Rybniczanin został skatowany na śmierć pod Amsterdamem

Temat zabójstwa rybniczanina poruszył 19 listopada holenderski portal Het Parool. Jak dowiadujemy się, do zbrodni miało dojść 24 sierpnia tego roku. Ciężko rannego znalazł przypadkowy przechodzień, wyprowadzający psa. Krzysztof M. leżał w pobliżu brzegu Sloterplas, w bagnistym pasie trawy między południowo-wschodnim brzegiem, a Christoffel Plantijnpad, niedaleko klubów sportów wodnych i harcerstwa.

- M. jeszcze żył, ale był nieprzytomny i wydawał się być mocno poobijany. Służby ratunkowe niewiele mu pomogły, bo doznał wielu obrażeń. Były one wyraźnie wynikiem brutalnej przemocy – czytamy w holenderskiej prasie.

Mężczyzna zmarł. Jak podaje dalej Het Parool, Krzysztof M. urodził się w 1979 roku w Rybniku, „miasteczku górniczym na południu Polski”, nieco większym od Leiden.

- Nie miał prawie żadnego kontaktu z rodzicami. Podobnie jak wielu jego znajomych przyjechał do Holandii w poszukiwaniu lepszego życia, mając nadzieję, że będzie mógł zarobić na życie, wykonując prace budowlane. Nie znalazł tej pracy, a całe zamieszanie spowodowane koroną nie zwiększyło jego szans. Wkrótce znalazł się w niezwykle licznej grupie polskich bezdomnych w mieście – czytamy.

Holenderska policja podejrzewa, że doszło do konfliktu wewnątrz grupy.

- Najbardziej oczywistym scenariuszem, nad którym pracowali detektywi, był konflikt wewnątrz grupy. W ich surowym, wysoce łatwopalnym świecie argument przemawiający za tym, że nic nie może wymknąć się spod kontroli, a czasami trzeba dosłownie bronić swojego rzadkiego majątku życiem, był tego obrazem. M. chodził o kulach po operacji i dlatego był wyjątkowo bezbronny – opisuje portal.

Mundurowi wyznaczyli nagrodę 15 000 euro nagrody za wskazanie podejrzanego. W miniony czwartek udało się taką osobę zatrzymać. Policja w Amsterdamie informuje, że podejrzany nie ma stałego miejsca zamieszkania ani zameldowania. Śledczy sprawdzają, czy należał on do grupy koczujących Polaków, do której należał Krzysztof M.