Z około 5 milionów Ukraińców, którzy uciekli ze swojego kraju przed wojną do Polski, został niespełna milion. Pozostali wrócili, w większości do domu. Dla polskiej gospodarki i rynku pracy to kolejna zmiana od lutego 2022 roku. I jest to zmiana pozytywna. - Sytuacja wraca do normy – mówią eksperci rynku pracy.
Alla Ozhyievska mieszka na Śląsku od siedmiu lat. Przyjechała tu, bo zakochała się w Polaku, założyła rodzinę. Tłumacz przysięgły, teraz dodatkowo uczy języka polskiego Ukraińców, w tym uchodźców. Jest również założycielką Fundacji Nieobcy w Żorach pomagającej wojennym uciekinierom. Historii nasłuchała się wiele. W tym o powrotach do Ukrainy, pomimo wciąż trwającej wojny. Przeważającym powodem jest tęsknota za mężem, bliskimi, domem. Zwłaszcza, że w opinii uchodźców sprawy na Ukrainie zmierzają ku dobremu. Widzą, że ich kraj dzielnie odpiera rosyjskie ataki, że ich siła maleje, że życie w miastach się normalizuje. Ci, którzy pochodzą ze zdewastowanych wojną terenów wschodnich, decydują się osiąść w Kijowie czy Ukrainie zachodniej.
Symptomatyczne, że na powrót decyduje się również wielu młodych Ukraińców. Wyrwani ze swoich środowisk nie potrafili zaaklimatyzować się w Polsce i czuli się tu obco. I pomimo rozpaczy matek, zdecydowali wrócić do Ukrainy, choć ich mamy zostały w Polsce. Wracają też panie z powodów ekonomicznych.
- Ustawa 40+ (40 zł dziennie na zakwaterowanie i wyżywienie – red.) nie gwarantuje utrzymania samotnej matce z dziećmi. Jeśli kobieta nie ma z kim zostawić dzieci, albo nie ma miejsca dla dziecka w przedszkolu, nie może iść do pracy – mówi Alla Ozhyievska.
- Kobieta, która przyjechała do Polski sama z dziećmi, jest w trudniejszej sytuacji na rynku pracy, gdyż jest mniej dyspozycyjna i nie może liczyć na pomoc męża lub też innych bliskich osób w opiece nad nimi. W związku z tym, nawet jeśli osoba ta ma odpowiednie kwalifikacje i chęć do pracy jest jej dużo trudniej znaleźć zatrudnienie, które pomogło by jej i dzieciom żyć w Polsce godnie. Zgadzam się, że program 40+ był potrzebny i pomógł przeżyć pierwsze miesiące w naszym kraju, jednak obecnie program ten zmierza ku końcowi, co pociąga za sobą konieczność podjęcia pracy i usamodzielniania się, a to często wiąże się z trudnościami – potwierdza Agnieszka Socha, właścicielka Agencji Pracy Worker Service.
Alla Ozhyievska zwraca też uwagę na kontekst kulturowy wpływający na aktywność zawodową Ukrainek w Polsce. Wyjaśnia, że w ukraińskiej rodzinie zwykle to mąż pracuje utrzymując bliskich, a żona dba o dom i nie pracuje zawodowo. Więc, nawet, jeśli chce się zatrudnić w Polsce, nie znajduje odpowiedniej posady.
- W Polsce dużo ofert pracy dotyczy produkcji. Na Ukrainie kobiety nie wykonują takich prac. Nawet nie ma zakładów, w których panie są na produkcji. Tak się tam dzieje od lat. To zajęcie dla mężczyzn. Dlatego w Polsce Ukrainki nie znajdują pracy dla siebie – mówi nasza rozmówczyni.
Agnieszka Socha potwierdza te doświadczenia i obserwacje, jednak wskazuje na to, że wiele kobiet mimo trudności podejmuje trud samodzielnego utrzymania rodziny.
- Owszem, sporo pań nie jest przyzwyczajonych do pracy na produkcji, ale nie mając innego wyboru podejmują taką pracę. Bardzo je za to podziwiam i doceniam ich trud i zaangażowanie. Często na produkcji pracują osoby, które mają zdecydowanie wyższe kwalifikacje i doświadczenie, ale obserwujemy również, że osoby te po jakimś czasie znajdują lepszą pracę. Co więcej, mimo licznych trudności kobiety, które uciekły przed wojną na Ukrainie są bardzo dobrymi pracownikami i znam przykłady firm, które swoją produkcję z uwagi na brak mężczyzn z Ukrainy dostosowały z sukcesem do pracy kobiet - mówi właścicielka Worker Service.
Zauważa jeszcze jedną rzecz.
- Obserwujemy również takie zjawisko, że panie, które wcześniej były na utrzymaniu mężów, stają się niezależne finansowo. Często to wpływa pozytywnie na ich poczucie sprawczości, daje im satysfakcję i nawet jak mają małe dzieci, starają się tak poukładać życie, aby były w stanie pracować. Z pewnością jest to trudne, ale wielu samotnym kobietom się to udaje– dodaje Agnieszka Socha.
Pewną kwestią mającą wpływ na dostępność pracy dla Ukraińców w Polsce jest powrót do naszego kraju Polaków z Wielkiej Brytanii, zniechęconych zmianami po brexicie. Oni też szukają źródła utrzymania w Polsce.
Statystyki ogólnokrajowe wskazują, że z około 5 mln uchodźców wojennych, którzy trafili do Polski, wyjechało już ponad 4 mln osób. Głównie wrócili do Ukrainy.
- Podejrzewam, że kolejna spora grupa osób wyjedzie z Polski po zakończeniu roku szkolnego. I będą to nawet osoby aktywne zawodowo, mające tu za co żyć, ale po prostu chcące wrócić do domu w Ukrainie – uważa Alla Ozhyievska.
To już kolejna zmiana w polskiej gospodarce związana z Ukraińcami, która wystąpiła od wybuchu wojny 24 lutego 2022 roku.
- Wówczas wielu mężczyzn wróciło do kraju walczyć z Rosjanami. A ponieważ w wielu zakładach pracy na działach produkcji zatrudnieni są wyłącznie mężczyźni, musieliśmy w miejsce Ukraińców posiłkować się pracownikami z Gruzji czy Mołdawii, a w najbliższych miesiącach pojawią się u nas także pracownicy z Azji i Afryki – mówi Gabriela Stuchlik, dyrektor w Agencji Pracy Worker Service.
Mężczyźni wyjechali, za to masowo zaczęły do Polski przyjeżdżać kobiety z dziećmi i młodzieżą. Alla Ozhyievska mówi, że sporo uchodźców nie podejmowało w pierwszym okresie pobytu w Polsce żadnych aktywności zawodowych. Trudno też się dziwić, ich życie stanęło na głowie. Myślały bardziej o znalezieniu bezpiecznego dachu nad głową dla dzieci i siebie. Jednak nie był to jedyny powód ich braku aktywności na rynku pracy.
- Były to osoby uważające, że pozostaną w Polsce kilka tygodni, góra dwa miesiące. Dostawały pomoc, działały sklepy humanitarne. Jednak po upływie tych dwóch miesięcy zaczęło im świtać w głowach, że jednak tak szybko nie dadzą rady wrócić, więc zastanawiały się, co tu robić. Bardziej aktywne osoby zaczęły szukać zajęć. Obserwowałam na przykład, że do działań zawodowych bardziej zdopingowane są osoby mające kogoś na froncie – męża, syna, brata, itd. Osoby te być może przez poczucie winy, że nad ich głowami nie latają bomby, chciałby robić coś, co pomoże bliskim na wojnie. I w ten sposób udało mi się zaangażować kilkadziesiąt osób do wyplatania siatek maskujących – mówi tłumaczka.
Wielotorową pomoc, z czasem coraz bardziej zorganizowaną, zaczęło oferować uchodźcom państwo polskie. Pojawiły się ośrodki wsparcia, ułatwienia prawne, pomoc finansowa i bytowa, liczni tłumacze przysięgli, projekty aktywizujące, itd. Alla Ozhyievska wspomina, że kiedy ona przyjeżdżała do Polski, takiego typu wsparcia w ogóle nie było.
Ułatwienia prawne okazały się również pomocne dla polskich pracodawców.
- Zostały uproszczone procedury. Nie była już wymagana wiza do legalizacji pobytu i podjęcia pracy. Wystarczyło tylko dać oświadczenie do urzędu pracy, że dana osoba została zatrudniona. To jest duże ułatwienie. Kiedy obowiązywały wizy, mijało czasem nawet kilka dni, zanim dostaliśmy z urzędu zaświadczenie o zamiarze powierzenia wykonywania pracy przez cudzoziemca. Dziś wszystko się załatwia w ciągu jednego dnia. Podobnie, niemal od ręki otrzymuje się już numer pesel. 20 minut w urzędzie i sprawa jest załatwiona – mówi Gabriela Stuchlik.
Zatem sporo Ukraińców wyjechało, ale ci, którzy zostali i wciąż przyjeżdżają, wykazują się dużą aktywnością zawodową. Z danych Platformy Migracyjnej EWL wynika, że pracuje zarobkowo w Polsce 71 proc. Ukraińców. Zarówno w zakładach pracy jak i na własnej działalności. To wpływa również na plany pobytowe Ukraińców w Polsce.
- Zauważam, że o ile dotąd cudzoziemcy przyjeżdżali do naszego kraju na kilka lub kilkanaście miesięcy, często tylko po to aby zarobić i wrócić do kraju, o tyle teraz coraz więcej przyjezdnych planuje zostać na dłużej. Mamy bardzo dobre doświadczenia z wieloma ambitnymi osobami, które zakładają w Polsce swoje biznesy, uzupełniają swoją edukację, awansują i zajmują coraz wyższe stanowiska w zakładach pracy w których zaczynali swoją drogę zawodową – mówi Agnieszka Socha.
Jako przykład ukraińskiego biznesu na Śląsku pokazuje restaurację Kozackie Jadło w Żorach. Historia firmy rozpoczęła się od znanej w całym kraju akcji Pierogi dla wolnej Ukrainy. Krótko po wybuchu wojny 60 uchodźczyń lepiło pierogi w wielu miejscach na Śląsku, z czasem akcja ta przekształciła się w pełnoprawną restaurację i stara się zaistnieć na gastronomicznej mapie Śląska.
- Jako agencja pracy byliśmy współorganizatorem tej akcji pomocowej, załatwialiśmy wszystkie procedury i dokumenty dla pań pracujących przy lepieniu pierogów. Z czasem Kozackie Jadło się usamodzielniło a właścicielkami restauracji stały się panie z Ukrainy – mówi Agnieszka Socha.
Aktywność zawodowa Ukraińców w Polsce mogłaby być jeszcze większa. Przypomnijmy tu przytaczane już przez ŚląskiBiznes.pl w maju wyniki IV edycji badania „Obywatele Ukrainy w Polsce i na polskim rynku pracy. Nowe wyzwania i perspektywy” przeprowadzonego przez Platformę Migracyjną EWL, Fundację EWL i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Wciąż barierą pozostaje znajomość języka polskiego. Tylko 35 proc. respondentów deklaruje ją na poziomie dobrym lub bardzo dobrym. Odsetek ten w ciągu dwóch lat zmalał o jedną czwartą (z 46 proc.). Respondenci wskazują, że pomoc w nauce polskiego skłoniłaby większą liczbę Ukraińców do podjęcia pracy, zwłaszcza, że rosną wymagania polskich pracodawców, a znajomość języka jest jednym z podstawowych kryteriów.
Drugą barierą są utrudnienia w nostryfikacji ukraińskich dyplomów i świadectw kwalifikacji. Stąd tylko 35 proc. uchodźców pracuje w naszym kraju na stanowisku zgodnym z ich kompetencjami. A ten odsetek w 2021 roku wyniósł aż 68 proc.
– Gdybyśmy z jednej strony pomogli im w nauce języka, a z drugiej w nostryfikacji dyplomów, czy zrobili jakąś szybką ścieżkę do tego, żeby te dyplomy były akceptowane szybciej, zyskalibyśmy niesamowite możliwości w aktywizacji uchodźców – czytamy w raporcie z badania.
Również Agnieszka Socha przyznaje, że uznawanie ukraińskich dyplomów pomogłoby większej liczbie Ukraińców znaleźć pracę. Skorzystaliby i oni i polska gospodarka. Ogólnie jednak zmiany zachodzące na rynku od wybuchu wojny do dziś należy ocenić pozytywnie. Jeśli uchodźcy wracają do domów, to nie sposób o tym inaczej mówić, jak o dobrym znaku. Ci, którzy zostali, stają coraz mocniej na nogach, pracują, zakładają biznesy. Chcą spokojnie i godnie żyć.
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert