zamknij

Wiadomości

Dwa ultramaratony rowerowe w miesiącu? Ponad 1000 km rowerem na raz? Dla Marcina Mrochena to nic wielkiego

2023-10-02, Autor: 

Marcin Mrochen jest 47-latkiem z Rybnika. Smykałkę do roweru miał od podstawówki. W czasach licealnych z kolegami robili sobie pierwsze dłuższe wycieczki. Brali namioty i rowerem jechali przez tydzień, znad morza na Śląsk. Odcinek po odcinku, od pola namiotowego do pola. Przygoda zaczęła się niewinnie, a dzisiaj rybniczanin pokonuje ultramaratony ponad 1000 km, z przewyższeniami 15000 m. Spotkaliśmy się z Marcinem, który o ultramaratonach rowerowych opowiada z pasją i uśmiechem na twarzy.

Reklama

Marcin Mrochen, bo o nim mowa, mieszka w jednej z dzielnic Rybnika, pracuje na etacie w jednej z firm w Jastrzębiu-Zdroju, a wolny czas spędza m.in. na rowerze. Dosłownie. Jak mówi, od dziecka lubił jeździć na rowerze. Do 2007 roku towarzyszył mu nieustannie. Przerwę zrobił sobie z powodu kontuzji oraz narodzin syna. Natury jednak nie da się oszukać, na co jest najlepszym przykładem.

- Od końca podstawówki do 2007 roku jeździłem na rowerze cały czas. Później urodził się syn i rower poszedł trochę w odstawkę, na 9 lat. Przesiadłem się chwilowo na motocykl. Wtedy bardziej interesowała mnie turystyka motocyklowa. Jednak roweru zaczęło brakować i w 2016 roku, po kontuzji i operacji kolana, na swoje 40-urodziny postanowiłem wrócić do jazdy rowerowej — opowiada.

Kupił nowy rower, na którym najpierw dojeżdżał do pracy, w ramach powrotu do treningu. Po krótkim czasie miesięcznie zaczął pokonywać dystanse 400-500 km. Obecnie miesięcznie jeździ nawet do 2000 km.

Zawsze lubił długie dystanse

Samotne trasy i dystanse dają radość, ale niedosyt pozostaje. W Marcinie pojawiła się chęć sprawdzenia siebie na tle innych rowerowych freaków w zorganizowanych zawodach kolarskich. Tak rozpoczął swoją przygodę z maratonami.

- Maratony są rozgrywane w różnych formułach i na różnych dystansach. Ja od zawsze lubiłem jeżdżenie po górach i miałem skłonności do długich dystansów. Pewnego dnia postanowiłem spróbować i zapisałem się na pierwszy z nich, na dystansie 100 km — mówi rowerzysta.

Tour de Silesia to coroczna impreza w Godowie. To właśnie od niej rozpoczął swoje maratonowe podboje. Kolarze mają do pokonania konkretny dystans w określonym czasie. Starty są na różnych dystansach.

- W 2019 roku zapisałem się na bezpieczny dla siebie dystans 100 km z limitem 6 godzin. Przejechałem w 3,5 godziny. Czułem z jednej strony satysfakcję, a z drugiej niedosyt. Pomyślałem, że w kolejnym roku wystartuję na 300 km. Chociaż na tamten moment myślałem, że to jest nierealne — wspomina.

- Stratowała na tym dystansie moja znajoma, z która później widziałem się na mecie — ja zrobiłem 100, ona 300 km. Uznałem, że rzeczywiście to jednak jest możliwe do zrobienia i zmotywowany postanowiłem się solidnie przygotować i przejechać ten dystans. Zapisałem się więc na dystans 300 km w roku 2020. Prowadziłem sobie spokojne przygotowania, ale wiosną uznałem, że te 300 km może też okazać się zbyt łatwym wyzwaniem, biorąc pod uwagę moją kondycję na tamten moment. Po przejechaniu wiosną trasy 250 km po górach w ramach I edycji zdalnej TDS, zmieniłem dystans na 500 km — opowiada uśmiechnięty Marcin.

Był rok pandemiczny. Termin zawodów zmieniono z maja na wrzesień, więc rybniczanin miał więcej czasu na przygotowanie.

- Razem ze wspomnianą wcześniej koleżanką ponownie spotkaliśmy się na starcie i przejechaliśmy wspólnie tę trasę na dystansie 500 km. Zajęło nam to 27 godzin, a limit był 32 godziny. Potem to już poszło... Od tego momentu zaraziłem się na dobre startami na długich dystansach. Teraz przejechanie takiej 500 km trasy zajmuje mi od 19 do 21 godzin — mówi dumnie Marcin Mrochen.

Wydające się nierealne do osiągnięcia 500 km z czasem okazało się także niedosytem. Pojawił się pierwszy "ultra" na 1000 km.

- Kolega coś mi wspomniał o ultramaratonie Bałtyk-Bieszczady, którego start jest w Świnoujściu, a meta w Ustrzykach Górnych, dystans ponad 1000 km, a zawody odbywają się co dwa lata. Do niego trzeba mieć kwalifikację, którą zdobywa się, kończąc jakiś maraton 500+. Nie będąc pewny, jaki będzie termin i czy zdążę zakwalifikować się z Tour de Silesia, zapisałem się również na maraton "Pierścień 1000 jezior". To jest wyścig dookoła mazurskich jezior z dystansem 630 km. To dało mi kwalifikację do Bałtyk-Bieszczady, ale w międzyczasie zmienili termin TDS na tydzień po tym maratonie mazurskim. Wróciłem, tydzień odpocząłem i zrobiłem ten maraton na 500 km w Godowie — opowiada rybniczanin.

Mówi się, że po takim dystansie organizm potrzebuje kilka tygodni na regenerację. Nie w przypadku Marcina, który w odstępie tygodnia zrobił dwa ultramaratony!

- Czułem się dobrze, znam swój organizm i postanowiłem pojechać tydzień po tygodniu. Po kilku dniach fizjoterapii nie odczuwałem już żadnych dolegliwości. Stając na starcie w Godowie, pomyślałem jednak "co ja tutaj robię?". Przecież niedawno stałem na starcie maratonu na Mazurach. Było to wyzwanie, ale poszło mi dobrze, dojechałem przed czasem. Wtedy zapisałem się na Bałtyk-Bieszczady na 2022 roku — śmieje się sam z siebie ultramaratończyk.

Przygotowując się do maratonu Bałtyk-Bieszczady przejechał wszystkie edycje TDS, łącznie z nocnymi i zdalnymi oraz maraton 530 km "Piękny Zachód", gdzie trasa biegnie od Świebodzina w stronę Kłodzka i Szklarskiej Poręby.

- Trasa była dość przyjemna, mimo że były duże przewyższenia. Pojechałem tam z rodziną, przy okazji spędzenia weekendu nad jeziorem w Wielkopolsce gdzie był start i okazało się, że na mecie byłem dwie godziny przed planowanym czasem i moja rodzina nie widziała, jak wjeżdżam na metę — wspomina.

Pora na Bałtyk-Bieszczady

1024 km do pokonania, startuje 360 osób, kończy na 113 miejscu z czasem 50 godzin 13 minut, gdzie limit wynosił 72 godziny, a na trasie maratonu wycofało się 55 zawodników. Istne szaleństwo.

Jak wspomina Marcin, prognoza pogody nie sprzyjała. Przez pierwszą połowę trasy lał deszcz, a przed drugą połowę trasy był upał. Jadąc w deszczu nocą, jest niebezpiecznie i łatwo o wypadek, czy kontuzję. Plusem była temperatura, bo mimo deszczu było ciepło.

- Najprawdopodobniej zapiszę się na tegoroczną edycję B-B, bo analizując swój przejazd, wychodzi, że z czasu ponad 50 godzin, samej jazdy miałem 37 godzin, więc wychodzi 13 godzin przerw. Myślę, że mógłbym te przerwy nieco skrócić i poprawić wynik. Jeżeli chodzi o samo tempo jazdy, to jestem zadowolony — relacjonuje swój start rybniczanin.

- Jechałem w kategorii open, czyli mogłem jechać w grupie i tak w pewnym momencie zaczepiłem się do takiej grupy. To podkręca może tempo jazdy, ale w pewnym momencie zauważyłem, że jadąc grupą, nie tylko trzeba być bardziej uważnym i "pilnować koła" jadącego przede mną, ale też jak się pozwoli na złapanie kilku metrów przerwy, to nie zdajemy sobie sprawy, ile później wysiłku trzeba włożyć, aby te kilka metrów podciągnąć przy prędkościach 35-40 km/h. Dałem się wkręcić w jazdę w grupie, ale na jednym z punktów kontrolnych odpuściłem i postanowiłem jechać sam. W świętokrzyskiem był kryzys, było już bardzo gorąco i parno, górzyściej — dodaje.

Kryzysy pojawiają się zawsze, ale Marcin Mrochen nie dopuszcza do siebie myśli, że może zejść z trasy, zrezygnować. Jak zaznacza, połowa sukcesu to odpowiednie przygotowania fizyczne, ale druga połowa, kto wie czy nie ważniejsza, to silna psychika.

Marcin Mrochen startuje w ultramaratonach amatorsko. Nie jest zrzeszony w żadnym klubie, nie ma za sobą sztabu ludzi, którzy dbaliby o jego organizm, czy sprzęt na trasie maratonu.

- Nie mam mechaników, ewentualnie zapasową dętkę, czy jakiś sprzęt mam ze sobą. To może być dodatkowe około 3-4 kg w przypadku braku przepaków na trasie. Patrząc, że rower waży 8 kg, to połowę wagi roweru targam ze sobą, a na dystansie ten ciężar robi różnicę, szczególnie w górach. Gdy się coś wydarzy, muszę radzić sobie sam — tłumaczy.

Kolejną kwestią jest żywienie. Przejazd zajmuje od 20 do 70 godzin, w zależności od dystansu i stopnia trudności trasy, do tego dochodzi wysiłek i kwestie żywieniowe na trasie maratonu. Rybniczanin jednak z tym sobie radzi bardzo dobrze, bo jak sam mówi, zna swój organizm.

- Są wyznaczone punkty kontrolne co około 100 km, na których jest bufet, można zjeść coś ciepłego, a na niektórych jest możliwość przespania się, zrobienia przerwy. Na Bałtyk-Bieszczady było 12 takich punktów. W Sandomierzu postanowiłem skorzystać z możliwości przespania się i 1,5 godziny przeznaczyłem na sen. W Łańcucie również skusiłem się na krótką drzemkę regeneracyjną. Co do żywienia na trasie, to zdaję się na siebie, wiem, czego potrzebuję. Na trasie pomiędzy punktami kontrolnymi dostarczam energię organizmowi zjadając zabrane produkty z punktów kontrolnych - banany, batony i inne własne przejąski. Na punkcie zawsze staram się zjeść ciepły posiłek, jak jest taka możliwość. Jadąc w nocy, więcej piję, ale za to mój organizm nie przyjmuje jedzienia-opowiada.

Maraton Rowerowy Dookoła Polski jeszcze w całości niezdobyty

Ultramaratony mają różne formuły. Inaczej sytuacja się ma podczas jazdy w formule samowystarczalności. Punkty kontrolne są jedynie wirtualne, czyli w danym miejscu melduje się przez aplikację, czy SMS. Nie ma zapewnionego jedzenia, przepaków, czy miejsca do odpoczynku. To organizuje sobie sam kolarz na trasie. Tak wyglądał Maraton Rowerowy Dookoła Polski (MRDP), do którego Marcin Mrochen się nieśmiało przymierza. 

- MRDP to zupełnie inny level. Odbywa się on co 4 lata. Start i meta są na Przylądku Rozewie, a trasa przebiega dookoła Polski możliwie blisko granicy lub czasami po terenach przygranicznych naszych sąsiadów. Poprzedni odbywał się w 2021 roku, kolejny będzie w 2025 roku. W latach pomiędzy organizowane są MRDP Zachód, MRDP Góry i MRDP Wschód. W 2022 roku zapisałem się na MRDP Zachód, który odbył się miesiąc po Bałtyk-Bieszczady. W momencie zapisywania się moje dotychczasowe starty w maratonach 500+ dawały mi kwalifikację do tego maratonu. Jego trasa rozpoczynała się na Przylądku Rozewie, a kończyła w Świeradowie Zdroju. 1054 km dystansu i 5300 m przewyższeń, 60 km po bruku z czasów II wojny światowej. Wymagający rajd — wspomina Marcin.

W dotychczasowych startach to właśnie ten najbardziej wymagający, czyli MDRP Góry, w którym również rybniczanin wystartował. Dystans 1169 km, 15000 m przewyższenia, od Świeradowa Zdroju do Przemyśla.

- Największą satysfakcję na razie dał mi MRDP Góry. Objechane całe polskie góry, z 15000 przewyższenia, czyli taki prawie podwójny Mont Everest. Przygotowując się do niego, dużo jeździłem po górach — góra, dół, takie trasy przygotowywałem. Planowałem wyższą intensywność jazdy, wyższe szczyty. Powiedziałem sobie, że jak przejadę 500 km i zejdę z roweru, mówiąc sobie "czuję się super i jadę drugie 500 km", to będę gotowy. W trakcie tego maratonu na trasie przeszła silna nawałnica, złapałem dwie "gumy" na dystansie 70 km, a po około 800 km trasy nogi dawały mi już mocno o sobie znać. Gdybym wtedy słuchał głowy, to zszedłbym z roweru. Jechałem jednak dalej. Powiedziałem sobie, że to jest normalne, nogi muszą boleć, bo trasa dotychczas była bardzo trudna ale do celu już niedaleko. Najgorsze już za mną, więc jadę dalej — wspomina trudy wyścigu Marcin Mrochen.

Ostatecznie rybniczanin zajął 12 miejsce na 65 startujących oraz 10 miejsce w kategorii solo na 35 startujących w tej właśnie kategorii. Czy te wszystkie starty są pośrednim przygotowaniem do pełnego MRDP? Dystans wynosi 3200 km!

- Na razie mam czas by to przemyśleć, ale na chwilę obecną nie dopuszczam myśli, abym miał go robić. Kolarstwo to sport, który zabiera dużo czasu. To nie jest wyjście na siłownię na godzinę czy dwie. Jak wsiadam na rower, to nie ma mnie wiele godzin. Co jakiś czas staram się przypomnieć organizmowi, co znaczy długi dystans. Kilka razy w tygodniu dojeżdżam do pracy rowerem, dwa razy w tygodniu uczęszczam na spinningi, a raz na dwa tygodnie staram się na cały dzień pojechać i zrobić te kilkaset km, najlepiej w górach. Stając na starcie, lubię ten moment. Jest pozytywne wyczekiwanie, adrenalina zaczyna działać-mówi rybniczanin, który oficjalnie wzbrania się przed mówieniem o starcie w MRDP, jednak w wypowiedzi wyczuwalna jest chęć podjęcia tego wyzwania.

Drogie hobby dla pamiątek i medali

Skąd motywacja do amatorskiego uprawiania kolarstwa na taką skalę. Tutaj nie ma nagród pieniężnych, a jedynie pamiątkowe medale. Mało tego, hobby to nie jest tanie.

- Rzeczywiście nie jest to tanie hobby. Same opłaty startowe, to koszty od 400 do prawie 700 zł. Do tego dochodzą dojazdy, jedzenie, noclegi. Na NRDP wydałem ponad 700 zł na wyżywienie, do tego opłata wpisowa, noclegi, bilety kolejowe i w sumie wyszło, że ten jeden start kosztował mnie prawie 2000 zł. Nie jest to tani sport, dlatego zastanawiam się też nad nawiązaniem współpracy z jakimś sponsorem - mówi Marcin.

- Jazda na rowerze mnie relaksuje. Oczyszczam głowę, jadąc na rowerze. Jestem zmęczony, ale szczęśliwy. W zimie trenuje na trenażerze w domu, jeżdżę na nartach. Jeśli zimą jest sucho, to jeżdżę na rowerze cały rok. Nie ma u mnie sezonu na rower, a jedynie zmienia się intensywność jazdy. Oczywiście są też znajomi, których poznałem na maratonie i co jakiś czas się spotykamy na starcie. Są też znajomości, które podtrzymywane są cały czas i mamy kontakt — dodaje 47-latek z Rybnika.

Marcin nie tylko inwestuje w swoje hobby czas i pieniądze, ale też pomaga przy tym charytatywnie.

- Prywatnie pojechałem sobie z Gdańska do Rybnika. Zadeklarowałem się na ten dystans w ranach zdalnej edycji TDS w 2021 roku, z którego opłata jak zawsze w części przeznaczona była na chorującego chłopca z Godowa. Zmieniałem dystans w międzyczasie, a ponosząc kolejną opłatę, której nie musiałem uiszczać w całości, prosiłem, by organizatorzy przekazali ją w całości na tego właśnie chłopca. Dodatkowo jestem zapisany w fundacji "Rower pomaga", gdzie przejechane kilometry przekładają się na jedzenie dla zwierząt. Jak ostatnio liczyłem, to przejechałem 2 tony karmy dla zwierząt-mówi zadowolony Marcin Mrochen.

W przyszłym sezonie startowym ultramaratonista rowerowy planuje kolejne starty m.in. w: Tour de Silesia, Bałtyk-Bieszczady, MRDP Wschód 1200 km, ale w międzyczasie jest maraton "Północ Południe", z Helu do Zakopanego, na który też ma chrapkę.

- Niestety mam dylemat, bo terminy wychodzą tych trzech startów co dwa tygodnie. Chciałbym spróbować to zrobić - co dwa tygodnie ponad 1000 km. będzie do przejechania. Zobaczymy, jak to będzie, niczego nie można wykluczyć - mówi na zakończenie maratończyk.

Tak wygląda podsumowanie startów Marcina Mrochena:

- 21 medali za uczestnictwo w maratonach (Tour de Silesia - od 2019, Pierścień Tysiąca Jezior, Piękny Zachód - Huzar Cup, Śląski Maraton Rowerowy, MRDP Zachód, MRDP Góry, Bałtyk Bieszczady Tour)

- od powrotu do sportu w 2016 roku: przejechany dystans - 59 000 km, 1 168 aktywności

- w latach 1990-2007: przejechane 48 000 km

- ilość kilometrów w 2022: 13 800 km, ilość zawodów: 6 (4 000 km)

- ilość kilometrów w 2023: 11 000 km, 186 aktywności, które zajęły 442 h (łącznie z maratonami), ilość zawodów: 7 (3 200 km)

Oceń publikację: + 1 + 46 - 1 - 2

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (6):
  • ~auralfloat 2023-10-03
    15:04:05

    5 4

    Fajnie, wnoszę po wadze roweru, że jeździ szosą. A na szosie robić takie dystanse jest dużo łatwiej, tak samo utrzymywać średnią powyżej 30km/h. Spróbowałby wystartować w gravelowych imprezach typu Wisła 1200 - tam mistrz Radek robi to w 55h, albo w krótszych dystansach np. 500km, gdzie najlepsi mieszczą się w 17-18h, a przewyższenia wynoszą 3000-8000m. Np. na Łemko gravel jest 430km i 7500m przewyższeń. Albo PGR.

  • ~AP242 2023-10-07
    13:37:07

    1 3

    Auralfloat. Wnoszę po wadze twojego komentarza, że jesteś małym człowieczkiem, któremu żal du pę ściska.

  • ~Maksymilian Popeć 2023-10-08
    10:01:06

    4 1

    Skończyłem jeździć maratony MTB gdzieś koło 2007/2008r. Komercja powoli zaczynała wówczas przewyższać nad klimatem i zabawą. Nie mówiąc już o tym, że wówczas Polska wyglądała jeszcze całkiem ładnie a ruch samochodowy był 5x mniejszy. Teraz 6 rowerów leży i kurzy się w piwnicy...

  • ~auralfloat 2023-10-09
    21:35:10

    3 2

    ~AP242 gdyż, ponieważ, bo? Naucz się czytać ze zrozumieniem mikrusie.

  • ~ŁepGumin 2023-10-09
    21:50:29

    0 4

    ŁapGumin tyż lubi jeździć na kole . Ubrany w barwy klubowe (koszulka i czapeczka) byłem na odpuście na Anabergu. PO drodze rozdawałem uśmiechy i POdnosiłem świadomość sPOłeczną naPOtkanych ludzi

  • ~ŁepGumin 2023-10-09
    21:53:38

    0 3

    @AP242 POdnosisz wazny problem z jezdzenio na kole ,,żal dupę ściska"
    To może nie żal ale odparzenia od siodełka. Ale wystarczy POpudrować i PO problemie

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy będziesz głosował/głosowała na Piotra Kuczerę jako Prezydenta Miasta Rybnika?




Oddanych głosów: 1500