Ponad 300 osób. Większość zmarła na początku lat 90., część pochowano tuż przed powodzią. Ich groby w lipcu 1997 roku osunęły się ze skarpy na cmentarzu komunalnym w centrum miasta. W błocie i w wodzie znalazły się 294 groby. O tragedii, która dokładnie 25 lat temu wydarzyła się w Rybniku opowiada ówczesny prezydent Józef Makosz, Kierownik Działu Cmentarzy Komunalnych Barbara Leipelt i mieszkańcy miasta.
Skarpa o długości około 12 metrów, na której znajdowały się setki grobów, nie wytrzymała ulewnych deszczów, które przechodziły nad Śląskiem przez większość miesiąca. Przesiąknięta wodą ziemia musiała się w końcu osunąć.
Różnica poziomów wynosiła może z 12 metrów – mogiły znajdowały się na takiej wysokości w stosunku do stawu, który znajdował się w dole. Teren nie należał do płaskich, a groby nie były jakoś specjalnie zabezpieczone. To znaczy: nie były zabezpieczone na takie okoliczności, jak powódź tysiąclecia. Kiedy zaczęły padać deszcze, ziemia zrobiła się papką – opisuje Józef Makosz.
Do spustoszenia doprowadziły również wody gruntowe. Ziemia zamieniała się w błoto, a po skarpie spływały przez kilka dni potoki wody, która gromadziła się w dole wzniesienia i stopniowo tworzyła coraz większy staw.
To dawne tereny pocegielniane. Prawdopodobnie z tych czasów pochodzą te doły i nierówności terenu na cmentarzu komunalnym. A tam, gdzie teraz jest mogiła, kiedyś był staw – próbuje przypomnieć sobie lokalne opowieści Barbara Leipelt. – A kiedyś, jak to kiedyś, staw zasypywało się czym popadło – jakimś piaskiem, jakąś gliną. Mieszkańcy mówili nam, że pewnie pod gruntami kumulowała się jeszcze woda. Później przyszły opady i wszystko razem tak się nałożyło na siebie, że ta skarpa tego nie wytrzymała. I wszystko runęło.
21 lipca cmentarz natychmiast został zamknięty. Tylko jedna jego część – na kwaterze grobów ziemnych, została udostępniona na bieżące pochówki. To tam rodziny zmarłych mogły w trybie wyjątkowym odprowadzić ciało do grobu. Wszystko jednak odbywało się w kameralnym gronie i tylko w towarzystwie księdza.
Pracownicy ZZM poinformowali o całym zajściu Prezydenta Miasta, Józefa Makosza i ówczesnego Dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej, Andrzeja Kozerę, którzy w dwójkę zaczęli zarządzać „akcją” na cmentarzu.
Najpierw należało zabezpieczyć teren, ponieważ już pierwszego dnia, gdy osunęła się ziemia, z pobliskich domów (ale nie tylko) na cmentarz zaczęli ciągnąć gapie. Powiadomione przez prezydenta służby skutecznie odciągały ich i zabraniały nagrywać. Teren został odcięty od oczu mieszkańców.
Gdybym się wahał, od razu miałbym na miejscu tabuny ludzi – uzasadnia Józef Makosz.
Na cmentarzu od razu zaczyna się „akcja” – rozpoczyna się umacnianie skarpy poprzez podsypywanie jej kamieniem z kopalni Chwałowice i odtwarzanie planu kwater. Na teren cmentarza wjeżdżały jedna za drugą ciężarówki z kamieniem, a koparko-ładowarka spychała i równała teren.
Wpadłem na pomysł, żeby na cmentarzu (tam, gdzie jest teraz nowa jego część, a wtedy nie było nic) utworzyć największe rondo w Rybniku. Trzeba było przywieźć tysiące ton skały, żeby zasypać tę wyrwę. Rondo usprawniło dojazd – auta z materiałem mogłyby go bez problemu transportować. Wysypał, odjeżdżał – opowiada o organizacji pracy prezydent.
W tym samym czasie pracownicy Zarządu Zieleni Miejskiej zwozili na cmentarz dokumenty. Na ich podstawie mieli całą dobę odtwarzać plan kwater, które spłynęły razem z deszczem do stawu.
Musieliśmy zostać na cmentarzu na całe noce. Praktycznie przebywaliśmy tam na stałe przez kilka dni, bo trzeba było odtworzyć rozkład grobów w obu uszkodzonych kwaterach. Nie mogłam wrócić do domu, do mojego dzieciątka. Przeżywałam tragedię też jako matka. To było straszne – wraca do tamtych emocji ówczesna referentka ZZM.
Cmentarz komunalny nie posiadał jeszcze wtedy papierowych szkiców poszczególnych kwater. O komputerach nie było mowy. Pracownicy na bieżąco tworzyli tylko listy, z których wtedy, w lipcu 1997 roku, na szybko musieli stworzyć plany cmentarza.
To był ogrom pracy – odtworzyć rozmieszczenie grobów ziemnych praktycznie na już. Tu i teraz. A telefon… On ciągle dzwonił. Ludzie dowiadywali się co się stało, a nas zasypywała masa telefonów – wspomina Barbara Leipelt. – I różne słyszeliśmy rzeczy od mieszkańców. Bo część z nich była cierpliwa i czekała na listę grobów utraconych, ale część opowiadała bzdury o tym, że np. palimy dokumenty.
Czytaj kolejne strony:
Tagi: powódź 1997, Rybnik cmentarz, cmentarz komunalny Rybnik, Józef Makosz, ZZM Rybnik, Barbara Leilpelt, powódź na cmentarzu Rybnik
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Można wnioskować o 45 tys. zł na wymianę pieca. Kolejki nie ma
40993Zmarł dr Eryk Kwapuliński – najstarszy praktykujący lekarz w Rybniku
28502Świerklańska: autobus zjechał do rowu. W pojeździe były dzieci (zdjęcia)
25672Powiedział, że ma w bagażu dynamit. Mieszkaniec Czerwionki-Leszczyn nie poleciał do Egiptu
22190Rak wątroby u 12-latka. Filip z Jejkowic potrzebuje pomocy
19673Zmarł dr Eryk Kwapuliński – najstarszy praktykujący lekarz w Rybniku
+316 / -18Doszło do przestępstwa w UM Rybnik? Sprawa trafiła do prokuratury
+216 / -19Rak wątroby u 12-latka. Filip z Jejkowic potrzebuje pomocy
+140 / -3Interna w Rybniku działa, po prawie 3 latach przerwy. Są już pierwsi pacjenci
+127 / -18Strażnicy miejscy eskortowali 2-latka z krwawiącą raną na głowie
+106 / -3Komisarz wyborczy: T. Pruszczyński zrzekł się mandatu radnego Rybnika. „Decyzję podejmę po II turze”
37Roman Fritz ogłosił start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Łukasz Kohut rekomendowaną "jedynką" na liście Lewicy
26"Babciowe" przyjęte. Rodzice otrzymają 1,5 tys. złotych na dziecko
23Byle gdzie, byle zaparkować. Kolejni „mistrzowie” parkowania w Rybniku (zdjęcia)
11Założył na palec łożysko. Musieli rozcinać je strażacy
9Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert