Zdaniem socjologów i ekspertów koronawirus może na zawsze zmienić wiele naszych przyzwyczajeń. I przyspieszy rewolucję technologiczną, przez co nasze życie stanie się łatwiejsze. Przykłady? Masowo zaczęliśmy robić zakupy w internecie.
Artykuł powstał w ramach akcji wsparcia Partnerów i Reklamodawców grupy medialnej tuPolska. Nieodpłatnie publikujemy artykuły o lokalnych firmach, z którymi współpracujemy.
Jeszcze nigdy rynek e-commerce nie rozwijał się tak szybko, jak obecnie. Sklepy internetowe nie nadążają z realizacją zamówień, a firmy kurierskie – z dostarczaniem towaru klientom. Na przestrzeni kilku tygodni okazało się, że w sieci można kupić nie tylko nową bluzkę czy buty, ale także mleko, środki chemiczne, papier toaletowy albo mąkę i drożdże do upieczenia własnego chleba. Podczas gdy w sklepach stacjonarnych tych produktów brakowało, to w internecie było ich pod dostatkiem. To przekonało nawet sceptycznych.
Tradycyjny handel i usługi oczywiście nigdy nie przejdą do lamusa (bo włosów przez internet obciąć się nie da). Ale na pewno spora część biznesu przeniesie się do świata cyfrowego albo zacznie szerzej i chętniej z niego korzystać. Zrozumiały to nawet koncerny motoryzacyjne, które dotychczas wychodziły z założenia, że „auta sprzedaje się wyłącznie twarzą w twarz”. Podobnie myśleli zresztą klienci. Bo przecież tu potrzeba kontaktu człowieka z człowiekiem, należy obejrzeć samochód na żywo, przyjrzeć się detalom, przejechać się etc. Dziś okazuje się, że jedno (sprzedaż przez internet) nie wyklucza drugiego (kontaktu z żywym człowiekiem i oglądania auta „na żywo”).
Garstka marek uruchomiła pełnowartościowe „salony wirtualne” i chwalą się, że proces oglądania, wyboru i zakupu samochodu w nich przebiega dokładnie tak, jak w normalnym salonie. A nawet szybciej, sprawniej, nowocześniej i bezpieczniej. Wśród tych marek jest też Kia. Jak zatem wygląda to w praktyce?
1. Na stronie internetowej (kia.pl) wybieramy model, który potencjalnie nas interesuje oraz salon, w którym chcielibyśmy go obejrzeć (np. położony najbliżej miejsca naszego zamieszkania). Powiedzmy, że chcielibyśmy zobaczyć Kię Niro PHEV.
Wypełnienie prostego formularza zajmuje minutę.
2. Doradca z wybranego salonu kontaktuje się z nami, pyta o nasze oczekiwania i uzgadnia dogodny dla nas termin wideorozmowy.
3. Wybranego dnia i godziny doradca łączy się z nami za pośrednictwem jednej z kilku aplikacji. To czy korzystamy w tym celu ze smartfona, tabletu czy komputera jest bez znaczenia. I teraz najważniejsze: doradca pokazuje nam konkretny model Niro PHEV, który stoi w salonie. Nie jakieś wirtualne, ale prawdziwe, istniejące auto. Jako, że wszystko dzieje się na żywo, możemy poprosić, by otworzył bagażnik, pokazał co jest pod jego podłogą, zaprezentował działanie nawigacji, trzasnął drzwiami, kopnął w oponę, otworzył maskę, a nawet – jeśli to możliwe – uruchomił silnik, byśmy mogli usłyszeć i ocenić jak pracuje. Wszystkie (no, powiedzmy że prawie wszystkie) chwyty i prośby są dozwolone. Niczym nienormalnym nie będzie nawet pytanie o to, ile doradca ma wzrostu i poproszenie, by usiadł na tylnej kanapie i pokazał ile ma miejsca nad głową czy na nogi. Czyli sprawdzi wszystko to, co Wy byście sprawdzali będąc osobiście w salonie. A Wy zobaczycie to na ekranie swojego komputera, tabletu czy telefonu. Na żywo.
4. A teraz wyobraźmy sobie, że oglądając ten pokaz możliwości Niro, mignął Wam gdzieś w tle XCeed. Też w wersji plug-in. I pytacie nieśmiało doradcę, czy może go wam pokazać. Ależ proszę bardzo, nie ma żadnego problemu! W ten sposób płynnie przechodzicie od Niro do XCeeda. Albo do czegokolwiek innego, co akurat jest w salonie i chcielibyście to zobaczyć. Nie ma ograniczeń. Fakt, że w formularzu na samym początku zaznaczyliście „Niro PHEV” nie oznacza, że tylko to auto możecie obejrzeć z bliska. W wirtualnym salonie wolno wam wszystko to, co w tradycyjnym. Nawet chodzić (tyle, że używając nóg doradcy) od auta do auta w celu np. porównania bagażników. Albo rodzaju tapicerek.
5. Jeśli któryś z modeli szczególnie nas zainteresował możemy przejść do kolejnego kroku. Konfiguracji konkretnej wersji. Doradca przedstawi wszystkie możliwe opcje – silnika, wyposażenia, kolory lakieru, tapicerki, akcesoria etc. Wszystko oczywiście razem ze zdjęciami i video. Jeżeli w katalogu spodoba się Wam np. kolor czerwony, możecie zapytać czy taki samochód stoi np. na placu dealera. Jeśli tak, to – tak, zgadliście – doradca Wam go pokaże. To samo dotyczy rodzaju tapicerki czy wyposażenia. Wahacie się między wersją M albo L? Jeżeli salon dysponuje akurat autami w obu wersjach, nic nie stoi na przeszkodzie by doradza wam je pokazał, przedstawiając różnice na żywo.
6. Gdy w końcu uda się „złożyć” właściwy model i wersję, przychodzi czas na poznanie rodzajów finansowania. Wiadomo, że auto nie zawsze kupuje się za gotówkę i doradcy też są na to przygotowani. Przedstawią wszystkie opcje (leasing, kredyt, rabaty dla grup zawodowych etc), ich wady i zalety, zaprezentują szczegóły, łącznie np. z dokładną wysokością raty, ceną ubezpieczenia, kosztami serwisu, usług dodatkowych etc.
Jeżeli salon dysponuje akurat modelem w konkretnym kolorze albo w wersji wyposażenia, która Was interesuje to doradca bez problemu Wam ją pokaże
7. Jeśli wszystko zostanie uzgodnione i będziecie usatysfakcjonowani ofertą, to pozostaną już tylko formalności związane z samym zakupem. A one to też – nomen omen – formalność, którą będzie można załatwić bez wychodzenia z domu. Wszystkie dokumenty zostaną Wam dostarczone i od Was odebrane.
8. Nowe auto przyjedzie pod drzwi. Na lawecie. Zdezynfekowane od wentyli po antenę dachową. Bezpieczne i pachnące.
Oczywiście sprzedaż samochodów nigdy nie przeniesie się całkowicie do internetu, a będzie po prostu dodatkowym kanałem. Zresztą sama Kia nawet w czasach koronawirusa nie zamyka stacjonarnych salonów przed swoimi klientami. Nadal działają i można je odwiedzać z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności. Pamiętamy o maseczkach, dystansie i dezynfekujemy ręce (służące do tego płyny są u każdego dealera).
Póki co, najważniejsze jest to, by klient czuł się w wirtualnym salonie swobodnie, jak w tradycyjnym. Warto pamiętać o trzech istotnych rzeczach:
Bo w końcu powiedzenie „klient nasz Pan” obowiązuje nie tylko w realu, ale także w świecie cyfrowym. A przynajmniej tak być powinno.
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert