zamknij

Wiadomości

Przedstawiamy kolejne atrakcyjne miejsca, w które warto wybrać się rowerem

2013-06-28, Autor: 
Znany już naszym czytelnikom rybniczanin Krzysztof Oleś przesłał nam kolejny arcyciekawy reportaż z wycieczki rowerowej po terenach na południe od Rybnika. Tym razem pan Krzysztof pokonał trasę: Rybnik, Szczerbice, Czernica, Rydułtowy, Pszów, Radlin, Rybnik.

Reklama

To dystans około 45 km, którego przejechanie zajmuje 4-5 godzin. Oto opisowa relacja z wycieczki: Od połowy kwietnia do połowy maja pogoda sprzyjała rowerzystom. Przez ostatni miesiąc już nie. Skoro wreszcie prognozy na dzisiejszy dzień są zgodne i obiecują dużo słońca, nic mnie nie powstrzyma przed dłuższą wycieczką!

Będę twardy! Chociaż może bez przesady: wybiorę się na trudniejsze tereny, do zachodnich i południowo-zachodnich sąsiadów Rybnika: Szczerbice, Czernica, Rydułtowy, Pszów, Radlin, a potem do Rybnika przez Niewiadom. Okolice pagórkowate, ale za to dużo asfaltu, po ostatnich deszczach będzie to rozsądne. Pompuję koła, pakuję torbę i ruszam!

Czarny szlak w lesie między Nowinami a Zebrzydowicami nie daje dzisiaj w kość (ogonową), bo pokryty mięciutkim, śliskim błotem – już czuję, że dzisiaj przede mną prawdziwa męska przygoda!

Za lasem czerwonym szlakiem lekko po asfalcie przez Zebrzydowice, aż do lasu w okolicach Beaty. Do ul. Świerkowej napotykam pojedyncze kałuże, po drugiej stronie zaczyna się przeprawa przez bagna i błota w towarzystwie roju wygłodniałych komarów, do tego strome podjazdy i zjazdy – Camel Trophy dla ubogich, ale jest dobrze! W nagrodę: cisza, szum strumyków, przyroda i tajemnicze ślady kopyt na ścieżce.  Tak aż do Buzowic (czerwonym szlakiem). Tutaj znów asfalt między domkami, łąkami i starymi lipami, a nade mną leci bocian – sielanka!

Dalej też nie byłoby źle, gdyby nie braki w oznakowaniu – bez mapy ani rusz na tym terenie.

Kończy się Rybnik i mapka pokazuje, że „jestem tu”, czyli już poza mapką, świat się skończył. Dzięki uprzejmości Pani z Informacji Turystycznej przy opactwie w Rudach (bardzo Pani dziękuję!) dysponuję mapką turystyczną Subregionu Zachodniego – po raz kolejny ratuje mnie ona na obcej ziemi. Kierując się na widoczny szyb kopalniany, dojeżdżam do zabytku architektury przemysłowej – szybu „Dicke”. Dalej intuicja pomaga mi trzymać się szlaku (znak jest, i owszem, na słupie całkowicie porośniętym bluszczem, polecam poszukać - dla zabawy) i kiedy kończy się droga, skręcam w lewo. Potem znak kieruje mnie w prawo i stromy zjazd lipową alejką doprowadza mnie przed bramę zabytkowego szybu „Cila”. Jeśli asfalt na szczycie natchnie kogoś do rozwinięcia fantazyjnej prędkości, to jego nagły brak od połowy zjazdu może delikwenta sprowadzić na ziemię lub, co gorsza, wbić w drzewo. Tutaj również na próżno szukać oznakowania. Jadę w prawo i szutrową drogą objeżdżam „Cilę”. Dróżka prowadzi do drogowskazów i asfaltu, którym jadę aż do Czernicy. Widoki zapierają dech w piersiach, a zabytkowe szyby wśród pól uprawnych, to widok kiedyś odróżniający nasz region od północy Śląska.

Nad Czernicą góruje okazały kościół, u jego stóp niszczeje dawny tymczasowy kościółek z piękną, oryginalną elewacją, po drugiej stronie ulicy ośrodek kultury w pałacu rezydującego tu przed laty rodu Rothów. Znaki kierują stąd czarnym szlakiem (czerwony zaginął po drodze) stromym podjazdem do Rydułtów na przebudowywane od wieków skrzyżowanie w okolicach Kauflandu. Pewnie dlatego jeszcze nie ma tu oznakowań. Poza starym planem, który pozostał na ulicy Bema. Tą ulicą prowadzi szlak (czerwony). Po kilkuset metrach okazuje się, że czerwony zniknął, na szczęście na jego miejscu pojawiają się zielony i czarny, które prowadzą mnie do Kalwarii Pszowskiej. „Prowadzą” to nie najlepsze określenie: sygnalizują, że gdzieś w tej okolicy będzie ciąg dalszy szlaku. Jakoś daję radę.

Kalwaria Pszowska to kościółek i zabytkowe kapliczki drogi krzyżowej. Tropiąc blade wspomnienia po żółtych znakach trafiam na strome schody w dół… Zastanawiam się, czy na dole czeka lekarz wstawiający wybite tu zęby, ale nie znajduję żadnego gabinetu. Okolica jest przepiękna, po wspięciu się na stromy podjazd po resztkach asfaltu podziwiam panoramę jak w górach.

Stąd jeszcze kilkaset metrów niebieskim szlakiem pod stromą górkę asfaltem i jestem w sercu Pszowa pod Bazyliką. Sprzed Sanktuarium, ponad placem budowy patrzę na Beskidy. Żeby dojechać pod Bazylikę, musiałem zjechać z trasy, teraz nie mogę jej odnaleźć. Kiedy trafiam na żółte znaki, po chwili znów znikają, a ja jestem w szczerym polu: z jednej strony hałda, z drugiej Beskidy – krajobraz fantastyczny. Tylko ścieżka zarośnięta trawą i pokrzywami – ale przecież nie szukam tu wygód. Dojeżdżam do drogi Pszów-Radlin pod hałdą i jadąc asfaltem, szukam szlaku, kierując się w stronę Głożyn. Niebawem odnajduję w Radlinie żółty znak, który prowadzi mnie bez zastrzeżeń kilkaset metrów. Właśnie komplementuję w myślach opiekunów trasy, kiedy docieram do rozjazdu: w lewo nowa droga bez oznaczeń, w prawo ścieżka i znak „zakaz ruchu” z wyłączeniem „nie dotyczy rowerzystów”. Acha! Więc taką wskazówkę zostawili? Że niby tak niebanalnie? Super! Jadę w prawo.

Porośnięta wysoką trawą ścieżka nie wzbudza jeszcze moich podejrzeń. Pierwsza kałuża głęboka na wysokość opony i ukryta trawie jeszcze nie daje mi do myślenia. Oznaczeń brak, sięgam po mapę – punkty orientacyjne się zgadzają, brnę dalej. Po kilkunastu metrach słowo „brnę” nabiera dosłownego znaczenia – omal nie przelatuję przez kierownicę, kiedy koło zapada się po oś w ukrytej w trawie kałuży. To ci dopiero przygoda! Wychodzę na brzeg, wylewam wodę z butów i myślę sobie, że jedna kałuża to jeszcze nie powód, żeby się zrażać. Jadę dalej. Historia powtarza się jeszcze kilka razy…  Rower obłocony, ja mokry, komary witają mnie radośnie na brzegu lasu i łąki, szlaku nie widać, tylko „Szarlota” majaczy z daleka między drzewami – Bear Grylls byłby zadowolony. Przynajmniej ścieżka nie ma rozwidleń. „Męska przygoda”! Ależ głupie pomysły człowiek miewa! Przy pierwszym rozdrożu (oznaczeń brak) rezygnuję z dalszego survivalu na rzecz suchego i twardego asfaltu. Prawdopodobnie twórcy szlaku przygotowali więcej atrakcji, ale w drugą stronę, bo żółtych oznaczeń już nie znalazłem.
Ulicą Rymera wjeżdżam do centrum Radlina, które staram się jak najprędzej opuścić, bo ludzie dziwnie patrzą na moje „ubłocenie”… Niedaleko granicy miasta z Rybnikiem (ulica Wypandów) odnajduję zielony szlak, który ma mnie poprowadzić przez Niewiadom do Zebrzydowic. Wystarczy kierować się na górującą tu nad okolicą wieżę ciśnień kopalni „Ignacy”, a potem już idzie gładko. Zielony szlak prowadzi po asfalcie w okolice Beaty, po drodze zjeżdżam ze stromego wzgórza – nawet na szerokich „górskich” oponach można tu przekroczyć dozwoloną w terenie zabudowanym prędkość. Bez pedałowania!
Przez las pod górkę docieram do ul. Raciborskiej i na drugą stronę. Tutaj już cały czas z górki – dobra trasa na powrót. Po chwili jestem w miejscu, z którego czerwonym szlakiem jechałem w stronę Buzowic. Dalej już tą samą drogą wracam brudny i zmęczony, ale szczęśliwy. Jeszcze nie wiem, z czego bardziej się cieszę: z pokonania tych 45km, czy z tego, że już prawie jestem w domu…

Krzysztof Oleś, Rybnik 13.06.2013

> Zobacz fotorelację z trasy Rybnik, Szczerbice, Czernica, Rydułtowy, Pszów, Radlin, Rybnik

Pan Krzysztof po raz drugi zdecydował się opublikować swoją fotorelację z podróży po ścieżkach rowerowych w regionie. W nagrodę otrzymuje upominek w postaci akcesoriów rowerowych ufundowanych przez firmę Bike System z Rybnika.

Na Wasze reportaże z tras rowerowych w regionie czekamy pod adresem [email protected]. Wszystkie opublikowane dotąd fotorelacje z rowerowych wycieczek znajdziecie tutaj.
Oceń publikację: + 1 + 10 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (5):
  • ~mploszaj 2013-06-29
    08:39:42

    1 0

    Zgadzam się z powyższą opinią. Z przyjemnością przeczytałam, pozdrawiam :-)

  • ~Kwinto 2013-06-29
    08:59:37

    2 0

    Bardzo dobry artykuł i świetnie opisany z humorem. Niestety człowiek często wraca z takich wycieczek w innym stanie niż wyjeżdżał.

  • ~gubanio 2013-06-29
    11:31:39

    0 7

    Dystans około 45 km, którego przejechanie zajmuje 4-5 godzin.
    Ta informacja jest jakaś chora dystans 45 km gdy brak formy to pokonamy go w czasie krótszym niż 3 godziny.
    Jak dla mnie w taką trasę nie wybrałbym się z dzieckiem co nie ma ukończone 10 lat.

  • ~Fiodore 2013-06-29
    13:53:04

    4 0

    gubanio - Taka wycieczka to nie sprint, raczej spacer na rowerze. Jedziesz jakieś 20km/h i podziwiasz okolicę, a w dodatku po drodze można zabłądzić, ponieważ ścieżki nie są dobrze oznakowane i potem trzeba tracić czas aby znaleźć dalszy ciąg trasy. Ah no i nie przesadzaj, że Z dzieckiem nie pojedziesz na taką wycieczkę, bo niby dlaczego? Słaba kondycja czy raczej lenistwo? Pewnie wygodniej byłoby zamiast na 2 to na 4 kołkach, co?

  • ~ 2013-06-30
    20:27:32

    0 1

    pan krzysztof też musiał jechać przez Gaszowice albo piece anie wspomniał otym, a to taki fajne miejscowości, albo nie zauważył;he.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Wybieramy prezydenta Rybnika. Na kogo oddasz głos w wyborach?





Oddanych głosów: 4864