Sabina Jeszka szykuje się na finał

Sabina Jeszka na co dzień pracuje w rodzinnym biurze turystycznym. W jej domu śpiewało się od zawsze. Imieniem ojca nazwano nawet festiwal piosenki dziecięcej w Rybniku. W programie "Mam Talent!" wystartowała pomimo oporu rodziny, która bała się druzgocącej krytyki jurorów. Przyznaje, że publiczność wspiera i dodaje energii, jednak w samym występie najgorsza jest konfrontacja z jury, po którym nie wiadomo czego się spodziewać. - Nauczyłam się słuchać tego, co mówią mi prosto w twarz. Uwagi jury są cenne – wyznaje.

Kiedy weszła na scenę i padły pierwsze dźwięki, w fotelach przed telewizorami zamarło nie tylko pół Polski, ale i jury. Zaś publiczność w studiu oszalała z zachwytu. Mimo to, przed półfinałem brała lekcje śpiewu w Krakowie. - Czuję, że to moja życiowa szansa. Muszę nauczyć się śpiewać nie napinając mięśni gardła. Inaczej szybko nabawiłabym się chrypki. Jeśli dobrze zaśpiewam, być może ktoś mnie zauważy. I być może uda mi się zrobić karierę – tłumaczy.

 

Repertuar wybierała sama. Spośród dziesięciu propozycji, o wyborze tego jedynego utworu decyduje reżyser programu i Adam Sztaba. - Było mi ciężko, bo nie wystarczy wybrać ulubioną piosenkę, ale taką, która zaprezentuje w pełni moje umiejętności wokalne – opowiada.

W eliminacjach wykonała Stand Up For Love (Destiny's Child) przyprawiając Agnieszkę Chylińską o dreszcze. Z pierwszego występu niewiele pamięta. Do półfinału wybrała piosenkę Listen swojej ulubionej piosenkarki Beyonce. - Po raz pierwszy w życiu byłam zadowolona z występu, choć wiem, że w gruncie rzeczy liczy się łut szczęścia. W tym programie jest wiele talentów. Mamy dużo prób, więc jest okazja, by każdego poznać – mówi Sabina Jeszka.

 

 Rybniczanka wystąpi w finale 27 listopada. Jeszcze nie wie w jakim repertuarze. Niemniej jednak liczy na wsparcie publiczności, zwłaszcza tej z Rybnika.

 

- Mam nadzieję, że nie zawiodę siebie i tych, którzy mi kibicują. I proszę wysyłać sms-y! - apeluje Sabina Jeszka.