zamknij

Wywiady

Służba na morzu to ciężki kawałek chleba

- Rybnik mam nadal w sercu i zostanie tam do końca życia. Mam też wytatuowany na ramieniu herb Rybnika, a flaga miasta powiewa obok domu na Kaszubach. Wieszam ją na maszcie co roku 13 czerwca – w dzień św. Antoniego – zdradził nam komandor por. Adam Kula, rybniczanin i marynarz, który służył w Marynarce Wojennej naszego kraju.

Komandor porucznik Adam Kula urodził się i wychował w Rybniku. Wybrał karierę wojskową w Marynarce Wojennej, a jego drugim domem stała się Gdynia. Nie zapomniał jednak o rodzinnych stronach. Marynarz organizuje od 18 lat wycieczki mieszkańców Pomorza na ziemię rybnicką. Z kolei my – Ślązacy mamy okazję obejrzeć wnętrza okrętów i codzienną pracę żołnierzy.

Dlaczego komandor zdecydował się na tego typu przedsięwzięcie? Jakie wspomnienia z Rybnikiem pozostały w pamięci Adama Kuli? Tego wszystkiego dowiecie się podczas poniższej lektury.

Może powiedzieć Pan na wstępie coś o sobie i rodzinie?

Adam Kula: Byliśmy raczej skromną rodziną, tak jak praktycznie każdy, kto żył wtedy na Śląsku. Ojciec był brygadzistą w Silesii – pracował „na lodówkach”. Mama z kolei w tym samym zakładzie zatrudniona była na emalierni. Wraz ze swoimi dwoma braćmi zdecydowaliśmy się pracować w kopalni Chwałowice. Miałem 16 lat kiedy pierwszy raz zjechałem na dół, chciałem dorobić sobie trochę na podręczniki i ubrania.

Ja pracowałem jako ślusarz, Zbigniew był elektrykiem, a najstarszy brat Marian – elektromonterem. Co ciekawe, jest teraz bardzo dobrze znanym żeglarzem i twarzą Gdyni.

Twarzą Gdyni?

Mojego najstarszego brata zawsze ciągnęło do morza. Udało mu się skończyć szkołę podoficerską, a następnie otrzymał przydział do Marynarki Wojennej. Był wychowaniem jachtklubu „Kotwica” a w przyszłości okazał się bardzo dobrym żeglarzem, zdobywał wszystko co było możliwe, jak np. 12 mistrzostw polski. Nie był jednak medialny…

Co to znaczy?

Miał swoje zasady, których się trzymał. Raz wiózł łodzią pułkowników z Warszawy, same szychy, które załapały się na regaty. Jeden z nich powiedział do mojego brata: „Przecież ty nie masz wiatru, włącz silnik”. Odpowiedział mu: „Jeszcze jedne takie słowo, a wylecisz”. Pułkownik sobie pomyślał: „Co mi będzie jakiś chorąży rozkazywał”, ale pamiętajmy, że Marian był przecież dowódcą okrętu. Oficer powtórzył jednak jeszcze raz to zdanie. Brat w tym monecie przerwał regaty, popłynął do Świnoujścia i wyrzucił wyższego rangą na brzeg (śmiech).

A jakie osiągnięcia ma na swoim koncie drugi z braci?

Zbigniew skończył Wyższą Szkołę Marynarki Wojennej. Był ponadto pierwszym dowódcą okrętu RP Górnik, a także odpowiadał za wprowadzenie polskiej marynarki do struktur NATO.

Jak wyglądała Pana droga kariery?

Kiedy tylko skończyłem górniczą szkołę zawodową, dostałem się do Szkoły Chorążych w Olsztynie. Potem studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. W Marynarce Wojennej pełniłem funkcje instruktora, wykładowcy, a także kierownika Zakładu Wychowania Fizycznego. W 1998 roku uzyskałem doktorat na gdańskim AWF-ie. Obecnie jestem już na emeryturze.

Zapewne ma komandor wiele wspomnień związanych z Rybnikiem?

Oj tak! Pamiętam, że Maroko-Nowiny były kiedyś osiedlem bardzo usportowionym. Różne dyscypliny wtedy uprawialiśmy ale nie po to, aby zdobywać zaszczyty na jakiś zawodach, ale żeby się "nie dać" na mieście. Jak się szło z dzielnicy do dzielnicy, to dochodziło nierzadko do „walk pokoleniowych” (śmiech).

Kiedyś byłem na wagarach, leżałem sobie w oknie na pierwszym piętrze i pamiętałem, że ojciec kończy robotę zawsze o 14.00. Zdarzyło się jednak, że tata wracił wcześniej do domu. Jak tylko zobaczyłem go w oknie, wszystko dokładnie pozamykałem i wyskoczyłem przez balkon na rynnie. Tata przyszedł do mnie i i mówi: „Tyś był dzisiaj w domu”. Ja na to: „Niemożliwe. Jak mogłem być w domu, jak wszystko mam zapisane w zeszytach?”. Ojciec nie wiedział, że koledzy pomogli mi sporządzić notatki.

Innym razem chciałem zrobić sobie procę. Jako, że nadchodziła jesień, ojciec przygotował dla siebie odpowiednie buty. Z kolei ja potrzebowałem dobrego kawałka gumy, a te języki w butach były takie dobre. Wiadomo, co się działo dalej (śmiech).

Ten niesforny charakter bardziej Panu przeszkadzał, czy pomagał?

Pomagał, dzięki temu człowiek był taki cwany. Kopalnia mnie „wyszkoliła”, swoje trzy grosze dorzuciło też osiedle – człowiek nie mógł po prostu się wtedy dać.

Pamiętam jak w 1972 roku w Chwałowicach miał miejsce mecz: Górnik Zabrze-ROW Rybnik. Grałem wtedy z górnikami w pokera i wygrałem 12 tys. złotych. Zwycięstwo nie było jednak takie łatwe – górnicy powiedzieli mi, że jak chce zatrzymać pieniądze, muszę przyjść następnego dnia na rewanż. Jakbym tego nie zrobił, to pewnie by mnie obili.

Kasę jednak dostałem. Tego samego dnia przechodziłem przez Plac Wolności i zobaczyłem w sklepie biały rower szosowy Huragan za 3170 złotych. Kupiłem go, a ojcu skłamałem, że pożyczyłem od kumpla. Na następny dzień wszystko przegrałem, karta mi szła, ale nie miałem szczęścia. Górnicy się cieszyli z mojej przegranej, ale na szczęście coś udało mi się zostawić.

Może Pan opowiedzieć w jakich okolicznościach zrodził się pomysł na organizację wycieczek między mieszkańcami Śląska a Pomorza?

Kiedy zostałem oficerem, mogłem pozwolić sobie na więcej. Kiedyś znalazłem się w gronie innych żołnierzy o podobnym stopniu i ktoś do mnie zagadał: „Słuchaj, wy na tym Śląsku macie sam beton. Tam nic nie ma”. Odpowiedziałem mu: „A byłeś tam?”. Żołnierz odparł: „Ile razy! Byłem przejazdem w drodze do Zakopanego”. Zdenerwowałem się i pomyślałem, że muszę urządzić wycieczkę. Za pierwszym razem na Śląsk przyjechało ze mną 13 osób. Pić nie piliśmy, bo byliśmy w mundurach. Mogliśmy tylko degustować (śmiech). W taki sposób zacząłem organizować wycieczki.

Na początku zjeżdżamy na dół, by pokazać ciężką pracę górniczą. Później idziemy do muzeum, zwiedzamy rynek, jedziemy do Rud, nad nasze Morze Rybnickie, a potem do Pszczyny.

Co mówią pomorscy żołnierze o Śląsku? Jakie jest ich zdanie na temat tego regionu Polski?

Przytoczę pewną historię, która miała kiedyś miejsce w rybnickiej kopalni. Zjeżdżaliśmy na dół, by pokazać oficerom pracę górników. A ci bohaterzy – myśleli „co tam jakaś kopalnia”. Czołgamy się 400 metrów przez ścianę. Wtedy odezwał się jeden z żołnierzy, pyta: „Jak długo będziemy się tak czołgać?” – ręce już mu drżały. Patrzę przed siebie i wskazuję mu światełko w tunelu: „Musimy dotrzemy do tego miejsca” – odpowiedziałem. Kiedy już osiągnęliśmy ten punkt, oficer był zdziwiony: „Ale my przecież jeszcze z kopalni nie wyszli”. Zaczął się jeszcze raz bardziej trząść, nie zjadł obiadu i mieliśmy go na cały dzień z głowy. Taki był wystraszony.

Z kolei cała grupa była zgodna: „My tylko byliśmy tam przez 3-4 godziny, a górnicy pracują 25 lat” – nikt z żołnierzy nie chciał pracować jak górnik, ale na początku to wydawało się, że czołgi na Monte Cassino by nieśli. Nabrali szacunku do Śląska.

Życie na północy jest łatwiejsze?

Niezupełnie, służba na morzu to równie ciężki kawałek chleba co górnictwo. Mam zięcia, który jest kapitanem i za nic w świecie nie porzuciłby tego zajęcia. Ja natomiast po latach jeszcze raz na wróciłbym na Śląsk i został górnikiem.

Z Pana opowiadań wynika, że ludzie południa są dobrymi żeglarzami. Z czego to się bierze?

Dokładnie, mój brat zawsze mówił, że najlepszymi żeglarzami są ludzie z głębokiego lądu. I to się sprawdzało, spotykałem się z ludźmi, którzy piastowali w marynarce wysokie stanowiska. Nikt z nich nie pochodził z Pomorza, większość z południa. Dlaczego tak się dzieje? Moim zadaniem zawsze chcieliśmy mieć kontakt z morzem i my - ludzie to wykorzystaliśmy.

Słyszałem, że ma Pan wytatuowany na ramieniu herb Rybnika z kotwicą, to prawda?

Tak, to prawda. Rybnik mam nadal w sercu i zostanie tam do końca życia. Mam też wytatuowany na ramieniu herb Rybnika, a flaga miasta powiewa obok domu na Kaszubach. Wieszam ją na maszcie co roku 13 czerwca – w dzień św. Antoniego.

Dziękuję za rozmowę.

Z komandorem por. Adamem Kulą rozmawiał Bartłomiej Furmanowicz

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~piotrekdec 2014-09-16
    09:40:12

    9 0

    szanowna Redakcjo, więcej takich wywiadów! szkoda, że nie zamieściliście dłuższego fragmentu; ale i tak dzięki za tą rozmowę

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Wybieramy prezydenta Rybnika. Na kogo oddasz głos w wyborach?





Oddanych głosów: 4933

Prezentacje firm