Ich serce było zawsze większe niż cztery ściany, w których mieszkali. Irena i Tadeusz Węgrzykowie z Rybnika stworzyli dom, w którym ponad setka dzieci zaznała spokoju, bezpieczeństwa i miłości. To nie jest historia o liczbach – to opowieść o odwadze, empatii i poświęceniu. Poznajcie małżeństwo, dla którego wychowanie skrzywdzonego dziecka było warte każdego poświęcenia.
Ich dom stał się przystanią dla dziesiątek skrzywdzonych dzieci, którym przywracali bezpieczeństwo, spokój i wiarę w dorosłych. Państwo Irena i Tadeusz Węgrzykowie z Rybnika poświęcili swoje życie wychowywaniu dzieci, które doświadczyły przemocy, porzucenia i obojętności. Od 1997 roku prowadzą rodzinę zastępczą pełniąc funkcję pogotowia rodzinnego, a przez ich dom przewinęło się 108 dzieci.
Dziś wychowują już tylko jedną podopieczną – Patrycję, która przebywa z nimi od okresu niemowlęcego. Dziewczynka cierpi na wielopostaciową niepełnosprawność zarówno umysłową, jak i fizyczną, w stopniu znacznym. I choć wymagania opiekuńcze świeżo upieczonej 18-latki są ogromne, Węgrzykowie nie mają wątpliwości: to ich misja, sens życia i powołanie.
W czasach, gdy tak często słyszymy o kryzysie rodziny, historia państwa Ireny i Tadeusza Węgrzyków z Rybnika jawi się jako niezwykłe świadectwo ludzkiej dobroci i wytrwałości. Wychowując trójkę biologicznych dzieci (dwóch synów i córkę), postanowili zostać rodziną zastępczą dla kolejnych. Choć początki były trudne.
Ludmiła Kamer: Jak to się zaczęło? Skąd decyzja o zostaniu rodziną zastępczą?
Tadeusz: Mieliśmy już trójkę dzieci. Najmłodszy miał pięć lat, kiedy poczuliśmy, że chcemy zrobić coś więcej. To był impuls serca, może nawet natchnienie.
Irena: Początkowo rozważaliśmy pomoc dorosłym osobom, ale szybko uświadomiliśmy sobie, że to zbyt trudne. Trafiła do nas pierwsza dziewczynka – sześcioletnia, z poważnymi doświadczeniami. Miała na ciałku ślady gaszonych papierosów, okaleczenia. To był wstrząs, który zapamiętamy na zawsze.
Tadeusz: Nasz najmłodszy syn się wtedy zbuntował i powiedział, że nie chce mieć innych dzieci w domu. To było trudne doświadczenie. Zawsze komfort naszych dzieci biologicznych był dla nas na pierwszym miejscu.
Irena: Od tamtej pory, każda decyzja o przyjęciu dziecka była dyskutowana i omawiana z dziećmi przy jednym stole.
Czy po tej sytuacji chcieliście zrezygnować?
Tadeusz: Był moment zwątpienia. Po jakimś czasie okazało się, że nasz syn się przestraszył, bo dziewczynka powiedziała mu, że teraz on idzie do domu dziecka, a ona zostaje z nami. Nie chcieliśmy narażać naszych dzieci na traumę. Dziewczynka wróciła do placówki.
Irena: Wtedy poczuliśmy, że musimy to robić z głową. Przy każdym przyjęciu dziecka siadaliśmy i decydowaliśmy wspólnie. To dzieci ustaliły, że będziemy przyjmować tylko maluchy młodsze od naszego syna. Tak też było.
Wasze dzieci były w to zaangażowane?
Tadeusz: Z czasem bardzo. Nasze dorosłe dzieci mają dziś 40, 37 i 33 lata. Mają własne rodziny i dzieci, ale do dziś pomagają.
Irena: Dzieci mają ogromne doświadczenie, które wyniosły z domu. Sami przyznają, że niejedna położna mogłaby się od nich uczyć. Jednak córka otwarcie mówi, że nie mogłaby być rodziną zastępczą, bo nie potrafiłaby oddać dziecka do adopcji.
108 dzieci i pewnie wiele więcej różnych historii. Które z nich najbardziej zapadło Wam w pamięć?
Irena: Patrycja. Dziś ma 18 lat (skończyła 13 maja) i jest z nami od okresu niemowlęcego. Była dzieckiem leżącym, wcześniakiem z wadą serca, otrzymała bardzo niską punktację Apgar. Ma znaczną niepełnosprawność umysłową i fizyczną. Ale to nasze dziecko. Nasz świat się wokół niej kręci.
Tadeusz: Znaliśmy jej rodzinę. Wychowywaliśmy jej braci. Patrycja była piętnastym dzieckiem tej rodziny.
Utrzymujecie kontakty z rodzicami biologicznymi dzieci?
Tadeusz: W miarę możliwości. Czasem się udaje, czasem nie. Była mama, która potrafiła pieszo chodzić przez całe miasto, w deszczu, w zimie, byle tylko zobaczyć swojego malucha. Nie chciała wydać pieniędzy na autobus, więc szła kilka kilometrów - wolała kupić dziecku lizaka. Poukładała swoje życie i odzyskała dziecko, któremu stworzyła dom. Takich sytuacji, że dziecko wróciło do rodziców biologicznych nie było za wiele, ale za każdym razem jesteśmy z tego dumni. Wtedy mamy poczucie, że udało się dobrze zaopiekować dzieckiem i wpłynąć na rodzica, który zmieniając swoje życie mógł odzyskać opiekę nad dzieckiem.
Pewnie nie zawsze było kolorowo. Zdarzyła się jakaś sytuacja niebezpieczna, stresująca, która zapadła wam mocno w pamięci?
Irena: Tak. Najbardziej pamiętamy moment, kiedy do naszego domu przyszli uzbrojeni mężczyźni. Szukali jednej z matek dzieci, które wtedy przebywały u nas. Kobieta była ścigana przez swoich dawnych współpracowników z agencji towarzyskiej. Nie rozliczyła się z pieniędzy i oni chcieli się z nią policzyć. Stali w drzwiach, z bronią. Jeden z nich rozchylił kurtkę, pokazał broń i powiedział: „Albo ona wyjdzie, albo my wchodzimy po nią”. Serce mi stanęło. Dzieci były w domu, była Patrycja, inne maluchy. Musiałam chronić wszystkich. Ostatecznie ta kobieta wyszła do nich, zabrali ją do samochodu i odjechali.
Tadeusz: W takich chwilach człowiek musi zachować zimną krew. Ale strach był ogromny. Tamtej kobiecie kazaliśmy wyjść i załatwić sprawę. Nie można ryzykować bezpieczeństwa innych dzieci.
Czy spotkaliście się wtedy z niechęcią otoczenia?
Irena: Niestety tak. Po ataku na World Trade Center opiekowaliśmy się dziećmi o ciemniejszym kolorze skóry, jedno z nich było synem mężczyzny powiązanego z grupą terrorystyczną. Gdy dzieci pojawiły się na podwórku, sąsiedzi zaczęli mówić, że albo one odejdą, albo my mamy się wynieść. Społeczeństwo nie było wtedy gotowe na taką różnorodność.
Tadeusz: Ludzie zaglądali przez ogrodzenie, wytykali palcami. Czasem patrzyli na nas jak na przestępców. Tylko dlatego, że pomagaliśmy dzieciom z innych środowisk, innej kultury czy koloru skóry. Przełknęliśmy wiele goryczy.
A czy były sytuacje, które Was rozczuliły, dały wiarę?
Irena: Tak. Pamiętam młodziutką mamę, miała zaledwie 15 lat. Rodzice chcieli, by usunęła ciążę. Ona bardzo chciała tego dziecka. Przyszła do nas, opowiedziała swoją historię, nie miała nic. Zajęliśmy się maleństwem do czasu jej pełnoletności. Mąż pomógł załatwić dla niej mieszkanie, kupiliśmy wyprawkę, uczyliśmy ją opieki nad dzieckiem. Dziś sama sobie radzi.
Czy dzieci, które trafiają do Was, zostają na zawsze?
Tadeusz: Czasem tylko na kilka miesięcy, czasem na lata. Najdłużej z nami jest Patrycja – 18 lat. Ale były też dzieci, które wracały do rodzin biologicznych. Najkrócej taki czas w rodzinie zastępczej to około pół roku. Oddanie dziecka zawsze jest trudne, ale jeśli jest szansa na odbudowanie więzi, to jeszcze w tym pomagamy.
Irena: Największą satysfakcję i dumę czujemy, kiedy nasze dzieci trafiają do kochających rodzin adopcyjnych. Widzieć, jak dziecko, które do nas trafiło poranione i zamknięte, odnajduje dom, w którym jest kochane i akceptowane – tego nie da się opisać słowami. To ogromne wzruszenie.
Tadeusz: Z wieloma dziećmi, które u nas były, mamy kontakt do dzisiaj. Piszą do nas, odwiedzają. Dla wielu z nich jesteśmy ciocią i wujkiem, czasem nadal „mamą i tatą”. Wtedy wiemy, że to, co robiliśmy przez te lata, miało głęboki sens.
Czy dziś planujecie jeszcze przyjmować dzieci?
Tadeusz: Nie. Od kilku lat zgłaszaliśmy potrzebę wygaszania naszej pieczy. Nie przyjmujemy kolejnych dzieci. Teraz skupiamy się wyłącznie na opiece nad Patrycją i promowaniu rodzicielstwa zastępczego w Rybniku i regionie.
Co byście chcieli przekazać innym, którzy zastanawiają się nad stworzeniem rodziny zastępczej?
Irena: To trudna, ale najpiękniejsza droga. Potrzebna jest miłość, cierpliwość i wsparcie bliskich. Każde dziecko zostawia w nas ślad. Jesteśmy tylko przystankiem, ale dla wielu dzieci był to najważniejszy przystanek w życiu.
Tadeusz: Jak pokazuje nasz przykład, początki nie muszą być łatwe. Jednak nie należy się zastanawiać i bać. Jeżeli ktoś czuje, że może dać dom jakiemuś dziecku, to powinien spróbować.
Dziękuję za rozmowę.
Irena i Tadeusz Węgrzykowie pokazują, że dom to nie tylko cztery ściany. To miejsce, gdzie dziecko znajduje serce, opiekę i bezpieczeństwo. Choć dziś opiekują się już tylko Patrycją, ich historia jest zarazem przestrogą, lekcją empatii i żywym dowodem, jak wiele dobra można uczynić jedynie otwierając drzwi swojego domu.
Tagi: Irena Tadeusz Węgrzykowie, rodzina zastępcza, rodzina Rybnik, dzieci Rybnik, wychowanie Rybnik, małżeństwo Rybnik
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Ślub jak z bajki w Ochojcu. Para powiedziała „tak” przy prezydencie
36099Znamy ceny biletów pociągów z Rybnika do Rijeki! Ile zapłacimy za przejazd rodziny?
33635Nerwowo na targowisku. Handlujący protestują przeciwko planom zabudowy
18025To koniec z autobusami z Rybnika do Gliwic. Przewoźnik zawiesza linię
16510Zamiast scrollować – myje szyby. 15-letni Dawid z Rybnika zbiera na skuter, pracując po szkole
16115Sensacja w Rybniku! W największym mieście Subregionu Zachodniego wygrał Karol Nawrocki
+367 / -134Już wiemy, kiedy wsiądziemy w Rybniku do pociągu w kierunku Chorwacji? Austria publikuje rozkład jazdy
+211 / -3Był „cacy”, teraz już nie? Konserwator chce rozebrać im ogródek, oni zapowiadają walkę i obalenie parku kulturowego
+212 / -27Rybnik wydłuży linię 34 aż do Gliwic? Radny: połączenia kolejowe nie są idealne
+118 / -3Zamiast scrollować – myje szyby. 15-letni Dawid z Rybnika zbiera na skuter, pracując po szkole
+116 / -5Wyniki exit poll: wygrywa Rafał Trzaskowski!
36Radna pyta, „czy można w jednej ręce trzymać różaniec, a w drugiej – szubienicę?”. A. Sączek jeszcze raz przeprasza i mówi o nagonce
27Nerwowo na targowisku. Handlujący protestują przeciwko planom zabudowy
22To koniec z autobusami z Rybnika do Gliwic. Przewoźnik zawiesza linię
20"Meldują wykonanie zadania". Działacze PiS świętują sukces nowego Prezydenta RP
17Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert
~norton 2025-05-19
17:24:33
Chylę czoła przed Państwem.
~Tańczący z elektronami 2025-05-20
08:36:43
Tadek, zawsze solidny i wiarygodny w pracy. Jak widać nie tylko tam. Wzór do naśladowania.
~niuti 2025-05-21
11:16:16
Szacunek i czapki z głów.