekty na przykład ukierunkowane na przekwalifikowanie zawodowe i znalezienie pierwszej pracy dla naszych podopiecznych. Ostatnio udało się to w przypadku 25 osób.

 

Gdzie te osoby znalazły pracę?

 

Na przykład na stanowisku spawaczy w firmach związanych z górnictwem. Dziewczyny z kolei pracują jako kelnerki i sprzedawczynie.

 

Gdy rozmawialiśmy kilka lat temu, narzekał Pan na sposób, w jaki Urząd Miasta Rybnika przeprowadza konkursy grantowe dla organizacji pozarządowych. Czy od tego czasu coś się zmieniło?

 

Moja ocena jest niejednoznaczna. Z jednej strony, miasto przeznacza na konkursy ogromną kwotę ok. 4 milionów złotych. Niewiele gmin w województwie śląskim w takim zakresie wspiera III sektor. My jesteśmy poważnym beneficjentem tych konkursów, bo na nasze projekty otrzymaliśmy w tym roku 340 tysięcy złotych. Z drugiej strony ponad 70% z tych 4 milionów trafia do klubów sportowych. I choć działalność tych organizacji sportowych jest ważna, to uważam, że działka pomocy społecznej wymaga większego wsparcia. I to nie tylko ze względu na istniejące w mieście problemy, ale na fakt, że miastu to się po prostu opłaca.

 

Co dokładnie ma pan myśli mówiąc, że „miastu to się opłaca”?

 

W krajach Europy Zachodniej władze już dawno zorientowały się, że powierzenie zadań z zakresu pomocy społecznej stowarzyszeniom jest bardziej opłacalne, bo te organizacje wydają te pieniądze dużo efektywniej. Na przykład, w Niemczech największym pracodawcą w dziedzinie pomocy społecznej jest tamtejszy Caritas. W Holandii, 20% wszystkich pracujących to pracownicy III sektora (w Polsce 1%). Tamtejsze władze wiedzą, że pracownicy stowarzyszeń są dużo bardziej elastyczni niż pracownicy społeczni instytucji państwowych. Przekładając to na rzeczywistość: pracownik socjalny zazwyczaj o 15:00 kończy pracę, a pracownik organizacji III sektora może nieść pomoc potrzebującym wtedy, gdy tego najbardziej potrzebują, na przykład o godz. 19:00-20:00, gdy ludziom z marginesu społecznego wpadają różne złe rzeczy do głowy. Statystyki mówią ponadto, że koszty utrzymania wychowanka w świetlicy prowadzonej przez stowarzyszenie są kilkakrotnie niższe niż w świetlicy prowadzonej przez samorząd. A nasi podopieczni otrzymują takie same świadczenia jak w świetlicy publicznej.

Ponadto, zarząd stowarzyszenia łatwiej i szybciej może inicjować projekty, bo nie jest obarczony skomplikowany przepisami w takim stopniu jak instytucje państwowe. Na przykład, gdy pojawiła się potrzeba szybkiego powołania Banku Drugiej Ręki, razem z innym stowarzyszeniem błyskawicznie zrealizowaliśmy ten pomysł. Naszym jedynym ograniczeniem są finanse. Poza pieniędzmi nie mamy żadnych barier w działaniu, bo cechuje nas niepoprawny optymizm. Ten optymizm to chyba największa siła III sektora.

Problemem, który dostrzegam jest nie najlepsze postrzeganie organizacji zajmujących się pomocą społeczną. Często, zbyt często, słyszymy głosy, że cały czas wyciągamy rękę po pieniądze i że „przecież dostaliście już dużo”. Nie ma u nas jeszcze zrozumienia tego, że każda złotówka wydana na nasze projekty przynosi w perspektywie państwu zyski. A kalkulacja jest bardzo prosta. Jeśli niesiemy skuteczną pomoc osobie, która jest na garnuszku państwa, to nie dość że przestaje on „doić” budżet państwa, to w przyszłości jako pracownik będzie odprowadzał do państwowej kasy podatki.

 

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych, owocnych 10 lat!

 

Rozmawiał Wacław Wrana

 

Mariusz Wiśniewski - urodził się w 1964 roku w Boguszowicach. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. H. Sawickiej i polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ukończył też studia podyplomowe w zakresie opieki nad dzieckiem. W latach pracował w 1988-1992 pracował w II LO, później m.in. w Szkole Podstawowej nr 17, a obecnie w Gimnazjum nr 5. Był również kuratorem sądowym.

Od 2001 roku jest prezesem Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Rybnika – Boguszowic.

Rodzina: żona Anna, również polonistka. Dwóch synów: Tomek – student polonistyki, Wojtek – uczeń IV LO w Rybniku – Chwałowicach.

Interesuje się literaturą, sztuką i historią zabytków.

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~ 2012-06-16
    16:21:45

    1 0

    Popieram pana Wiśniewskiego w 100%, każdy kto mieszka w Boguszowicach wie, jak jeszcze 15 lat temu wyglądała ta dzielnica - strach było wchodzić, wszędzie meliny, pijacy, agresywne grupy wyrostków. Od pewnego czasu zaczyna się to jednak zmieniać, to głównie dzięki Klubowi 17-stka, młodzi ludzie widzą, że mają wybór - albo agresywne grupy rówieśnicze i demolowanie osiedla po pijaku lub na trzeźwo, albo Klub, zajęcia, odrabianie lekcji itp. Gdyby nie było takiej organizacji, to młodzi ludzie wpatrzeni w swoich często zapijaczonych starszych kolegów, że o domu już nie wspomnę, nauczyli by się, że mają iść po zasiłek, nic nie robić, tylko brać, brać i brać bo przecież im się "należy", a jak nie chcą dawać to niszczyć własną dzielnicę. A tak młodzi ludzie widzą, że można do czegoś dojść, mieć ambicje, cele w życiu, zrobić coś z czego mogą być dumni i za co szanowani. Coraz więcej młodych ludzi z Pekinu idzie na studia, zarówno chłopaków jak i dziewczyn, co jeszcze 15 lat temu było nie do pomyślenia. Prawdą również jest, że kiedy idą do pracy to w ciągu tych 40 lat które muszą przepracować spłacą w podatkach z duuużą nawiązką wszystko to, co zostało w młodości przez państwo w nie zainwestowane w postaci finansowania takiego właśnie Klubu.

  • ~ 2012-06-16
    16:23:18

    0 0

    Jedyne co może denerwować to fakt, że rodzice tych młodych ludzi pasożytują na nas - tych którzy pracują i płacą podatki, bo taki rodzic sobie chleje od rana do wieczora, pracą się nie schańbi, a Wiśniewski za pieniądze podatników będzie wychowywał za nich ich dzieci, a oni dostaną gotowe, wychowane, wykształcone dziecko spowrotem. Oczywiście może to wkurzać, nawet bardzo, powiem więcej było by to chore gdyby nie denerwowało, jednak czy należy winić dzieci za to, jakich mają rodziców ?

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5491