Wiadomości

Thatcher a koniec górnictwa w W. Brytanii. „Decyzje były trudne, ale konieczne” - wywiad

2020-07-08, Autor: Tomasz Raudner

Mija właśnie 35 lat od zakończenia wielkiego strajku związków zawodowych i górników w Wielkiej Brytani przeciwko polityce premier Margareth Thatcher zmierzającej do likwidacji górnictwa. Czy decyzja była dobra i czy się opłaciła Wielkiej Brytanii? Czy jest tu analogia do Polski? Na te pytania odpowiada dr hab. Sławomir Czech z Katedry Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Reklama

Polska, a zwłaszcza woj. śląskie czekają na rządowy plan dotyczący górnictwa. Branża wydobywcza znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej i politycznej, którą dodatkowo pogłębiła pandemia koronawirusa. Jedni mówią – zamykać, inni – ratować, łączyć.

Cztery dekady temu w podobnej sytuacji znalazła się Wielka Brytania, która była górniczą potęgą, a pokolenie dzisiejszych nastolatków o węglu na Wyspach już nie pamięta. O przyczynach, przebiegu i skutkach odejścia Brytyjczyków od czarnego paliwa, ale też o możliwych analogiach do Polski rozmawiamy z dr. hab. Sławomirem Czechem z Katedry Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Tomasz Raudner, ŚląskiBiznes.pl: Jakie były powody, dla których Margaret Thatcher postanowiła zlikwidować górnictwo w Wielkiej Brytanii?

Dr hab. Sławomir Czech, UE Katowice: Wydaje się, że to trochę zbyt mocno powiedziane. Margaret Thatcher walczyła przede wszystkim ze związkami zawodowymi, które akurat w górnictwie były wówczas bardzo silne. Całe zagadnienie warto zresztą umieścić w szerszym kontekście. Po II wojnie światowej w ramach tzw. powojennego konsensusu polityczno-społecznego wolny rynek znalazł się w odwrocie. Popularny natomiast stał się etatyzm, nacjonalizacja wielu branż przemysłu i interwencja państwa w sprawy gospodarcze. Silna pozycja związków zawodowych była ważkim elementem tego układu – związki przemawiały w imieniu pracowników, miały swoich przedstawicieli w zarządach firm, cieszyły się szerokimi wpływami w rządach (szczególnie tych formowanych przez Partię Pracy). Nawet konserwatyści uważali związki za partnerów do rozmów, ponieważ osłabiało to wpływy idei komunistycznych. 

Niestety w latach 70. sprawy zaczęły się psuć. Kryzysy naftowe wywołały ogólnoświatowy kryzys, który nie ominął Wielkiej Brytanii. Pojawiły się problemy z inflacją, rachitycznym wzrostem gospodarczym oraz trudności z utrzymaniem pełnego zatrudnienia. Przemysł brytyjski nie wytrzymywał konkurencji z produkcją japońską i niemiecką. Wszystko to siłą rzeczy przełożyło się na problemy ze wzrostem wynagrodzeń, a więc wywołało niezadowolenie związków. Znamienna była w tym kontekście „zima niezadowolenia” z przełomu 1978/79 roku, która doprowadziła do upadku laburzystowskiego rządu Jamesa Callaghana, który nota bene sam był związkowcem. Próbowano wówczas walczyć z inflacją poprzez spowolnienie wzrostu wynagrodzeń w sektorze publicznym, co wywołało ogólnokrajową akcję związkową. W trakcie bardzo ostrej zimy zastrajkowali kierowcy ciężarówek, śmieciarze, grabarze i pracownicy szpitali. W efekcie całe sektory gospodarki po prostu stanęły, a kraj dosłownie tonął w niewywożonych śmieciach. Trudno się dziwić, że społeczeństwo, zmęczone tego typu niedogodnościami, zwróciło się w stronę Partii Konserwatywnej i dało jej zwycięstwo w wyborach w 1979 roku.

Arthur Scargill, szef Narodowego Związku Górników, fot. Facebook/Anniversary of the Miners' Strike 

Margaret Thatcher podczas kampanii wyborczej postawiła sprawę jasno – potęgę związków zawodowych trzeba złamać, ponieważ prowadzi ona do paraliżu kraju, ogranicza produktywność brytyjskiego przemysłu oraz krępuje innowacyjność i tworzenie nowych miejsc pracy.

Dopiero na tym tle możemy zrozumieć sytuację ówczesnego górnictwa. Dla Brytyjczyków było ono historycznie niezwykle ważne – zbudowali przecież swoje imperium na węglu i stali. Od czasów rewolucji przemysłowej górnictwo węgla kamiennego stanowiło jedną z najistotniejszych branż brytyjskiego przemysłu. Po drugiej wojnie światowej wydobywano 200 mln ton tego surowca rocznie w ponad 1300 kopalniach zatrudniających prawie 700 tys. górników. Z czasem wydobycie stawało się coraz mniej opłacalne, łatwo dostępne pokłady zostały wyczerpane, a węgiel sprowadzany był tańszy.

Utrzymywanie nierentownego i strasznie rozbudowanego górnictwa po prostu się nie kalkulowało. Zresztą Thatcher tylko kontynuowała proces wygaszania górnictwa rozpoczęty przez jej poprzedników z obu stron sceny politycznej. W latach 50. i 60. rządy konserwatywne i laburzystowskie zlikwidowały łącznie około 500 kopalń. W latach 70. zamknięto ich mniej, bo tylko 26. Nie ulegało jednak wątpliwości, że górnictwo było branża schyłkową, która swoje najlepsze lata miała już za sobą. 

Konflikt między premier Thatcher a górniczymi związkami zawodowymi zaczął się w 1981 roku, gdy zapowiedziano ograniczenie subsydiów do górnictwa, zamknięcie 23 kopalni oraz ograniczenie podwyżek wynagrodzeń. Po fali sprzeciwu rząd wycofał się z tych planów, głównie dlatego, że zapasy węgla starczyłyby tylko na około 6 tygodni. W kolejnych trzech latach mimo sprzeciwu związków zwolniono jednak kilkanaście tysięcy górników oraz stopniowo zamykano nierentowne kopalnie.

Do najważniejszego starcia między rządem a związkami doszło w 1984 roku. Działały wówczas 173 kopalnie zatrudniające 230 tys. ludzi. Wydobycie węgla było jednak wysoce subsydiowane, a sprowadzany węgiel był o około 25% tańszy niż ten wydobywany na miejscu. Na początku roku Thatcher ogłosiła plany zamknięcia 20 kolejnych kopalń oraz zwolnienia 20 tys. górników W odpowiedzi ogłoszono strajk generalny (choć jego legalność była kwestionowana), który trwał aż do marca 1985 roku.

Tym razem rząd był przygotowany do długotrwałego konfliktu dzięki nagromadzonym zapasom i zagwarantowaniu zewnętrznych dostaw surowca. Zapewniono także wsparcie ze strony służb porządkowych i górników chcących kontynuować wydobycie.

Po ponad rocznym konflikcie związki zawodowe poddały się ze względu na wyczerpanie finansów strajkowych. Był to największy strajk w historii brytyjskiego górnictwa, który zakończył się całkowitą klęską związkowców. Potęga związków została złamana i nie było już odwrotu od wygaszania górnictwa na dobre. Do 1990 roku rząd Margaret Thatcher zamknął 115 kopalni. Jej następca John Major dokończył dzieła zamykając dalsze 55 kopalni pozostawiając przy życiu tylko kilkanaście z nich o najwyższej rentowności. W 1994 roku cały sektor górniczy sprywatyzowano tworząc spółkę UK Coal i pozwalając jej działać na komercyjnych zasadach.

Czy charakter, cechy osobiste, przekonania p. premier miały wpływ na jej sposób postępowania w sprawie górnictwa?

(fot. wikipedia)

Margaret Thatcher (na zdjęciu powyżej - red.) nie bez powodu była zwana Żelazną Damą. Prowadziła zdecydowaną i bezkompromisową politykę, a według niektórych ocierała się nawet o zachowania autorytarne. Raz powzięte postanowienie doprowadzała do końca. Była też wierna swoim przekonaniom, które stanowiły jej niezachwiany kompas moralny i polityczny. Jej poglądy miały charakter konserwatywno-liberalny: konserwatywny w sferze obyczajowej, liberalny w sferze gospodarczej. Tym samym Thatcher stała w zdecydowanej opozycji wobec polityki prowadzonej w dekadach powojennych.

Rozbudowane wówczas państwo dobrobytu było dla niej demoralizujące i szkodliwe, ponieważ zdejmowało z jednostki odpowiedzialność za jej własny los. Z kolei etatystyczna polityka gospodarcza prowadziła do nieefektywnego gospodarowania majątkiem narodowym. Thatcher była więc gorącą zwolenniczką wycofania państwa z bezpośredniego zaangażowania w sferę gospodarczą jako inwestora i właściciela zakładów produkcyjnych.

Państwo powinno za to stać na straży stabilnych finansów publicznych oraz przepisów chroniących wolny rynek. Kluczowe było uwolnienie inicjatywy i przedsiębiorczości obywateli poprzez zapewnienie przewidywalnych regulacji gospodarczych, stabilności pieniądza i niskich podatków. Tylko dzięki temu Wielka Brytania mogła wyjść z długotrwałej zapaści gospodarczej, do której wpędziły ją rozdmuchane wydatki publiczne i niezrównoważona polityka makroekonomiczna.

Łatwo zatem zauważyć, że chronione i nieopłacalne górnictwo stało na straconej pozycji. Związki zawodowe odgrywały według Thatcher wyjątkowo szkodliwą rolę, ponieważ domagały się wyjęcia określonych branż spod twardych praw wolnego rynku i konkurencji, co prowadziło do nieefektywności i zgnuśnienia. Swoimi żądaniami płacowymi, nieuzasadnionymi wzrostem produktywności, przykładały się też do wzrostu inflacji i obniżenia konkurencyjności brytyjskiego przemysłu przez wysokie ceny energii.

Dodatkowo do wydobycia węgla trzeba było dopłacać, a państwo nie jest przecież od tego, by finansować działalność nierentownych spółek i chronić zatrudnienie ludzi, którzy w innych branżach znaleźliby bardziej produktywne zatrudnienie. Dla wielu było też jasne, że górnictwo nie ma przyszłości, ponieważ są tańsze i efektywniejsze sposoby pozyskiwania ciepła i energii. Niestety żadnemu z poprzedników Thatcher na fotelu premiera kraju nie udało się zwyciężyć związków zawodowych. Dopiero jej determinacja i przemyślana strategii konfliktu doprowadziły do tego zreformowania nierentownej branży.

Jakie były skutki likwidacji górnictwa, ekonomiczne, społeczne, polityczne?

Największy koszt wygaszania górnictwa i przegranej akcji strajkowej ponieśli oczywiście górnicy. Od początku swojej kadencji na stanowisku premiera kraju Margaret Thatcher redukowała zatrudnienie w górnictwie. O ile w 1980 roku pracowało w nim prawie 237 tys. górników, to w momencie jej odejścia z urzędu premiera było to już tylko 50 tys. Do 1994 roku, a więc do chwili prywatyzacji spółek węglowych, zatrudnienie w górnictwie spadło do 7000 ludzi. Rynek pracy nie był w stanie wchłonąć takiej rzeszy bezrobotnych, co miało katastrofalne skutki dla nich samych i ich rodzin, a także dla lokalnych społeczności. Cześć z nich znalazła zatrudnienie w sektorze publicznym jako nauczyciele, urzędnicy czy robotnicy, część odnalazła się w sektorze prywatnym, ale wielu z nich już na zawsze pozostało na zasiłku.

Ponieważ kopalnie były często największym pracodawcą w okolicy, w wyniku ich zamknięcia całe regiony podupadły ekonomicznie. A wraz z tym lokalna infrastruktura, aktywność kulturowa i poczucie przynależności. Jednocześnie wskaźniki bezrobocia i przestępczości wystrzeliły w górę. Do dzisiaj zresztą regiony pogórnicze należą do najuboższych pod względem PKB w Wielkiej Brytanii, a także notują problemy z dziedziczonym bezrobociem i strukturalnym brakiem perspektyw.

1984 rok - policja rozpędza górniczą demonstrację, fot. Facebook/Anniversary of the Miners' Strike

Politycznie zwycięstwo Margaret Thatcher było oczywiste. Związki nigdy nie podniosły się po klęsce doświadczonej w 1985 roku – między 1980 a 1998 rokiem poziom uzwiązkowienia rynku pracy spadł z 52% do 30%, a co za tym idzie znacząco zmniejszyły się wpływy polityczne organizacji pracowniczych.

Dzięki złamaniu potęgi związków Thatcher mogła bez większych przeszkód realizować swój program gospodarczy. Udało się jej umocnić finanse publiczne oraz wyprowadzić kraj ze stagnacji wkraczając na ścieżkę trwałego wzrostu aż do początku lat 90. Udało się jej też zredukować inflację z 16,5% w 1980 roku do 3% w roku 1986. Kosztem tych działań był ogólnokrajowy wzrost bezrobocia z 6% gdy obejmowała władzę w 1979 roku do poziomu 12%, który utrzymywał się między 1981 a 1986 rokiem.

Na konflikcie ze związkami Thatcher zbiła jednak pokaźny kapitał polityczny, ponieważ Brytyjczycy byli zmęczeni ekscesami i żądaniami związków. Twardy kurs wobec związkowców zyskał więc poklask w społeczeństwie i przyczynił się do utrwalenia władzy konserwatystów aż do 1997 roku.

Czy Wielkiej Brytanii odejście od węgla się opłaciło? Czy z perspektywy czasu o odejściu od węgla mówi się na Wyspach jako o prawidłowej decyzji, albo o błędnej?

Pod względem ekonomicznym decyzja była jak najbardziej opłacalna. Zyskał budżet państwa, który nie musiał dopłacać do utrzymywania kopalni, zyskało środowisko, do którego wypuszczano mniej trujących substancji, zyskały inne, bardziej przyszłościowe branże energetyczne. Zresztą samo górnictwo też wyszło na tym nie najgorzej.

Zredukowanie liczby kopalni do tych kilku najbardziej produktywnych pozwoliło na osiągnięcie wyższej produktywności na pracownika niż w kopalniach niemieckich, francuskich i amerykańskich. Produkcja węgla stała się opłacalna, choć trzeba przyznać, że na krótko.

Ale dla wygaszania górnictwa nie było alternatywy biorąc pod uwagę tańszy węgiel sprowadzany z Australii, Stanów Zjednoczonych i Kolumbii oraz wyczerpywanie się tego surowca w kraju. Dalsze redukcje w liczbie funkcjonujących kopalni musiały postępować. W 2003 roku funkcjonowało już tylko 8 zakładów. W 2015 roku zamknięto ostatnią kopalnię głębinową w Yorkshire kończąc definitywnie erę czarnego złota w Wielkiej Brytanii. Według statystyk Wielka Brytania posiadała w 2019 roku zaledwie 26 milionów ton rezerw tego surowca, w większości nieopłacalnego do wydobycia. Dla porównania Polska dysponuje rezerwami w wysokości prawie 27 miliardów ton. 

Po II wojnie światowej w brytyjskim górnictwie pracowało 700 tys. osób fot. Facebook/Anniversary of the Miners' Strike

Zwyciężyło także środowisko naturalne. Już w latach 50. zdawano sobie z negatywnych skutków spalania węgla. Traumatycznym wydarzeniem był wielki smog londyński w 1952 roku, gdy podczas czterech grudniowych dni fatalnie zanieczyszczone powietrze przykryło stolicę Wielkiej Brytanii. W wyniku problemów z oddychaniem w krótkim okresie zmarło 4000 osób, ponad 100 tys. się rozchorowało. W wyniku długofalowych powikłań łączna liczba zgonów sięgnęła nawet 12000. Podobne wydarzenie, choć znacznie mniej tragiczne w skutkach, miało miejsce dokładnie dziesięć lat później, w grudniu 1962 roku. Od tamtego czasu władze podejmowały kolejne kroki zmierzające do redukcji wykorzystania węgla w produkcji elektryczności i ogrzewania budynków. Rząd Margaret Thatcher także podjął odpowiednie działania promując spalanie gazu i biomasy. Było to jednak dyktowane nie tyle kwestiami środowiskowymi, co zamiarem osłabienia związków i rachunkiem ekonomicznym – te źródła energii były po prostu tańsze.

Ustawa z 1986 roku zobowiązywała dystrybutorów energii do jej kupowania od dostawców ograniczających emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Choć głównym celem tej ustawy była promocja energii nuklearnej, przyczyniła się ona do przyspieszonego odchodzenia od węgla jako głównego źródła energii. Energia pozyskiwana ze spalania gazu okazała się zresztą tańsza niż energia pozyskiwana z atomu. 

W dzisiejszym miksie energetycznym Wielkiej Brytanii dominuje gaz (40%). Energia nuklearna generuje 20% energii, energia wiatrowa prawie 11%, a biomasa 8,5%. Węgiel odpowiada jedynie za produkcję 8% energii, przy czym w 1990 roku było to aż 67%.

W niedługiej perspektywie 2025 roku planuje się zamknięcie ostatnich elektrowni węglowych. Alternatywą jest coraz szersze i wydajniejsze wykorzystanie energii odnawialnej.

W 2017 roku prawie 28% energii elektrycznej pochodziło ze źródeł odnawialnych. 21 kwietnia tego samego roku udało się Brytyjczykom po raz pierwszy od rewolucji przemysłowej zapewnić całodzienne dostawy energii bez użycia węgla. W 2019 roku udało się wydłużyć ten okres do trzech tygodniu. Nie ulega więc wątpliwości, że decyzje podejmowane przez rząd Margaret Thatcher były trudne, ale konieczne. W długim okresie odejście od węgla było nieodzowne, a przeciąganie tego procesu wiązało się z coraz wyższymi kosztami. 

Czy dostrzega pan analogie w sytuacji górnictwa w Wielkiej Brytanii do obecnej z górnictwem w Polsce?

Pewne analogie narzucają się same: górnictwo węgla kamiennego w Polsce jest nierentowne, węgiel sprowadzany jest tańszy, a związki zawodowe niezwykle silne, co utrudnia podejmowanie trudnych i niepopularnych decyzji oraz przedłuża agonię branży, która i tak jest przesądzona. Niestety mało która ekipa rządząca była w stanie przeforsować potrzebne zmiany.

Władze preferują tolerowanie obecnej sytuacji celem zachowania spokoju społecznego, nawet jeśli kosztuje to podatników grube miliardy.

Oczywiście, dzisiejsze górnictwo jest znacznie mniejsze niż w 1989 roku, gdy dawało ono pracę ponad 400 tys. ludzi oraz wydobywało ponad 170 mln ton węgla rocznie. Dzisiaj 83 tys. górników wydobywa około 60 mln ton węgla rocznie.

Biorąc pod uwagę posiadane rezerwy węgiel starczyłby jeszcze na długo, szczególnie że jest gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego. Sęk w tym, że okoliczności są wyjątkowo niesprzyjające. Świat odchodzi od spalania paliw kopalnianych i inwestuje w odnawialne źródła energii, które są często tańsze w eksploatacji oraz nie szkodzą środowisku i naszemu zdrowiu. Na dodatek koszty wydobycia węgla w Polsce nieustannie rosną (w ciągu ostatnich 4 lat o prawie 40%) ze względu na coraz trudniej dostępne pokłady, koszty wynagrodzeń i konieczne inwestycje w park maszynowy. Przekłada się to na rosnące ceny energii, które obciążają kieszenie wszystkich Polaków.

Jednocześnie elektrownie preferują sprowadzać węgiel z zagranicy, co powoduje, że na hałdach zalegają zwały węgla, którego nikt nie chce kupić. Raporty ekonomistów wskazują wyraźnie, że górnictwo węgla kamiennego nie stymuluje polskiego wzrostu gospodarczego, natomiast obciąża finanse publiczne przede wszystkim ze względu na pomoc publiczną dla spółek oraz przywileje w zakresie ubezpieczeń społecznych. 

Proces wygaszania górnictwa w Wielkiej Brytanii trwał oczywiście wiele dekad i został zakończony dopiero niedawno. Zwróćmy jednak uwagę, że był on realizowany konsekwentnie przez wszystkie ekipy rządzące, a konflikt z Margaret Thatcher tylko przyspieszył ten proces. Podstawowa różnica pomiędzy Wielką Brytanią a Polską polega na braku woli politycznej, by podjąć trudne decyzje i doprowadzić do ich finalizacji. Niekończące się restrukturyzacje i dofinansowania wydają się niekończącym serialem, z którego niewiele wynika. Tymczasem fakty są nieubłagane: dla górnictwa w jego obecnej formie nie ma przyszłości, chyba że jesteśmy do niego gotowi dokładać w nieskończoność.

Okres dobrej koniunktury i wyjątkowo niskiego bezrobocia w ostatnich latach był dobrą okazją do faktycznego zreformowania polskiego górnictwa. Okoliczności popandemiczne mogą okazać się znacznie trudniejsze, co zapewne ponownie odwlecze konieczne decyzje. Na naszą szkodę niestety.

Dziękuję za rozmowę

Oceń publikację: + 1 + 80 - 1 - 15

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu slaskibiznes.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Otrzymuj najciekawsze newsy biznesowe ze Śląska!

Zapisz się do naszego newslettera!

Sonda

Czy czujesz się szczęśliwy mieszkając w woj. śląskim?






Oddanych głosów: 507

Prezentacje firm