zamknij

Wiadomości

„Ratowaliśmy martwych”. 25 lat temu powódź odkryła grozę na cmentarzu

2022-07-21, Autor: 

Ponad 300 osób. Większość zmarła na początku lat 90., część pochowano tuż przed powodzią. Ich groby w lipcu 1997 roku osunęły się ze skarpy na cmentarzu komunalnym w centrum miasta. W błocie i w wodzie znalazły się 294 groby. O tragedii, która dokładnie 25 lat temu wydarzyła się w Rybniku opowiada ówczesny prezydent Józef Makosz, Kierownik Działu Cmentarzy Komunalnych Barbara Leipelt i mieszkańcy miasta.

Reklama

23 lipca krzyże na skarpie zaczęły się kołysać

Dzięki dobrej komunikacji i współpracy zespołu pracującego na cmentarzu, cała akcja szła bardzo sprawnie. Andrzej Kozera, ówczesny Dyrektor ZZM, w zgranym duecie z prezydentem Makoszem, wydawał szybkie decyzje i polecenia swoim pracownikom. Ci zaś wzajemnie obdarzali się wsparciem psychicznym, gdy okazywało się, że dla kogoś ciężar ten jest już nie do zniesienia. Nikt z tym, co się wtedy działo nie zostawał sam.

Dobrze nam szło, aż przyszła ulewa. Ulewa, która miała być już tą ostatnią. To był straszny deszcz. „Stop, przerywamy akcję!” – wspomina dzień 23 lipca ówczesny Prezydent Miasta.

Zarządzoną przerwę w działaniach pracownicy spędzili na cmentarzu.

Stoję z parasolem i się modlę: „Boże, żeby nasza praca nie poszła na marne”. Modlę się, a tu leje – godzinę, drugą godzinę! W końcu… przestaje, już tylko kropi. Patrzę na skarpę, na krzyże, a one zaczynają się kołysać. Przecieram oczy. W pierwszym momencie myślę, że to zmęczenie, bo walka z powodzią trwała dzień i noc. Ale one ruszają się coraz bardziej – ciągnie dalej opowieść Makosz.

Po ulewie kolejne groby na skarpie zaczęły się osuwać. W kierunku stawu spłynęły wtedy 234 pomniki.

„Ludzie, chować się, uciekać!”, wołam. A oni nic, zajęci z powrotem łopatami, koparkami. Szybko ich stamtąd wyrzucam, a w tym momencie ze skarpy schodzi lawina błotna. Blokowaliśmy to naprędce z obu stron. Trumny, jak bobsleje – wypływały na nowo i sunęły w dół, niczym nie hamowane – opowiada prezydent.

23 lipca, po dwóch dniach od pierwszego zsunięcia się ziemi, doszło do ponownego, dużo większego osunięcia skarpy. W rezultacie, po podsumowaniu pracowników ZZM, zniszczeniu uległy 294 groby.

Ciała wypływały z wody jedno za drugim

W rozlewisku znalazło się mnóstwo ciał, które były w różnym stadium rozkładu – w kwaterach X i XI pochowane były osoby zmarłe na kilka dni przed tragedią, ale były i takie, które spoczywały w grobach już kilkadziesiąt lat.

Wiele ciał pochowanych w kwaterach było we wczesnym stadium rozkładu. One wypłynęły w całości. Chyba, że ciało wysunęło się z trumny, a za trumną popłynął pomnik, który to ciało przygniótł – wspomina obraz tamtych zdarzeń Barbara Leipelt.

Na samym dole, w stawie zaczęły wypływać trumny, ciała, nagrobki, krzyże, znicze, kwiaty, szczątki ubrań. Wszystko, co osunęło się do rozlewiska, w gęstej od błota wodzie stopniowo zaczęło pojawiać się na powierzchni.

Przy stawie rosły duże, stare drzewa. Jesiony, buki. Trumny się o nie rozbijały, a niejednemu było szkoda tych wieloletnich drzew. „Piły i ciąć”, zarządziłem. Wiedziałem, że inaczej nie wzmocnimy terenu na tyle, by uchronić go przed kolejnymi osunięciami – opowiada o swoich kolejnych decyzjach Józef Makosz, który postanowił usypać na skarpie tarasy z kamienia z kopalnianego.

Miastu zagrażała epidemia

Po osunięciu się drugiej części grobów prezydent sprowadził na cmentarz V Batalion Ochrony Przeciwchemicznej z Tarnowskich Gór, żeby odkażać teren chlorem. Kolejnego dnia zapowiadano upały, trzeba więc było działać szybko i zdecydowanie. W mieście pojawiło się zagrożenie epidemiologiczne.

Były osoby, które mówiły nam o ekshumacji. „Ludzie, czy wyście oszaleli? Kto się tutaj doliczy tych nieboszczyków?”, mówiłem im. Nagle zabrakłoby jednego lub dwóch… Miasto wyda miliardy, a i tak nie ma pewności, że akcja się uda – próbuje opisać skalę tragedii Prezydent Miasta.

Do tego dochodziło ryzyko zakażenia, o którym mówi też Barbara Leipelt.

Zagrożenie epidemiologiczne, które panowało na miejscu, a na które mielibyśmy narażać setki ludzi przy identyfikacji ciał, szybko wszystkich od myśli o ekshumacji odwiodło – dodaje.

Na cmentarzu pracownicy biura i żołnierze dusili się od chloru, który przy wzroście temperatury zaczynał parować z ziemi. Zarządzający jednak nie mieli innego wyjścia, jak kontynuować działania. Mieszkańcom groziły „najgorsze choroby”, które spowodować może między innymi tzw. trupi jad.

Cały czas prace nadzorował Sanepid. Panowie, którzy pracowali fizycznie na skarpie i wyciągali z niej ciała, byli odpowiednio zabezpieczeni, na bieżąco dezynfekowani – wszyscy w kombinezonach i maseczkach – wspomina Barbara Leipelt. – Na szczęście nieczystości nie zatruły wody w miejskich wodociągach.

Wyławianie ciał, pakowanie ich do specjalnych worków i transportowanie trwało około 5-6 dni. Wszystkie razem złożono później w chłodni Domu Przedpogrzebowego, by następnie, po uporządkowaniu terenu, na powrót pochować je w tych samych kwaterach. Tym razem w jednej wspólnej mogile.

Oceń publikację: + 1 + 23 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5306