zamknij

Wywiady

Namieszałem trochę na Atlantyku

- Ja jako doświadczony kajakarz popełniłem poważny błąd. Zapomniałem zabrać małych krążków zakładanych na wiosło. Machałem nim i za każdym podniesieniem pióra słona woda ściekała mi po drążku. Bardzo przez to cierpiałem, dłonie na wskutek soli w wodzie zniszczyły się. Powstawały ponadto na rękach małe rany. Wyobraźcie sobie teraz, że te rany cały czas ktoś posypuje solą – wspominał w Rybniku-Niedobczycach Aleksander Doba, Podróżnik Roku 2015 National Geographic.

W minioną środę rybniczanie mieszkający w dzielnicy Rybnik-Niedobczyce mieli okazję spotkać się z Aleksandrem Dobą, polskim podróżnikiem i kajakarzem, który jako pierwszy w historii samotnie przepłynął kajakiem (w okresie: 5 października 2013 - 17 kwietnia 2014) Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent. Zrobił to używając tylko i wyłącznie siły swoich mięśni. Właśnie dzięki temu osiągnięciu bezapelacyjnie wygrał w konkursie amerykańskiego National Geographic i zdobył tytuł Podróżnika Roku 2015.

Kilka ciekawostek z podróży zdradził nam sam Aleksander Doba, który odwiedził Dom Kultury w Niedobczycach.

Przepłynął pan już niezliczoną ilość kilometrów. Jak wyglądały okoliczności tego niecodziennego pomysłu, jakim była podróż do Ameryki?

Aleksander Doba: w momencie, kiedy przepłynąłem około 70 tys. kilometrów stwierdziłem, że trzeba się wybrać jako turysta do Ameryki. A czym? Oczywiście kajakiem. Musiałem mieć do tego celu specjalnie zbudowaną łódź. Z racji mojego technicznego wykształcenia, naszkicowałem sobie własną kajak.

Ze szkicem wybrałem się do stoczni. Wg mojego założenia kajak miał mieć 7 metrów długości, metr szerokości, kabinę z przodu i mały daszek nad głową. Powstał projekt, który zakładał również, że łódź nie ma prawa zatonąć czy pływać do góry dnem. Te dwie właściwości zapewniły mi możliwość zaplanowania sobie ambitnej wyprawy. Namieszałem trochę na Atlantyku (śmiech).

Czym różni się Morze Bałtyckie od Oceanu Atlantyckiego, pomijając rzecz jasna różnicę w wielkości akwenu?

Chyba wszyscy z nas byli chociaż raz nad naszym polskim morzem. Każdy też spróbował tam wody czy jest naprawdę słona. Tak naprawdę jest tylko słonawa. Woda oceaniczna ma mniej więcej 35 promili soli. Nie sposób ją pić – tak jest paskudna.

Na Atlantyku zobaczyłem też prawdziwe, potężne i tropikalne burze. Te nasze są w porównaniu z nimi małe.

Czytając pana wypowiedzi w ogólnopolskich mediach, natykałem się na informacje, że wiele kłopotów sprawiała podczas podróży właśnie sól morska.

Ja jako doświadczony kajakarz popełniłem poważny błąd. Zapomniałem zabrać małych krążków zakładanych na wiosło. Machałem nim i za każdym podniesieniem pióra słona woda ściekała mi po drążku. Bardzo przez to cierpiałem, dłonie na wskutek soli w wodzie zniszczyły się. Powstawały ponadto na rękach małe rany. Wyobraźcie sobie teraz, że te rany cały czas ktoś posypuje solą.

Ból musiał być nie do zniesienia. Ale podróż to nie tylko znój i męki, ale również niezapomniane chwile.

Oj tak. Jak wyruszyłem z Dakaru i nie było widać już lądu, postanowiłem się wykąpać. Przywiązałem się linką do kajaka i popełzłem na rufę. Nie mam bariery psychicznej, że jako dorosły mam być tylko poważny. Często zachowuje się spontanicznie jak jakiś mały, radosny chłopiec. Okazało się, że to mi uratowało życie.

Usiadłem sobie na rufie i z radości gwałtowanie uderzałem nogami o wodę. Nagle ujrzałem 20 metrów od kajaka dużą płetwę, która zaczęła szybko do mnie płynąć – to był rekin. Momentalnie podniosłem nogi, a chęć do kąpieli już mi odeszła (śmiech).

Przypomniałem sobie o jeszcze jednej historii. Któregoś pięknego dnia podczas wiosłowania poczułem na sobie czyjś wzrok. To było dziwne uczucie, bo przecież wokół łodzi woda. Oglądam się za siebie, a tam widzę ogromny łeb wieloryba. To był kaszalot, bo głowę miał kanciatą. Odłożyłem wiosło i gapiłem się w nią – to była pewnie ona, bo gęba taka sympatyczna (śmiech). Przepłynęła z boku kajaka, pokazała cały grzbiet i zanurkowała.

Dziękuję za rozmowę i życzenia powodzenia w dalszych podróżach.

Rozmawiał Bartłomiej Furmanowicz

Aleksander Doba wypłynął 5 października z Lizbony, popłynął w kierunku Wysp Kanaryjskich, a następnie wiosłował wzdłuż Zwrotnika Raka. Zrobił sobie krótki postój na Bermudach, by 14 kwietnia dopłynąć do portu Canaveral na Florydzie w Stanach Zjednoczonych. Trasa miała długość 4500 mil morskich.

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5086