zamknij

Wywiady

Portret Ślązoka współczesnego

Rada Języka Polskiego negatywnie wyraziła się o „Biblii Ślązoka” rybnickiego pisarza i publicysty – Marka Szołtyska. Autor mówi bez ogródek: „... to wtórny analfabetyzm rady, która moim zdaniem popełniła poważny błąd, za który w szkole dostaje się ocenę niedostateczną.”

Rozmowa z Markiem Szołtyskiem.

Czy 20 lat temu spodziewał się Pan, że gwara, która kiedyś była dla wielu wstydliwa, stanie się tematem całkiem poczytnych książek?

Oczywiście nie spodziewałem się. Nie wiedziałem nawet, że będzie taka potrzeba. Ja pochodzę z małej miejscowości – Gierałtowic. Od dziecka umiałem mówić zarówno językiem literackim, jak i gwarą. Co chciałem powiedzieć literacką polszczyzną to mówiłem, a co po śląsku również. To była dla mnie normalna sytuacja i wówczas nawet do głowy mi nie przyszło, że kiedyś gwara stanie się tematem publikacji.

A czy rzeczywiście jest tak, że współcześnie Ślązacy nie wstydzą używać gwary?

W tej materii jest jeszcze wiele do zrobienia. Na przykład, to że jestem niekiedy krytykowany za pisanie o gwarze i w gwarze, jest symptomem – jak ja to nazywam – kolki regionalnej. Niektórym Ślązakom najwyraźniej to jeszcze przeszkadza. Z innymi przykładami na to, że niektórzy wstydzą się gwary, a raczej kultury śląskiej, spotykam się kręcąc audycje dla telewizji. Czasem rodziny mające u siebie tradycyjne śląskie meble – np. stare „byfyje” wstydzą się tego i nie chcą, aby inni widzieli, że mają w domu tak „staromodnie”. W tym momencie przypomina mi się doświadczenie wykonane przez amerykańskich psychologów społecznych. Pokazali oni murzyńskim dziewczynkom lalki i poprosili o wybranie najładniejszej. Zdecydowana większość dzieci wybrała lalki białe, a nie czarne.

Jest Pan popularyzatorem gwary i tutejszej kultury. W jaki sposób śląska gwara winna być kultywowana. Czy urząd lub szkoła są dobrymi miejscami do mówienia po śląsku?

Ja nie znam dobrze polskiego prawodawstwa, ale nie sądzę, aby gdzieś było zapisane, że pani na poczcie powinna znać biegle literacką polszczyznę. Natomiast z pewnością jej głównym zadaniem jest dobrze obsłużyć klienta. Dlatego uważam, że jeśli klient w sklepie prosi o „paczka cygaret”, to nie jest nic zdrożnego w tym, że ekspedientka obsłuży go „po śląsku”.

Żyjemy w wolnym kraju i możemy oczekiwać od władz generalnie ułatwiania nam życia. Jeśli więc ktoś próbuje utrudniać nam mówienie w gwarze, to jest to zamach na naszą wolność.

Chcę dodać, że np. w Bawarii, kiedy podczas rozprawy sądowej świadek lub oskarżony chce mówić w gwarze bawarskiej, sędzia albo musi go zrozumieć, albo zapewnić sobie tłumacza. Podobna sytuacja występuje w Austrii, gdzie niektóre gazety publikują teksty w lokalnych dialektach.

Oczywiście do używania gwary konieczne jest wyczucie i kultura osobista. Jeśli klient przychodzi do sklepu i chce „kilo preswursztu”, a ekspedientka nie zna znaczenia tego słowa, nie może się awanturować i powinien powiedzieć, że chodzi o salceson.

Jeśli chodzi o mnie, to posługując się polszczyzną korzystam z wtrąceń gwarowych w odpowiednich sytuacjach i muszę powiedzieć, że moi rozmówcy przyjmują to bardzo ciepło i ze zrozumieniem. Poza tym prowadzę teraz program telewizyjny po śląsku, jednak używam gwary w takim zakresie, aby nie znający naszego dialektu mogli zrozumieć o czym mówię. Efekt jest taki, że w miesiącu mój program ogląda pół miliona widzów.

Jaka jest różnica między gwarą a językiem? Czy gwara śląska ma szansę stać się kiedyś językiem urzędowym?

Zacznę od tego, że językoznawcy nie bardzo lubią określenie „gwara”. Oni używają raczej słowa dialekt. Ja dla odmiany wolę „gwarę”, bo wiele osób nie rozumie znaczenia „dialektu”. W skrócie mówiąc jest gwara to sposób mówienia w danym regionie, który nie jest typowy dla całego państwa. Stąd w Polsce mamy gwarę: śląska, góralską, kaszubską i jeszcze kilka innych. Ten sposób mówienia cechuje się innymi niektórymi słowami, inną intonacją i wymową samogłosek. Odmienna jest też melodia zdania.

Trzeba zaznaczyć, że gwara zawsze jest elementem szerzej pojmowanej kultury. Na tą kulturą składa się zazwyczaj: lokalna kuchnia, sposób ubierania się, świętowania itp.

Gwarze natomiast daleko do języka urzędowego. Problem tkwi w pisowni. Dopóki gwara nie będzie miała ustalonego sposobu zapisu – słownika ortograficznego, nie ma mowy o języku urzędowym. Życie jednak pokazuje, że w przypadku naszej gwary takiej potrzeby nie ma. Żaden z naukowców przecież się tym nie zajmuje. Nawet działalność Ruchu Autonomii Śląska zajmuje się załatwianiem interesów politycznych zamiast podejmowaniem badań naukowych nad gwarą.

Burzę w mediach wywołało ostatnio negatywne stanowisko Rady Języka Polskiego w sprawie tłumaczenia Biblii na gwarę śląską. Czy uważa Pan, że tego typu instytucję powinny zabierać głos w tej sprawie? Czy czuje się pan urażony krytyką językoznawców?

Jestem wolnym człowiekiem i innym tej wolności nie odmawiam. Dlatego jeśli jest Rada Języka Polskiego, to może ona wypowiadać się na dowolny temat. Byleby tylko nie robiła tego na mój koszt, bo zdaje się, że jako podatnik współfinansuję istnienie tej ciała, ale to i tak najmniej istotne.

Natomiast jako osoba publiczna nie mogę czuć się urażony tym, że ktoś komentuje lub ocenia moją twórczość. Razi mnie natomiast – nie boję się tego powiedzieć – wtórny analfabetyzm tej rady. Moja książka „Biblia Ślązoka” nie jest bowiem tłumaczeniem Biblii na gwarę śląską. Jest to zbiór opowiadań na kanwie Biblii napisany w gatunku literackim jakim jest gawęda. To typowe „opowiadania babci”, które zresztą znam ze swojego dzieciństwa. Styl gawędy jest bardzo popularny i przypomnę tylko, że dzieło górala Sabały o tym jak „Pon Bog stworzył babe” jest właśnie typową gawędą, której nikt nie krytykuje.

Zatem twierdzę, że Rada Języka Polskiego nie zrozumiała moich intencji i gatunku literackiego, którym się posługuję. O tym zresztą piszę na wstępie mojej publikacji. Powtarzam: to wtórny analfabetyzm rady, która moim zdaniem popełniła poważny błąd, za który w szkole dostaje się ocenę niedostateczną.

Dzieje Śląska i tożsamości narodowej Ślązaków, to temat tak rozległy, jak skomplikowany. Wydaje się, że w dobie integracji europejskiej pytania o tożsamość narodową Ślązaków powracają coraz częściej. Czy popiera Pan działania Ruchu Autonomii Śląska na rzecz uznania narodowości śląskiej?

Absolutnie nie popieram. Myślę, że użyte w Pana pytaniu sformułowanie „tożsamość narodowa” ma nacechowanie polityczne. Ja wolę mówić o tożsamości regionalnej.

Ruch Autonomii Śląska jest ruchem typowo politycznym, który ma cel polityczny - nawet nie wiem jaki. W samym fakcie istnienia tego ruchu nie ma nic złego, nawet w wielu kwestiach się z nim zgadzam. Różnimy się natomiast w metodach działania.

Wracając do tożsamości regionalnej. Pojmowanie Polski przez pryzmat regionów jest jak najbardziej zgodne z duchem europejskim. Proszę spytać spotkanego Austriaka za kogo się uważa. On najpierw odpowie, że jest np. Tyrolczykiem, wiedeńczykiem, Górnoaustriakiem, a dopiero w dalszej kolejności Austriakiem. Tak jest w większości krajów europejskich. I takim typowym dla Europy regionem jest Śląsk.

Myślę, że współczesny mieszkaniec Śląska nie powinien mieć takich problemów z tożsamością jak jego ojcowie, czy dziadkowie, których losy komplikowały kolejne wojny. Ślązok XXI wieku bez większych dylematów może powiedzieć, że jest obywatelem Polski, zjednoczonej Europy, ale jego Małą Ojczyzną, z którą się identyfikuje jest Śląsk. Śląsk, którego kulturę zna, chce poznać jeszcze lepiej, któremu bez względu na miejsce pracy i życia Śląsk po prostu się podoba.

Oczywiście takiemu pozytywnemu patrzeniu na Małą Ojczyznę sprzyja komfort życia. Dlatego dużo łatwiej mówić o kulturze Śląska w czasach pokoju i dobrobytu. Nie dziwmy się zatem, że człowiek, który jest bez pracy, boryka się z problemami, nie chce identyfikować się z regionem, a jego tożsamość jest zachwiana.

Pamiętam, jak kiedyś moja nauczycielka historii w liceum powiedziała, że Śląsk jest w Europie dobrych kilkaset lat. Teraz do tej Europy musi dołączyć reszta Polski. Dodam, że był to czas, kiedy o wejściu do Unii Europejskiej dopiero zaczynało się mówić. Po latach coraz lepiej zaczynam rozumieć jej słowa i dostrzegam coraz więcej różnić między problemami Śląska, a na przykład ściany wschodniej RP. Czy nie jest tak, że Śląsk ze swoimi problemami, jak i aspiracjami będzie wyobcowany w III, a może już w IV Rzeczypospolitej?

Myślę, że taka sytuacja jest charakterystyczna dla każdego kraju, w którym występują regiony. Proszę popatrzeć na Włochy. Północ od południa dzieli wyraźna granica mentalna, społeczna, gospodarcza i kulturalna. Można powiedzieć, że dzieli ich niemal wszystko, ale to ma swój urok. Podobnie jest gdy popatrzymy na Polskę. Jest zurbanizowany na wzór zachodni Śląsk i jest wieś na Podlasiu i Lubelszczyźnie z pustymi drogami i uprawami rolnymi. Jednak jedno i drugie na swój sposób jest piękne!

Oczywiście zgadzam się, że Śląskowi jest bliżej do Europy z jego gęstością zaludnienia, dużą ilością miast, pewnym miejskim typem myślenia, dostępem do kultury, bibliotek, szkół, z cechami pracowitości, punktualności. Ale to wszystko jest konsekwencją historii tego regionu. Jeśli Ślązok od dziesiątków lat z ojca na syna codziennie musi zdążyć na pociąg do pracy, to siłą rzeczy musi wyrobić w sobie cechę punktualności. Ta sama zależność dotyczy mieszkańców wschodniej Polski. Jeśli przez setki lat dla tamtejszego rolnika nie grało roli, czy wyjdzie w pole o 6.30, czy o 8.15, to nie dziwmy się innemu poczuciu czasu tych ludzi.

Natomiast unikam wartościowania poszczególnych regionów Polski. Tak jak powiedziałem, każdy ma swój urok i na tle innych Śląsk nie jest ani lepszy ani gorszy. Śląsk jest po prostu nasz, wyjątkowy, tak jak rodzinny dom.

W okresie międzywojennym Śląsk cieszył się autonomią. Pisze Pan m.in., że „takie rozwiązanie prawne, wraz z potencjałem gospodarczym regionu i pracowitością Ślązaków, były przyczyną dobrej kondycji województwa śląskiego w latach międzywojennych”. Czy w czasach zregionalizowanej Europy spodziewa się Pan kiedyś powrotu do autonomii „Perły w koronie”?

Według mnie najgorszą rzecz dla autonomii Śląska, zrobił… Ruch Autonomii Śląska. Nie mówię o teraźniejszej działalności ruchu, ale o jego początkach. Gdyby w 1990 roku po zmianie ustrojowej w Polsce, powstał ogólnopolski ruch na rzecz autonomii, a raczej samorządności regionów, być może żylibyśmy w innej rzeczywistości. Takiego lobby polityczno-społecznego wówczas zabrakło. W zamian za to pojawił się Ruch Autonomii Śląska, którego cele nie dla wszystkich były zrozumiałe i w związku z tym władze centralne nie pozwoliły na realizację postulatów ruchu. Dano nam natomiast samorządność, która dalece odbiega od naszych marzeń o przedwojennej autonomii. Poza podstawowym organem samorządu, jakim jest dobrze działająca gmina, mamy teraz fatalnie umocowane powiaty i województwa z niejasnymi i niezbyt wielkimi kompetencjami. Ja jestem za tym, aby w Polsce wszystkie regiony były samodzielne, na wzór niemieckich landów.

Czy nadal na śląskich osiedlach występuje podział na hanysów i goroli?

Uważam, że takiego konfliktu już dziś nie ma, a temat Gorola pojawia się raczej w żartach i to z udziałem samych nie – Ślązaków. Ja w ogóle zadaję sobie pytanie, na ile ten konflikt przez lata był prawdziwy. Śląsk był bowiem zawsze gościnny i tutejsi mieszkańcy byli psychicznie gotowi na przyjęcie przyjezdnych. Przypomnę, że zjawisko napływu ludności na Śląsk nie jest wcale procesem powstałym po II wojnie światowej. Tutaj przyjeżdżano do pracy od początku XX wieku, a jeszcze wcześniej na Śląsku azyl otrzymywali uciekinierzy z innych zaborów. Oczywiście tak gwałtowny napływ ludności jaki miał miejsce w latach 60-tych, 70-tych XX wieku, był dla Ślązaków szokiem i tu biorą źródła historie o Ślązokach i Gorolach (celowo nie używam słowa „hanys”, bo to obce wyrażenie, nie pochodzące stąd).

Obecnie obserwuję na Śląsku proces zupełnie inny. Często biorę udział w szkolnych konkursach gwarowych, gdzie np. na osiedlu Tysiąclecia w Katowicach dzieci chętnie uczą się gwary i lubią śląską kulturę i tradycję. Tam na przykład padają pytania konkursowe typu „co to jest fusekla”, co dla rówieśnika z Jankowic czy Jejkowic jest tak oczywiste, że gotów byłby się obrazić. Tak czy siak wspomniane konkursy, dni śląskie itp. imprezy są dowodem na to, że zanikają tradycyjne podziały, a coraz więcej osób chce poznawać naszą kulturę.

Jaki jest Ślązok XXI wieku. Kiedyś powiedział Pan, że Ślązok to jest trochę taka „dupa w kraglu”. Czy podtrzymuje Pan to zdanie?

To prawda, że tak powiedziałem. Mówiąc o obrazie współczesnego Ślązoka mogę jedynie mówić za siebie i na własnym przykładzie. No więc myślę, że Ślązok XXI wieku to jest taki ktoś, kto przede wszystkim nie zapiera się już, że jest Ślązakiem. Chce czegoś więcej dowiedzieć się o Śląsku, dba również o to, aby o śląskiej kulturze dowiedzieli się inni. Bez względu na miejsce pracy, wyjazdy zagraniczne stara się widzieć Śląsk jako piękny.

Współczesny Ślązok jest zaradny, ale w takim zakresie w jakim jest mu to potrzeba. Jest w stanie nawet założyć firmę, aby zrealizować swoje plany! (śmiech) Sądzę więc, że Ślązok jest już trochę mniej „dupom w kraglu”.

Jest pan rybniczaninem. Czy odpowiada Panu wizja i kierunki rozwoju miasta?

To bardzo szerokie zagadnienie, ale skupię się tylko na kilku rzeczach. Myśląc o współczesnym Rybniku zawsze dzielę rozwój miasta na 2 okresy – epokę Makosza i epokę Fudalego. No więc Makosz swoje rządy rozpoczął całkiem nieźle. Ruszył z rondami i renowacją Rynku. To spowodowało, że w rybniczanach w ciągu 2, 3 lat obudziła się jeszcze przedwojenna duma z miasta, jako centrum regionu. Tego nie mieli wówczas inni i wywołało to w mieszkańcach miasta bardzo pozytywną energię. W pewnym momencie zabrakło jednak Makoszowi odwagi m.in. do zaciągnięcia kredytów na wielkie inwestycje. Wprawdzie on jest autorem pomysłów budowy kampusu, przenosin szpitala, ale nie zdołał tego zrealizować. Następna ekipa przejęła władzę trochę niepozornie, a następnie odważnie rozpoczęła realizację wielkich inwestycji. Zrealizowali projekt kampusu, trwa budowa kanalizacji, teraz powstają w Rybniku jak grzyby po deszczu hipermarkety. Zadaję sobie jednak pytanie co dalej? Przede wszystkim obawiam się o drogi, które w centrum miasta mogą nie wytrzymać natężenia ruchu. Poza tym nie wiem, czy w Rybniku jest pomysł co robić dalej z kampusem. Oczywiście fakt powstania kampusu to fantastyczna sprawa! Jednak chyba czas skończyć świętować jego uruchomienie i zastanowić się jak powinien funkcjonować dalej. Może bowiem dojść do sytuacji, że w dobie niżu demograficznego jedna uczelnia z drugą podziękują za współpracę i wyniosą się z Rybnika. Dlatego trzeba zmierzać do utworzenia w Rybniku uniwersytetu. Postawiłbym sprawę twardo: ci wykładowcy, którzy teraz z doskoku pracują w Rybniku powinni podjąć się tworzenia tutaj samodzielnej uczelni. Jeśli to zaniedbamy, za chwilę w pięknych pomieszczeniach kampusu trzeba będzie organizować szkołę rodzenia lub gimnastykę korekcyjną.

Poza tym w Rybniku trzeba poprawić kilka drobnych rzeczy, które jednak rzutują na komfort mieszkania tutaj. Na przykład Straż Miejska nie potrafi sobie poradzić z dzikimi palarniami przy szkołach. Na rybnickim wysypisku śmieci nie można indywidualnie oddać śmieci, a tylko przez firmę. Jak więc walczyć z dzikimi wysypiskami śmieci? Brakuje też kompostowni na wzór tych w krajach zachodnich.

Niektórzy historycy mniej lub bardziej złośliwie wytykają Pana książkom, że komercja dominuje nad walorami historycznymi i dydaktycznymi…

Książki są po to, aby ludzie je kupowali. Trzeba więc im nadać formę bardzo atrakcyjną. Piszę książki tak, aby były dostępne dla czytelnika. Słysząc takie głosy zastanawiam się, co znaczy „komercja”. Proszę zwrócić uwagę, że w moich książkach, z jednym małym wyjątkiem nie ma reklam. Nie korzystam z publicznych dotacji, tak jak niektórzy moi koledzy po fachu. Publikacje wydaję za własne, zaoszczędzone pieniądze, a żeby je sprzedać musiałem sam wypracować system sprzedaży. Traktuję książkę jak produkt, aby go sprzedać muszę zadbać o atrakcyjną szatę graficzną, twardą oprawę itp. Jestem dumny z tego, że potrafię książki pisać, wydawać, sprzedawać i zarabiać na tym, pozostając niezależnym od nikogo.

Która z wydanych książek jest Panu najbliższa?

Oczywiście „Biblia Ślązoka” i to z kilku powodów. Po pierwsze to miała być książka niszowa, dla koneserów, a sprzedała się w 100 000 egzemplarzy! Po drugie pozytywnie wpłynęła na mentalność Ślązaków, którzy uświadomili sobie, że gwarą można opowiadać rzeczy trudne i piękne.

Jakie są Pana najbliższe plany wydawnicze?

Nie powiem, ponieważ kiedyś powiedziałem o planach wydania „Kuchni Śląskiej” i inny wydawca wykorzystał mój pomysł i wydał książkę pod tym samym tytułem. Natomiast pomysłów na nowe książki mam do 2012 roku. Jeśli dożyję, będę je realizował.

Zakończmy akcentem świątecznym. Kto na Śląsku przynosi prezenty?

Zdecydowanie Dzieciątko. Nie Mikołaj, nie Gwiazdor, ani Dziadek Mróz, a Dzieciątko, które też jest elementem naszej kultury i tradycji.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Wacław Wrana

Marek Szołtysek - urodził się w 1963 roku. Jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nauczycielem historii w IV Liceum w Rybniku-Chwałowicach, redaktorem "Gazety Rybnickiej", a także właścicielem wydawnictwa "Śląskie ABC". Za publikacje prasowe i książkowe otrzymał szereg nagród m.in. nagrodę prezydenta Rybnika w dziedzinie kultury za rok 1995 i 1999. W 1997 roku nagrodzony przez Radę Oświaty Regionalnej, a także Kuratorium Oświaty w Katowicach i MEN. W 1999 otrzymał od Związku Górnośląskiego prestiżową nagrodę im. Wojciecha Korfantego za "w pełni oryginalny i niekonwencjonalny sposób kształtowania wiedzy o swojej małej ojczyźnie". W 2001 roku Szołtysek został przyjęty do "Śląskiej Loży Liderów". Jest autorem około 400 publikacji prasowych na temat Śląska. Jako pisarz zadebiutował książką "Rybnik, nasze gniazdo" (1997), a następnie wydał: "Papież na Górnym Śląsku" (1998), "Śląsk, takie miejsce na ziemi" (1998), "80 lat PCK..." (1999), "Żywot Ślązoka poczciwego" (1999), " Dzieje rybnickiego zamku i sądu" (1999), "Dzielnice Rybnika" (2000), "Bujaków, 700 lat..."(2000), "Biblia Ślązoka" (2000), "Śląskie podróże" (2000), "Elementarz śląski"(2001), "Ślązoki nie gęski"(2002), "Kuchnia śląska". Mieszka i pracuje w Rybniku; żonaty, pięcioro dzieci.

Fotografie: Profesjonalne Studio Fotografii

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~Arteks 2005-12-14
    19:53:03

    0 0

    Czytam teksty Szołtyska na łamach Gazety Rybnickiej od lat i widać po nich, że to pasjonat i miłośnik Rybnika "pełną gębą". Popularyzacja śląskich zwyczajów i gwary z pewnością nie jest zła. Czasami razi mnie trochę naiwność i naciąganie pewnych historii oraz czołobitność wobec księży no ale widać tu jednak wpływy KUL-u. W każdym razie jest to kolejny znany Rybniczanin. Co do Biblii Ślązoka to raczej nie można nazwać tego gawędami i opowiadaniami na kanwie Biblii gdyż tytuł wskazuje na coś innego. Poza wspomnianą radą negatywnie o tej publikacji wyrazili się również teolodzy. Gdyby Szołtysek w podobny sposób potraktował Koran to do końca życia musiałby się ukrywać tak jak Salman Rushdi... Dobrze, że Polacy-chrześcijanie są wyrozumiali ;)

  • ~ 2005-12-14
    20:03:14

    0 0

    Cenię Pana za upowszechnianie gwary śląskiej ,nie mogę pojąć jednak skąd Pan znod w gwarze ślonskij samogłoski "ą" "ę",których Pan nagminnie używa.

  • ~Kalin 2005-12-20
    16:44:08

    0 1

    Uważam, że ostatnia publikacja (BIBLIA...) nie powinna być przekładana na gwary i to nie tylko na ŚLĄSKĄ! Pan Szołtysek jako osoba wykształcona, pedagog, powinien zdawać sobie z tego sprawę.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5499