zamknij

Wywiady

Zarażeni kabaretem

Przebojem wdarli się na polskie salony kabaretowe. W pierwszym roku działalności zdobyli nagrody na dwóch prestiżowych festiwalach kabaretowych. Pod szyldem Kabaretu Młodych Panów występować chcą tak długo, dopóki nie zdezaktualizuje się nazwa grupy – wywiad z członkami Kabaretu Młodych Panów.

Z Robertem Korólczykiem (R.K.), Łukaszem Kaczmarczykiem (Ł.K.), Mateuszem Banaszkiewiczem (M.B.) i Piotrem Sobikiem (P.S.) rozmawia Wacław Wrana.

 

Jak doszło do powstania KMP?

 

R.K.: Początki Kabaretu Młodych Panów sięgają końca Kabaretu Dudu… Wtedy zaczął się rodzić pomysł na nową grupę, z nowymi ludźmi, którzy będą w stanie żyć kabaretem w pełni. Chcieliśmy zrobić nowy kabaret, nowy program, wykonywany tylko przez panów, bez pań – co ma swoje uzasadnienie.

 

Rozumiem, że tym uzasadnieniem nie są wasze preferencje seksualne? (śmiech)

 

R.K.: Nie, to nie ma nic wspólnego z preferencjami seksualnymi, ani z dyskryminacją kobiet! Po prostu w pracy z kobietami wynikają pewne trudności. Upraszczając, można powiedzieć, że kobiety są mniej dyspozycyjne, co rzutuje na próby i występy. Oczywiście są wyjątki – zdarzają się zwariowane dziewczyny, które doskonale do kabaretu się nadają, ale my akurat na taki wyjątek nie natrafiliśmy.

 

Ł.K.: Ja mogę tylko potwierdzić, że to prawda, o czym sam mogłem przekonać się jeszcze w Kabarecie Noł Nejm. Przez pewien czas przez grupę przewinęło się 8 dziewczyn, a została tylko Agnieszka, która jest takim przykładem wyjątku od reguły.

 

R.K.: Na marginesie -  już ich zostawiła i też to uczucie nie okazało się trwałe (śmiech). Wracając do naszych początków: wszystko chyba zaczęło się w Lidzbarku Warmińskim w 2003 roku, kiedy zacząłem myśleć o czymś nowym i zawracać głowę ludziom m.in. Kaczorowi (Łukasz Kaczmarczyk – przyp. Red.) i Piotrkowi Sobikowi.

 

Ł.K.: Wcielenie naszego nowego projektu w życie trwało ok. roku. Rozmawiać o nowym kabarecie zaczęliśmy w sierpniu 2003, a w październiku 2004 była premiera naszego programu.

 

P.S.: Chcąc wystartować od razu z profesjonalnym programem potrzebowaliśmy tego roku, aby nasz program był naprawdę dobrze przygotowany.

 

Ł.K.: Dokładnie. W maju 2004 mieliśmy z Robertem już w miarę opracowany program. Później w lipcu na tydzień przyjechaliśmy do Roberta na wieś, aby dograć szczegóły. Od września rozpoczęły się ostre próby z zespołem muzycznym i na jesień wystartowaliśmy z programem „My naprawdę chcemy pracować”.

 

Tak was słucham i zastanawiam się kto jest liderem Kabaretu Młodych Panów.

 

R.K.: Staramy się nie mieć swojego lidera – tak założyliśmy sobie od początku i staramy się tego przestrzegać. Można natomiast mówić o pewnym podziale ról. I tak: Piotrek zajmuje się sprawami technicznymi, organizacją występów, czyli pełni rolę menadżera. Teksty przeważnie tworzę ja z Kaczorem, ale jak powiedziałem ich obróbka i ostateczny kształt tworzony jest zespołowo.

 

Jaka jest recepta na dobry skecz? Ujawnijcie trochę kabaretowej kuchni…

 

Ł.K.: Źródłem dobrych skeczy jest rzeczywistość. Trzeba tylko zaobserwować w niej to, co można wykorzystać w kabarecie. Tak więc jeśli komuś z nas wpadnie coś do głowy zapisuje na karteczce swój pomysł i podczas wspólnych spotkań próbujemy z tego zrobić skecz.

 

R.K.: Nie ma chyba w naszym repertuarze skeczy wymyślonych. Wszystkie pomysły czerpiemy z rzeczywistości. Takim dobrym przykładem jest nasz skecz ze staruszkiem i przechodniem pytającym o toaletę. Z czymś podobnym spotkałem się w życiu.

 

Czyli dobry kabareciarz = dobry obserwator rzeczywistości?

 

R.K: Dokładnie. Dlatego trzeba śledzić nawet to, co nas nie interesuje. Od dziennika po disco relax.

 

Jeśli uda się już zaobserwować coś ciekawego, co się później dzieje z takim pomysłem?

 

R.K.: Zazwyczaj pomysłodawca pisze tzw. tekst podstawowy i na próbie przedstawia go kolegom z zespołu. Oni oczywiście się nie śmieją, ale żeby nie robić przykrości mówią, że skecz „rokuje”. Następnie odbywa się burza mózgów i zapada decyzja na „tak” albo na „nie”. Często jest jednak tak, że wartość skeczu poznaje się dopiero na scenie. Pamiętam skecz „Restauracja” grany w kabarecie „Dudu”. Na etapie tekstu wydawało się, że niczego nie wniesie do programu, a po zagraniu na scenie okazał się fantastyczny.

 

P.S.: W zasadzie o wszystkich skeczach można powiedzieć, że „żyć” zaczynają dopiero na scenie.

 

Ł.K.: Każdy skecz, program ewoluuje w trakcie grania na scenie. Najczęściej jest on systematycznie udoskonalany. Czasem dla skeczu wiele dobrego robi konieczność improwizacji.

 

R.K.: Widać to po naszym obecnym programie, który jest już w zasadzie zupełnie inny od tego, który był na początku.

 

Mocną stroną waszego programu jest strona muzyczna, wokalna. Skąd u was to przygotowanie do piosenek kabaretowych?

 

R.K.: Każdy z nas miał jakieś przygody ze śpiewaniem. Ja, co prawda wymuszone, bo mam arytmię tzn. mam słuch, ale nie trzymam tempa. Na szczęście reszta zespołu radzi sobie ze śpiewem dużo lepiej.

 

M.B.: Ja rzeczywiście trochę śpiewałem. Udało mi się wystąpić na ogólnopolskich festiwalach we Włocławku i w Rybniku na OFPA. Dziś w kabarecie rzeczywiście mi się to przydaje.

 

Ł.K.: Mój początek przygody ze śpiewem jest bardzo nietypowy. Otóż w Rybniku odbywały się warsztaty pieśni ukraińskiej, w których wziąłem udział. Nauczyłem się wtedy wiele przydatnych rzeczy, które wykorzystuję w kabarecie.

 

R.K.: My generalnie wychodzimy z założenia, że w kabarecie powinna być muzyka, piosenki.

 

P.S.: Zauważyliśmy, że w programach wielu polskich kabaretów, zwłaszcza młodych, brakuje śpiewu, a skecze są wyłącznie mówione.

 

R.K.: A podstawową zaletą piosenek w programie jest to, że stanowią dla widzów przerywnik między skeczami i pozwalają odbiorcom trochę odetchnąć.

 

Nim zadam następne pytanie, chcę, abyście się podzielili tym, co robicie na co dzień poza kabaretem.

 

Ł.K.: Ja jestem świeżo upieczonym magistrem. Siedzę teraz w domu i mam dużo czasu na przemyślenia. Choć kabaret jest połową mojego życia, to zdaję sobie sprawę, że muszę znaleźć jakieś zajęcie, które pozwoli mi egzystować.

 

R.K.: Kolega szuka sponsorów (śmiech).

 

Ł.K.: Powiem to: jestem bezrobotny! (śmiech). W naszym programie gram więc samego siebie.

 

P.S. To ja może mówiąc o sobie, powiem również o Bartku Demczuku, który niestety, nie może dziś być z nami. Razem z Bartkiem pracujemy w Zespole Szkól Ekonomiczno-Usługowych w studiu telewizyjnym. Generalnie zajmujemy się sprawami audiowizualnymi. Ja współpracuję z również z teatrem prowadzonym przez panią Jadwigę Demczuk – Bronowską, działającym przy Klubie Energetyka. Poza tym w wolnych chwilach zajmuję się projektowaniem prostych stron internetowych itp. rzeczami. Resztę mojego życia wypełnia kabaret. Nie ukrywam, że sprawy organizacyjne zajmują wiele czasu. Tym bardziej, że świadomość organizatorów naszych występów jest bardzo różna i musimy się zmagać z rozmaitymi problemami.

Wracając do Bartka – trzeba wspomnieć, że ważne miejsce w jego życiu zajmuje rodzina.

 

M.B.: Ja właśnie kończę studia. Znając życie nie zdążę się w zimie obronić, więc pewnie będzie to wczesna jesień (śmiech). Studiuję pedagogikę socjalno-opiekuńczo-wychowawczą na filii UŚ w Jastrzębiu. Na co dzień pracuję jako kelner w jednej z rybnickich restauracji. Moim marzeniem jest wydać książkę – rozprawkę filozoficzną w stylu Roberta McLiam, ale jak na razie stanąłem na III rozdziale.

 

R.K.: Ja jestem w tej chwili pracuję w Urzędzie Miejskim w Świdnicy. Od kilku lat ważną część mojego życia stanowi rodzina. Tak więc 3 najważniejsze części mojego życia to: praca, rodzina i kabaret.

 

Pytałem o wasze sprawy prywatne i zawodowe, bo zastanawiam się kiedy macie czas na próby?

 

R.K.: No niestety teraz wszystko rozbija się o mnie, bo odległość między Rybnikiem a Świdnicą jest spora. Tak więc w grę wchodzą spotkania weekendowe w Rybniku. Jest też opcja taka, że chłopaki przyjeżdżają do mnie na wieś na kilka dni, tak jak było przed premierą naszego programu. W każdym razie musimy się nieźle nakombinować.

 

A czy w naszej rzeczywistości jest możliwa sytuacja, że można wyżyć wyłącznie z kabaretu?

 

R.K.: Tak, są w Polsce kabarety, dla których kabaret do zawód i główne źródło utrzymania. To sytuacja optymalna. Również dla nas byłoby to rozwiązanie idealne, by móc całkowicie poświęcić się występom i tworzeniu nowych skeczy.

 

Czy więc taki cel wam przyświeca?

 

R.K.: Na pewno tak. Już teraz wiemy, że gdyby pojawiła się większa ilość występów w miesiącu, to każdy z nas musiałby wybierać między dotychczasową pracą zawodową, a kabaretem. Myślę, że po cichu każdy z nas liczy, że kiedyś przed takim wyborem staniemy i będziemy mogli postawić na kabaret.

 

Czy waszym występom towarzyszy jeszcze trema?

 

R.K.: Trema jest zawsze. Czasem jest nawet bardzo duża. Tyle, że w moim przypadku trema mnie mobilizuje, a nie paraliżuje.

 

Ł.K.: Myślę, że tremę przed wyjściem na scenę mam już za sobą. Trema wraca jedynie przed festiwalami, ale jej powodem nie jest strach przed wyjściem na scenę, a raczej obawa jak zostanie przyjęty program przez widzów i jurorów. Czasem powodem tremy są również ciężkie warunki sceniczne, w jakich przychodzi nam grać.

 

M.B.: W moim przypadku trema odgrywa bardzo ważną rolę. Często występ rozpoczynam znużony i zmęczony po kilku godzinach pracy zawodowej. Trema daje mi niezbędny zastrzyk adrenaliny, który pozwala mi skoncentrować się na występie i wyzwala we mnie niezbędną dawkę energii.

 

Czy jako początkujący aktorzy kabaretowi mieliście opory przed uzewnętrznianiem własnych emocji? Wszak kabaret to specyficzna forma emocjonalnego ekshibicjonizmu.

 

Ł.K.: W naszych niektórych skeczach mamy do czynienia nawet z ekshibicjonizmem cielesnym! (śmiech). Myślę, że każdy z nas na początku musiał pokonać pewne bariery. Ale to czy ktoś umie okazać emocje na scenie, jest pewnego rodzaju wskaźnikiem tego, czy w ogóle do kabaretu się nadaje. Pamiętam wiele osób, które po wyjściu na scenę nie radziły sobie z tym problemem.

 

R.K.: I tutaj powracamy do tematu dziewczyn w kabarecie. Niestety, często spotyka się sytuację, że to właśnie płeć piękna ma opory przed pewnymi zachowaniami na scenie. Czasem mamy do czynienia z reakcją, że „ona się będzie wydurniać”, „że nie założy tak głupiego stroju”.

 

Czy jakiś występ utkwił Wam szczególnie w pamięci?

 

R.K.: Ostatnio graliśmy tzw. „firmówkę”, czyli występowaliśmy na imprezie pewnej firmy. Zazwyczaj są to bardzo trudne występy, bo albo jest nieprzygotowana scena, albo towarzystwo jest już tak podpite, że nie docierają do niego żadne bodźce. No i przyjeżdżamy na tą wspomnianą firmówkę i okazuje się, że choć scena jest ok, to zagramy dopiero po kabarecie Długi z Katowic. Kiedy wychodziliśmy na scenę była godz. 22.00. Na sali szumno i gwarno, towarzystwo co miało zjeść zjadło i co miało wypić wypiło. I tu zaskoczenie: po rozpoczęciu występu zebrani zaczęli się wzajemnie uspokajać i wsłuchiwać się w nasz program!

 

P.S.: Po kilkudziesięciu minutach zrobiła się wręcz atmosfera kameralno-refleksyjna.

 

Dla jakiej publiczności lubicie grać najbardziej?

 

R.K.: Na pewno najfajniej gra się dla młodego pokolenia.

 

P.S.: A ja zauważyłem, że nasz program jest bardzo dobrze odbierany przez osoby starsze, które odbierają go bardzo entuzjastycznie.

 

Ł.K.: Warto również dodać, że ze względu na temat naszego programu, jakim jest praca, a raczej bezrobocie, w pełni nasze skecze są w stanie zrozumieć te osoby, które mają już jakieś doświadczenia na rynku pracy.

 

Co powoduje, że Rybnik od kilku lat jest prawdziwym zagłębiem kabaretowym?

 

R.K.: Przede wszystkim ludzie. W Rybniku jakieś 9 lat temu zaczynał robić kabaret Olek Chwastek, który po kolei zarażał wszystkich swoją pasją. Później Olek spotkał Stanisława Wójtowicza, dzięki któremu kabaret mógł liczyć na Fundację Elektrowni Rybnik i mógł wejść do Klubu Energetyka, aby ćwiczyć. Kiedy pojawiła się idea festiwalu, prezes Wójtowicz i fundacja wsparli organizację RYJKA.

 

P.S.: Warto powiedzieć też o nastawieniu ludzi z Klubu Energetyka, czy Młodzieżowego Domu Kultury, którzy kabaretom pomagają. U nich o nic nie trzeba się prosić, dokładają wszelkich starań, abyśmy mieli komfortowe warunki do rozwoju. Sami od siebie wychodzą z inicjatywą.

 

Ł.K.: Myślę, że rozwojowi kabaretu w Rybniku dobrze posłużyło się zarówno LARMO, jak i ogłoszony Poligon Kabaretowy, na którym kabaretem zaraziło się kolejnych parę osób. Poza tym nowopowstające w Rybniku kabarety mogą korzystać nie tylko z pomocy ludzi i zaplecza, lecz także z naszych, czy kabaretu Noł Nejm doświadczeń. Uważam, że przetarliśmy już szlaki, którymi teraz mogą pójść następni.

 

Czy nie obawiacie się, że może kiedyś wam zabraknąć entuzjazmu i energii do wspólnego robienia kabaretu pod szyldem KMP?

 

R.K.: Pewne chwile zwątpienia i zmęczenia czasem przychodzą. Ale jak sobie pomyślę, że mógłbym tego nie robić i siedzieć w domu oblatuje mnie gęsia skórka i nie wyobrażam sobie życia bez kabaretu.

 

Ł.K.: Za siebie mogę powiedzieć, że w stosunku do Kabaretu Młodych Panów mam poważne plany i chciałbym się z nim trwale związać. Zrobię wszystko, aby kabaret w tym lub innym składzie na trwałe funkcjonował na polskiej scenie kabaretowej.

 

Co uważacie jak dotąd za swój największy sukces?

 

R.K.: Za sukces uważam powstanie naszego kabaretu i programu, bo chyba nie wszyscy w nas wierzyli.

 

P.S. Myślę, że sukcesem jest zdobycie nagród na PACE i w Lidzbarku. To dla nas prawdziwy przełom. To, czego w różnych formacjach nie udało nam się osiągnąć w minionych latach, w tym składzie osiągnęliśmy w ciągu jednego roku. Nie ukrywam, że dzięki temu otworzyły się przed nami nowe możliwości, choćby takie, jak nagrania telewizyjne.

 

Ł.K.: Ważne było to, że zaczynając nasz kabaret każdy wniósł swoje, wieloletnie doświadczenia. I choć na początku byliśmy anonimowi udało nam się wypracować markę, jaką jest Kabaret Młodych Panów.

 

Kiedy możemy spodziewać się nowego programu?

 

Ł.K.: Program powstaje etapowo. Powinien być gotowy wczesną wiosną przyszłego roku. Mogę powiedzieć, że na pewno będzie kontynuacją poprzedniej tematyki i będzie w klimacie humoru społecznego.

 

Jakie są wasze wspólne marzenia?

 

R.K.: Moim marzeniem jest, abyśmy mogli dalej razem grać i abyśmy mogli robić to zawodowo.

 

P.S.: Moim marzeniem jest, abyśmy doszli do takiego momentu, kiedy Kabaret Młodych Panów będzie musiał zostać rozwiązany ze względu na zdezaktualizowanie się nazwy naszego zespołu.

 

I tego w imieniu swoim i czytelników rybnik.com.pl z całego serca wam życzę! Dziękuję za rozmowę.

 

 

Kabaret Młodych Panów - premiera pierwszego programu grupy odbyła się 7.10.2004 r. Od początku kabaret tworzyli:  Bartosz Demczuk, Łukasz Kaczmarczyk, Robert Korólczyk, Piotr Sobik i Szymon Tomecki.  W sierpniu 2005 r. tego ostatniego zastąpił Mateusz Banaszkiewicz. Największe sukcesy kabaretu nadeszły w 2005 roku: II miejsce na XXI Przeglądzie Kabaretów PaKA, III  miejsce na VI Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku i I miejsce na XXVI Lidzbarskich Wieczorach Humoru i Satyry. Kabaret działa pod patronatem Fundacji Elektrowni Rybnik. Oficjalna strona internetowa kabaretu: www.kmp.art.pl

 

 

 

 

 

Fot. Maciej Stefaniak, Wacław Wrana.

 

 

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5470