„Kapłaństwo to nie funkcja. To bycie z ludźmi – w ich radościach, upadkach, marzeniach i lękach” – mówi ks. Marek Noras, który dziś, 13 maja, obchodzi 30-lecie święceń kapłańskich. Trzy dekady temu wypowiedział po raz pierwszy słowa konsekracji, a od tamtej pory codziennie buduje mosty – między wiarą a codziennością, między Kościołem a człowiekiem. Proboszcz, duszpasterz, kapelan w szpitalu psychiatrycznym, a także człowiek teatru i kibic rybnickiego żużla. Z ks. Markiem rozmawiamy o tym, co w kapłaństwie najważniejsze, co daje siłę, dlaczego teatr może być narzędziem ewangelizacji i o tym, jak spotkanie z drugim człowiekiem wciąż potrafi go wzruszyć.
Minęło już 30 lat, odkąd po raz pierwszy wypowiedział słowa konsekracji. Przez trzy dekady jego kapłańskiej drogi przewinęły się tysiące twarzy – dzieci, młodzieży, dorosłych, chorych, zagubionych, szukających Boga i tych, którzy już Go odnaleźli. Ksiądz Marek Noras, znany z poczucia humoru, życzliwości i wielkiej empatii, w tym roku świętuje swój jubileusz.
Mimo powagi urzędu, nie znajdziemy w jego stylu kaznodziejstwa patosu. To ksiądz, który potrafi słuchać, z ludźmi rozmawia, nie ich ocenia. Grał w teatrze, organizował przedstawienia, pływa, kibicuje rybnickim żużlowcom na stadionie i nie odmawia nikomu spotkania. W rozmowie z nami wspomina początki swojej drogi, opowiada o trudnościach i radościach codziennego duszpasterstwa, a także o tym, co daje mu najwięcej siły.
Red: Kiedy Marek poczuł, wiedział, że zostanie księdzem?
M.N.: Już w czwartej klasie podstawówki mówiłem, że będę księdzem. To było dla mnie oczywiste, nie musiałem się długo zastanawiać. Koledzy chcieli być strażakami, policjantami – a ja? Księdzem.
Mówią, że moje powołanie wymodlił mój dziadek Wojciech, który wrócił pieszo z Syberii po wojnie i codziennie chodził na mszę. To on swoją wiarą dał przykład. A ja... po prostu czułem, że to jest moja droga.
Red: A mama, tata – jak zareagowali gdy rzeczywiście te plany małego Marka przełożyły się na pójście do seminarium?
M.N.: Mama przyjęła to spokojnie. Nawet jak już miałem iść do seminarium, to zapytała: „A co będziesz robił po maturze?”. Powiedziałem: „No jak to? Do seminarium idę!”. A ona: „No wiem, ale wyprawkę muszę Ci przygotować, to coś muszę powiedzieć”. Ojciec też był pogodny, bardzo ciepły człowiek. Dobrze mi się żyło w moim domu.
Red: I przyszedł dzień święceń - 13 maja 1995 roku.
M.N.: Wyjątkowy dzień. Taki jak ślub dla narzeczonych. Wtedy zaczęła się moja przygoda życia. Miałem 25 lat i poczułem, że jestem odpowiedzialny za innych – za ich zbawienie, za ich drogę do Boga.
Red: A dziś, po 30 latach – co jest najważniejsze?
M.N.: Miłość i słuchanie. Zawsze powtarzam – człowiek musi czuć się kochany. Jak trafiałem do trudnych szkół, np. zawodówek, to się bałem. Ale szybko zrozumiałem, że tym młodym ludziom najbardziej brakuje... miłości. Oni chcieli być wysłuchani. Wtedy się otwierają.
Niektórzy nadal do mnie piszą. Pamiętam jednego chłopaka – łobuza jakich mało – który umierał. Przyszedłem do niego się pożegnać. Płakaliśmy obaj. A on powiedział: „Może gdybym miał takiego tatę jak ksiądz, moje życie byłoby inne”.
Red: Pracuje ksiądz też jako kapelan w szpitalu psychiatrycznym. To trudna i specyficzna posługa?
M.N.: Nie. Bardzo ją lubię. Ci ludzie potrzebują serdeczności, spokoju, czułości. Tam też jest miejsce na rozmowę, modlitwę, na to, by ktoś ich zauważył. Nie wnikam w diagnozy, nie oceniam – moim zadaniem jest mówić im, że Pan Bóg ich kocha. I że są ważni.
Red: Czasy się zmieniają, ludzie dokonują apostazji. Jak ksiądz reaguje na to, że młodzi ludzie odchodzą z Kościoła?
M.N.: Tak, przychodzą do mnie ludzie dokonać apostazji. Czasem podpisuję dokument, oddaję bez słowa, a ktoś pyta: „To wszystko?”. A ja mówię: „Tak, to twój wybór”. Pan Jezus nikogo siłą nie ciągnie. Ale wiem, że człowiek, który naprawdę szuka, w końcu odnajduje Boga.
Red: Sport i teatr – to chyba zawsze było bliskie księdzu?
M.N.: Bardzo. Byłem ministrantem, ale też grałem w kosza i piłkę ręczną. Uwielbiałem szkołę – niekoniecznie się uczyć, ale być w niej! Byłem w centrum wydarzeń, organizowałem różne rzeczy. A w liceum nawet napisałem scenariusz kabaretowy. Nauczyciel powiedział, że słaby... i wyrzuciłem go. Ale teatr wrócił później – najpierw w seminarium, a potem tu w Rybniku.
Red: Rybnik to miejsce, w którym ksiądz „rozwinął skrzydła”?
M.N.: Oj, tak! Tutaj poczułem się u siebie. Mam poczucie, że wiele dobrego udało się zrobić. Największa radość to „Rybnicka Opowieść Wigilijna” – spektakl, który zrealizowaliśmy z mieszkańcami, artystami i ludźmi dobrej woli. Graliśmy go sześć razy, zbierając środki na pomoc dzieciom. Teraz szykujemy „Królewnę Śnieżkę i siedmiu rybnickich krastoludków”, by wesprzeć budowę hospicjum w Rybniku. Scenariusz już jest, ale nie chce jeszcze mówić o aktorach. Pierwsza sztuka była opowieścią z przesłaniem, a ta będzie bardziej zabawna. Serce rośnie!
Red: Jak odpoczywa ksiądz Marek Noras?
M.N.: Sport i teatr. Lubię narty, pływanie, mecze żużla. Kibicuję ROW-owi. Czasem wpadam do Teatru Roma w Warszawie albo do Łodzi na moich ulubionych „Nędzników”. No i odwiedziny, grill u siostry – bezcenny czas! Rodzina to dla mnie dar od Pana Boga.
Red: Czego życzyć na kolejne 30 lat?
M.N.: Przede wszystkim siły. Siły fizycznej, psychicznej i duchowej, żeby być wśród ludzi, dla ludzi i z ludźmi. To, co daje najwięcej radości w kapłaństwie, to właśnie spotkanie z drugim człowiekiem. I żeby jeszcze przez wiele lat móc mówić ludziom o miłości Boga, o tym, że nie są sami, że warto próbować, że każdy zasługuje na drugą – i nawet trzecią – szansę.
Ale siły potrzeba też do rzeczy, które robię „po godzinach”, choć one są bardzo bliskie mojemu sercu. Mam na myśli teatr. To nie jest hobby, to coś, co gra we mnie od zawsze. Jeszcze w seminarium trafiłem do grupy teatralnej Scena Apicata. Potem były jasełka w szkołach, scenariusze pisane po nocach, próby z uczniami. Aż przyszedł Rybnik i „Rybnicka Opowieść Wigilijna”.
To było marzenie, które dojrzewało przez lata. I nagle – bum! Sztuka wystawiona w Teatrze Ziemi Rybnickiej, pełna sala, wzruszenia, śmiech, łzy. Ludzie wychodzili poruszeni. A najpiękniejsze było to, że ten spektakl nie tylko był artystycznym wydarzeniem, ale też miał szczytny cel. Graliśmy dla Fundacji Mali Wspaniali – i udało się zebrać ogromne środki na pomoc dzieciom.
Ten sukces pokazał mi, że ludzie naprawdę potrzebują piękna. Potrzebują wspólnoty, działania, kultury z przesłaniem. Dlatego nie chcemy na tym poprzestać. Już powstaje nowy scenariusz – „Królewna Śnieżka i siedmiu rybnickich prastoludków”. Tym razem gramy dla nowo powstającego hospicjum. I znowu będzie radość, teatr, wzruszenie, pomoc. Bo w teatrze – jak w Ewangelii – chodzi o to, by poruszyć serce.
Więc jeśli miałbym prosić o coś jeszcze poza siłą – to o to, by w moim życiu nigdy nie zabrakło ludzi, z którymi można wspólnie robić coś dobrego. Bo wszystko, co się udało, zawdzięczam nie sobie, ale współpracy, zaufaniu, życzliwości parafian, artystów, przyjaciół. A Pan Bóg? On to wszystko prowadzi i układa lepiej, niż moglibyśmy zaplanować.
Red: Skąd w ogóle w Księdzu taka potrzeba działania, energii, otwartości? Z domu? Z dzieciństwa?
M.N.: Zdecydowanie z domu. Miałem piękne dzieciństwo. Rodzice – skromni, pracowici ludzie. Mama, tata, rodzeństwo – nauczyli mnie szacunku, dyscypliny, ale też tego, żeby patrzeć na innych z dobrocią. Mówię czasem, że dziś za wychowanie, jakie wtedy miałem, rodzicom by może prokuratura odebrała prawa... (śmiech). Ale myśmy się uczyli życia. Samodzielności. Odpowiedzialności.
To były czasy bez nadmiaru, bez ekranów, bez telefonów, ale z rozmowami przy stole, z obecnością. I myślę, że właśnie ta obecność – bycie razem – jest czymś, co potem przeniosłem do swojej posługi.
Red: To właśnie dlatego tak dobrze ksiądz odnajduje się wśród ludzi? I w kościele, i w teatrze, i w szkole?
M.N.: Może. Może właśnie dlatego. Bo mnie naprawdę interesuje drugi człowiek. Nie jako problem do rozwiązania, ale jako osoba – z historią, emocjami, pytaniami. Zawsze powtarzam: kapłan musi przede wszystkim umieć słuchać. Mamy dziś nadmiar słów, ale brakuje uważności. A ja mam poczucie, że tam, gdzie zaczyna się prawdziwa rozmowa, tam zaczyna się coś dobrego.
I tego sobie życzę – żebym jeszcze długo mógł być obecny. Z sercem otwartym. Z uśmiechem. Z gotowością, by coś z ludźmi przeżyć – i w świątyni, i na scenie, i przy zwykłej, spokojnej rozmowie w kancelarii.
Red: A gdyby biskup wydał dekret i kazał się przenieść?
M.N.: Ciężko byłoby się pakować. Ale ufam – Pan Bóg wie, co robi. Na razie jestem tutaj i chcę służyć dalej.
Red: Dziękuję za rozmowę.
___
ks. Marek NORAS – ur. 21.07.1970r. Pochodzi z parafii Chrystusa Króla w Lędzinach-Hołdunowie. Święcenia prezbiteratu przyjął 13 maja 1995 z rąk abpa Damiana Zimonia. Jako wikary pracował w następujących parafiach:
Pełnił funkcję Diecezjalnego Duszpasterza Akademickiego - pomocniczego (2005-2006).
W 2017 roku został administratorem, a 9 listopada 2018 proboszczem parafii Matki Bożej Bolesnej w Rybniku. W 2021 roku został wybrany wicedziekanem dekanatu Rybnik, a od 2023 roku pełni urząd dziekana tegoż dekanatu.
Od 1 listopada 2024 r. pełni także funkcję kapelana w Klinicznym Szpitalu Psychiatrycznym w Rybniku.
Tagi: ks. Marek Noras, 30 lat kapłaństwa proboszcza z Rybnika, proboszcz kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku, proboszcz ks. Marek Noras, jubileusz kapłaństwa
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Ślub jak z bajki w Ochojcu. Para powiedziała „tak” przy prezydencie
36082Znamy ceny biletów pociągów z Rybnika do Rijeki! Ile zapłacimy za przejazd rodziny?
33634Nerwowo na targowisku. Handlujący protestują przeciwko planom zabudowy
18025To koniec z autobusami z Rybnika do Gliwic. Przewoźnik zawiesza linię
16509Zamiast scrollować – myje szyby. 15-letni Dawid z Rybnika zbiera na skuter, pracując po szkole
16105Sensacja w Rybniku! W największym mieście Subregionu Zachodniego wygrał Karol Nawrocki
+367 / -134Już wiemy, kiedy wsiądziemy w Rybniku do pociągu w kierunku Chorwacji? Austria publikuje rozkład jazdy
+211 / -3Był „cacy”, teraz już nie? Konserwator chce rozebrać im ogródek, oni zapowiadają walkę i obalenie parku kulturowego
+212 / -27Rybnik wydłuży linię 34 aż do Gliwic? Radny: połączenia kolejowe nie są idealne
+118 / -3Zamiast scrollować – myje szyby. 15-letni Dawid z Rybnika zbiera na skuter, pracując po szkole
+116 / -5Wyniki exit poll: wygrywa Rafał Trzaskowski!
36Radna pyta, „czy można w jednej ręce trzymać różaniec, a w drugiej – szubienicę?”. A. Sączek jeszcze raz przeprasza i mówi o nagonce
27Nerwowo na targowisku. Handlujący protestują przeciwko planom zabudowy
22To koniec z autobusami z Rybnika do Gliwic. Przewoźnik zawiesza linię
20"Meldują wykonanie zadania". Działacze PiS świętują sukces nowego Prezydenta RP
17Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!
Wyślij alert