zamknij

Wiadomości

„Ratowaliśmy martwych”. 25 lat temu powódź odkryła grozę na cmentarzu

2022-07-21, Autor: 

Ponad 300 osób. Większość zmarła na początku lat 90., część pochowano tuż przed powodzią. Ich groby w lipcu 1997 roku osunęły się ze skarpy na cmentarzu komunalnym w centrum miasta. W błocie i w wodzie znalazły się 294 groby. O tragedii, która dokładnie 25 lat temu wydarzyła się w Rybniku opowiada ówczesny prezydent Józef Makosz, Kierownik Działu Cmentarzy Komunalnych Barbara Leipelt i mieszkańcy miasta.

Reklama

Ziemia nie wytrzymała

Skarpa o długości około 12 metrów, na której znajdowały się setki grobów, nie wytrzymała ulewnych deszczów, które przechodziły nad Śląskiem przez większość miesiąca. Przesiąknięta wodą ziemia musiała się w końcu osunąć.

Różnica poziomów wynosiła może z 12 metrów – mogiły znajdowały się na takiej wysokości w stosunku do stawu, który znajdował się w dole. Teren nie należał do płaskich, a groby nie były jakoś specjalnie zabezpieczone. To znaczy: nie były zabezpieczone na takie okoliczności, jak powódź tysiąclecia. Kiedy zaczęły padać deszcze, ziemia zrobiła się papką – opisuje Józef Makosz.

Do spustoszenia doprowadziły również wody gruntowe. Ziemia zamieniała się w błoto, a po skarpie spływały przez kilka dni potoki wody, która gromadziła się w dole wzniesienia i stopniowo tworzyła coraz większy staw.

To dawne tereny pocegielniane. Prawdopodobnie z tych czasów pochodzą te doły i nierówności terenu na cmentarzu komunalnym. A tam, gdzie teraz jest mogiła, kiedyś był staw – próbuje przypomnieć sobie lokalne opowieści Barbara Leipelt. – A kiedyś, jak to kiedyś, staw zasypywało się czym popadło – jakimś piaskiem, jakąś gliną. Mieszkańcy mówili nam, że pewnie pod gruntami kumulowała się jeszcze woda. Później przyszły opady i wszystko razem tak się nałożyło na siebie, że ta skarpa tego nie wytrzymała. I wszystko runęło.

Teren odcięto od oczu mieszkańców

21 lipca cmentarz natychmiast został zamknięty. Tylko jedna jego część – na kwaterze grobów ziemnych, została udostępniona na bieżące pochówki. To tam rodziny zmarłych mogły w trybie wyjątkowym odprowadzić ciało do grobu. Wszystko jednak odbywało się w kameralnym gronie i tylko w towarzystwie księdza.

Pracownicy ZZM poinformowali o całym zajściu Prezydenta Miasta, Józefa Makosza i ówczesnego Dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej, Andrzeja Kozerę, którzy w dwójkę zaczęli zarządzać „akcją” na cmentarzu.

Najpierw należało zabezpieczyć teren, ponieważ już pierwszego dnia, gdy osunęła się ziemia, z pobliskich domów (ale nie tylko) na cmentarz zaczęli ciągnąć gapie. Powiadomione przez prezydenta służby skutecznie odciągały ich i zabraniały nagrywać. Teren został odcięty od oczu mieszkańców.

Gdybym się wahał, od razu miałbym na miejscu tabuny ludzi – uzasadnia Józef Makosz.

Każdy grób trzeba było umiejscowić na planie, którego nie było

Na cmentarzu od razu zaczyna się „akcja” – rozpoczyna się umacnianie skarpy poprzez podsypywanie jej kamieniem z kopalni Chwałowice i odtwarzanie planu kwater. Na teren cmentarza wjeżdżały jedna za drugą ciężarówki z kamieniem, a koparko-ładowarka spychała i równała teren.

Wpadłem na pomysł, żeby na cmentarzu (tam, gdzie jest teraz nowa jego część, a wtedy nie było nic) utworzyć największe rondo w Rybniku. Trzeba było przywieźć tysiące ton skały, żeby zasypać tę wyrwę. Rondo usprawniło dojazd – auta z materiałem mogłyby go bez problemu transportować. Wysypał, odjeżdżał – opowiada o organizacji pracy prezydent.

W tym samym czasie pracownicy Zarządu Zieleni Miejskiej zwozili na cmentarz dokumenty. Na ich podstawie mieli całą dobę odtwarzać plan kwater, które spłynęły razem z deszczem do stawu.

Musieliśmy zostać na cmentarzu na całe noce. Praktycznie przebywaliśmy tam na stałe przez kilka dni, bo trzeba było odtworzyć rozkład grobów w obu uszkodzonych kwaterach. Nie mogłam wrócić do domu, do mojego dzieciątka. Przeżywałam tragedię też jako matka. To było straszne – wraca do tamtych emocji ówczesna referentka ZZM.

Cmentarz komunalny nie posiadał jeszcze wtedy papierowych szkiców poszczególnych kwater. O komputerach nie było mowy. Pracownicy na bieżąco tworzyli tylko listy, z których wtedy, w lipcu 1997 roku, na szybko musieli stworzyć plany cmentarza.

To był ogrom pracy – odtworzyć rozmieszczenie grobów ziemnych praktycznie na już. Tu i teraz. A telefon… On ciągle dzwonił. Ludzie dowiadywali się co się stało, a nas zasypywała masa telefonów – wspomina Barbara Leipelt. – I różne słyszeliśmy rzeczy od mieszkańców. Bo część z nich była cierpliwa i czekała na listę grobów utraconych, ale część opowiadała bzdury o tym, że np. palimy dokumenty.

Oceń publikację: + 1 + 23 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5059