zamknij

Wywiady

Rybnik to moja oaza spokoju

O Polsce, o Rybniku, o polskim filmie, o współpracy z Woody Allenem i braćmi Coenami oraz o rybnickich ścieżkach rowerowych rozmawialiśmy z rybniczaninem w Hollywood – Olkiem Krupą

Red.: Jakie wrażenia po spektaklach w Rybniku?

 

Olek Krupa: To były fantastyczne dwa dni. Byłem bardzo spięty, obawiałem się jak to wszystko wyjdzie, bo Teatr Stu ze swoimi spektaklami nie wyjeżdża na co dzień poza Kraków. Poza tym, w przeciwieństwie do sali Teatru Stu, w Rybniku jest klasyczny kształt sceny - musieliśmy dostosować do niej scenografię i sposób gry scenicznej. Ponadto, w Rybniku podczas jednego spektaklu na widowni zasiadło trzy razy więcej widzów niż w Krakowie. Emocje były więc ogromne. Dopiero gdy wyszedłem na scenę, stres zszedł ze mnie i mogłem oddać się żywiołowi scenicznemu. Mam nadzieję, że rybniczanom się podobało. Bo moim koledzy, począwszy od dyrektora Jasińskiego, przez aktorów grających główne role, po grupę młodych ludzi grających role drugoplanowe, świetnie czuli się w Rybniku. Bez zbędnych pochlebstw wyznali, że Rybnik wspaniale ich ugościł. Zadbano tutaj o wszystkie szczegóły ich pobytu, przez co czuli się docenieni, niczego im nie brakowało. Mało tego, tę opinię potwierdzili nawet ci, których trud na co dzień nie jest dostrzeganym, czyli osoby z zaplecza technicznego. Po prostu żal stąd wyjeżdżać.

 

Jest w Ameryce jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Jak wyglądały pana początki za oceanem? Zaczynał pan od zera...

 

To prawda. Bardzo pomogło mi to, że przed moim wyjazdem na stałe do USA w 1981 roku, wcześniej byłem w Ameryce na czymś w rodzaju stypendium. Wiele też podróżowaliśmy po świecie w końcówce lat 70-tych z Teatrem Stu. Był to okres, w którym nasiąknięty ideałami nie wyobrażałem sobie życia poza Polską... W 1981 roku jednak, na trzy tygodnie przed stanem wojennym, konsul amerykański zasugerował, abym razem z żoną i córką jak najszybciej wyjechał. Cóż zakasałem wtedy rękawy i aby przeżyć w ciągu dnia malowałem ściany, a wieczorami grałem w teatrze. Doszło nawet do zabawnej sytuacji, że w jednym z teatrów grałem rolę Van Gogha i Gauguina – tak więc w ciągu dnia wcielałem się w rolę malarza – robotnika, a wieczorami artysty - malarza.

Z pewnością również w aklimatyzacji w nowym kraju pomógł mi fakt, że moja żona byłą Amerykanką.

Później, gdy już wyłącznie żyłem z gry na scenie, pomagał mi fakt, że w kontaktach nawet ze znanymi reżyserami, zachowywałem nieco butnie, dumnie, mówiąc na przykład agentowi Allena, że przyjdę na casting jeśli będzie mi pasowało.

 

I podczas castingu miał pan odwagę skomentować zachowanie Woody Allena...

 

Tak. Gdy odgrywałem zadaną mi kwestię, Allen zwinął kartkę papieru w rulon i obserwował mnie jak przez lunetę. Zapytałem go więc, czy jest kapitanem statku, na co on się speszył, powiedział, że dobrze zagrałem, ale później mnie nie zatrudnił. Jakiś czas potem dostałem zaproszenie na casting do filmu „Co nas kręci, co nas podnieca”.

 

Jakie ma pan inne wspomnienia ze współpracy z Allenem?

 

Utkwiło mi w pamięci to, że daje on aktorom dużą swobodę, wolną rękę w interpretacji. „Jak będzie coś nie tak, to ci powiem”- mówił.

 

Nie sposób też nie zapytać o współpracę z braćmi Coenami.

 

Nie ukrywam, że nasza współpraca na planie filmowym wzięła się stąd, że znamy się prywatnie. Jest między nami mocna nić porozumienia. Wzajemnie bardzo dobrze się rozumiemy i gra w ich filmie dla obu stron była fajnym przeżyciem.

 

Śledzi pan wydarzenia w polskiej kinematografii ostatnich lat?

 

Raczej nie. Obejrzałem jedynie filmy: „Katyń”, „Róża” i „W ciemności”. Wszystkie bardzo mnie wzruszyły.

 

Przyjąłby pan rolę zagrania w polskim filmie?

 

Tak, jeśli pojawiłaby się atrakcyjna propozycja.

 

Większość pana ról w USA to kreacje, w których jest pan obcokrajowcem - Rosjaninem, Włochem, Norwegiem itd. Czy to wynika z tego, że nie pozbył się pan wschodnioeuropejskiego akcentu?

 

Tak. Za późno wyjechałem do Ameryki, by płynnie, w stu procentach nauczyć się ich akcentu. Nigdy specjalnie też się o to nie starałem. Nie czuję się zaszufladkowany z tego powodu, że reżyserzy widzą mnie w roli obcokrajowców.

 

Coraz więcej polskich młodych aktorów stara się przebyć w Hollywood. W przeciwieństwie do pana osoby, każdy ich krok w Hollywood można śledzić w polskich plotkarskich portalach internetowych.

 

Podobno tak jest. Podejrzewam jednak, że rzeczywistość w Hollywood jest nieco inna niż przedstawiają ją w Polsce plotkarskie media. Generalnie pozytywnie oceniam fakt, iż młodzi polscy aktorzy mają parcie na zrobienie kariery w Hollywood. Ja jednak nie mam potrzeby podpierania się skandalami towarzyskimi i brylowaniem w mediach. Mam trochę taką śląską naturę, że satysfakcję daje mi dobrze wykonana i wynagrodzona robota, a rozgłos medialny nie jest mi do szczęścia potrzebny.

 

Od 30 lat obserwuje pan Polskę i Rybnik z perspektywy Stanów. Jak zmienił się przez ten czas nasz kraj.

 

Znacząco zmieniła się Polska, zmienili się Polacy. Coraz częściej słyszę pozytywne opinie w świecie na temat Polaków. Ostatnio, gdy aktorzy angielscy z którymi grałem dowiedzieli się, że pochodzę z Polski, mówili mi jak wspaniale aklimatyzują się w Anglii przyjeżdżający tam za pracą Polacy. Gdy ja przyjeżdżam do Polski, widzę, że Warszawa staje się europejskim miastem pełną gębą. Cały kraj zaś wydaje się być bardziej zadbany. Najlepszym tego przykładem jest Rybnik – i nie mówię tego ze względu na siedzącego obok mnie prezydenta. Jestem tu bardzo często i widzę z jaką wyobraźnią to miasto się rozwija. Słyszałem, że kiedyś toczyła się tu dyskusja, czy w centrum miasta powinna stanąć galeria handlowa. Dziś widać, że dzięki tej galerii to miasto wieczorem żyje.

 

W jakich celach odwiedza pan Rybnik?

 

Mieszka tu moja 90-letnia mama, którą staram się jak najczęściej odwiedzać. Rybnik jest dla mnie oazą spokoju – świetnie tu wypoczywam, jeżdżę intensywnie po waszych ścieżkach rowerowych, spotykam się ze znajomymi.

 

Dwoma wspaniałymi spektaklami rozbudził pan apetyty rybniczan. Czy jest szansa, na powtórzenie takiej imprezy?

 

Będzie to niezwykle trudne, ale razem z mecenasem tego wydarzenia – Norbertem Gamoniem, będzie prowadzili rozmowy na ten temat.

 

Notował Wacław Wrana

 

Olek Krupa – urodził się w 1955 roku w Rybniku. Absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Rybniku. Pierwsze kroki aktorskie stawiał pod okiem profesor Wandy Różańskiej i w kole teatralnym Wojciecha Bronowskiego. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Od 1976 roku związany z krakowskim Teatrem Stu. W 1981 roku razem z żoną i córką wyjechał na stałe do Stanów Zjednoczonych. W USA zagrał prawie 60 ról filmowych i serialowych. Miał przyjemność pracować z takim reżyserami jak Woody Allen („Co nas kręci, co nas podnieca”), bracia Coen („Tajne przez poufne”). Zagrał też drugoplanowe role w takich filmach jak: „Salt” (u boku Angeliny Jolie), „Tajne przez poufne”, „9 i pół tygodnia” czy „X-Men: Pierwsza klasa”.

W kwietniu 2012 roku wystąpił na deskach Rybnickiego Centrum Kultury w spektaklach Teatru Stu („Zemsta” i „Królu Lear”). Został uhonorowany nagrodą prezydenta Rybnika za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury.

Jego pasją są góry i alpinizm – na swoim koncie ma zdobycie szczytów Mont Blanc i McKinley. Od 5 lat namiętnie jeździ też na motocyklu.

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5373