zamknij

Wiadomości

Człowiek z pasją: radiowiec, aktor i zawodnik tchoukballa z wewnętrznym powerem

2017-10-07, Autor: 

Słuchając o pasjach Mariusza Banaszkiewicza aż dziw nas bierze, że potrafi na to wszystko znaleźć czas i jeszcze spędzić wolne chwile ze swoją żoną. Niegdyś żorzanin, a dzisiaj mieszkaniec naszego miasta przeżył przygodę jako prezenter radiowy. Swoje marzenia realizuje w Teatrze Mariana Bednarka, już prawdziwą „truskawką na torcie” jest fakt, że gra w tchoukballa. W jaki sposób znajduje na to wszystko czas i siły?

Reklama

Mariusz Banaszkiewicz urodził się w Cieszynie, dzieciństwo i młodzieńcze lata przeżył w Żorach, by „na starość” osiąść się z żoną w Rybniku. O każdej jego pasji można by napisać niejedną książkę, ale on nie znosi nudy – już planuje rozszerzyć swoje zainteresowania na kolejne kierunki. Dzisiaj skupimy się na trzech wielkich pasjach Mariusza.

Radiowiec

Na samym wstępie naszej rozmowy Mariusz Banaszkiewicz zaznacza, że określa się jako radiowiec-amator. Dlaczego? Ponieważ trafił do rozgłośni dzięki konkursowi. - Od dawna chciałem pracować w radiu. Jak mieszkałem w dawnej stolicy Polski, to zamierzałem dostać się do Radia Kraków. No ale wiadomo, nie było szans, zwłaszcza, że nie miałem znajomości – tłumaczy.

Nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło. Nasz rozmówca pewnego dnia w 2013 roku dowiedział się, że Antyradio ogłosiło konkurs „Bitwa na głos”. - Akcja polegała na tym, by każdego dnia przez tydzień nagrać krótkie wejście antenowe. Pod koniec tygodnia zadzwoniła do mnie pewna pani i oznajmiła, że dostałem się do II etapu konkursu. Na ich stronie internetowej głosowało się na 20 wybranych osób, wśród nich byłem i ja. Po kolejnym tygodniu zadzwonił do mnie dyrektor programowy, chciał mnie zobaczyć w Warszawie. Pojechałem tam i poznałem wszystkich prezenterów – Ciechana, Ostrego czy Przemysława Jah Jah Frankowskiego

Mariusz Banaszkiewicz i 6 pozostałych kandydatów spędziło w redakcji Antyradia trzy dni. - Dostawaliśmy tematy, na podstawie których trzeba było coś powiedzieć, pokłócić się, ułożyć rymowankę. Każdego dnia odpadały dwie osoby, w ostatnim dniu zostałem ja i jeszcze jeden facet. Udało mi się wygrać cały konkurs, a główną nagrodą było prowadzenie audycji razem z Ciechanem. Oczywiście wszystko działo się na żywo – wyjaśnia Mariusz.

Przygoda z radiem ma jeszcze jeden epizod. W ubiegłym roku udało mu się dostać do radia CCM w Gliwicach. - Nie zdążyłem się jednak zadomowić, chyba jakąś redukcję robili w redakcji. Pracowałem przed mikrofonem 3 miesiące. Miałem za to dużo audycji. Co sobotę po 6 godzin prowadziłem „Torcik z wisienką”, a w międzyczasie wskakiwałem w zastępstwa. To nie było moje jedyne zajęcie. Za dnia pracowałem jako przedstawiciel handlowy, od razu po jednej robocie jechałem do drugiej. Byłem więc na nogach od 6.00 rano do 22.00 – dodaje Mariusz Banaszkiewicz.

Mimo wielu obowiązków, siedzenie przed mikrofonem bardzo go fascynowało. - Kręciło mnie to, Nie mogłem doczekać się każdego dnia – zdradza.

Teatr

Pasja teatrem rozpoczęła się jeszcze w liceum. - Kiedyś na lekcji polskiego mieliśmy odegrać scenkę z tekstu. Dotyczył on m.in. jakiejś orgii w obozie rewolucji. Oczywiście ja, jako klasowy śmieszek wymyśliłem, że odegram dokładnie ten fragment, który nas interesował. Wyszedłem na środek, rzuciłem się na ziemie i wiadome ruchy. Pani z polskiego powiedziała, że jestem na tyle odważny i zabawny, że wciągnęła mnie do grupy teatralnej – śmieje się bohater dzisiejszego artykułu.

Tuż po szkole Mariusz uznał, by związać swoją przyszłość z aktorstwem. - Pojechałem do Krakowa  do szkoły aktorskiej. Wcześniej tańczyłem 5 lat w zespole ludowym, okazało się jednak, że nie potrafię tańczyć. Dostałem dobrą ocenę za głos, ale interpretacja wyszła już średnio. Dodam, że podchodziłem bez przygotowania. Okazało się, że w krakowskiej szkole obowiązywały jakieś schematy, wg których trzeba było działać – wyjaśnia.

Mariusz Banakiewicz jako aktor w spektaklu "Kolejka ZUS-owska"/Fot. Teatr Mariana Bednarka

Podobnie jak wcześniej, tak też i w tym przypadku do Mariusza uśmiechnęło się szczęście. Udało mu się dostać do szkoły aktorskiej Doroty Pomykały w Katowicach. - Poznałem wielu fajnych ludzi i wiele ciekawych rzeczy. Otrzymałem dyplom aktora – dodaje nasz rozmówca.

Odkąd zamieszkał w Rybniku, jego ówczesna narzeczona ciągnęła go na festiwale teatralne. - Okazało się, że moja druga połówka pracuje z żoną Mariana Bednarka w szkole. Od słowa do słowa trafiłem do jego teatru. Na początku grałem w jednym performance - „Przyśpiewka o szmacie”. Teraz występuję w trzech spektaklach. Za niedługo będziemy wystawiać w teatrze „Kolejkę ZUS-owską” - Mariusz bardzo ceni sobie współpracę z Marianem Bednarkiem. - Za każdym razem coś nowego wymyśla. To człowiek z głową pełną pomysłów. Bardzo mi się to podoba – przyznaje.

Tchoukball

Zastanawiacie się, w jaki sposób nasz rozmówca trafił do drużyny tchoukballowej – Ursus Rybnik? O dziwo ta historia łączy się z teatrem. - Artura Stelmaczonka (trenera drużyny) poznałem na jakiejś imprezie, rozmawialiśmy o spektaklach teatralnych. Wiedziałem, że gra w tchoukball, ale to mnie nie pociągało. Pewnego dnia chciałem jednak wyrwać się z domu, żona była zajęta, a koleżanka powiedziała mi, żeby jechał do Kamienia. Tam spotkam Artura jak gra w tchoukball – mówi.

Artur zaszczepił w Mariuszu pasję do dyscypliny, zaczął grać w tchoukballa. - Nie wiem czy jestem dobry, ale chłopaki biorą mnie do drużyny. Nie jest chyba tak źle (śmiech). Już drugi rok gram – śmieje się.

Mariusz z zawodnikami Ursusa Rybnik/Archiwum

Jak naszemu rozmówcy udaje się pogodzić tyle pasji z pracą w tak krótkim czasie? Ba! Znajduje czas wspólny dla żony. - To jest wewnętrzny power. Jak coś mnie kręci, to nie czuję zmęczenia. Jadę na 100%. W drużynie jest wielu młodych i wysportowanych zawodników, ale z drugiej strony myślę sobie, że są przecież ludzie po 50-ce. Wielu z nich też przecież uprawia sport. Dopuszczam myśl, że kiedyś będę musiał zająć się czymś innym. Mam kilka asów w rękawie, jak np. fotografia – mówi na koniec Mariusz Banaszkiewicz.

Oceń publikację: + 1 + 35 - 1 - 7

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~kiciakicia 2017-10-07
    21:11:33

    20 7

    Przeczytałem. RADIO KRAKÓW - niestety nie było szans, zwłaszcza że nie miałem znajomości. CCM w GLIWICACH - niestety jakąś redukcję robili w redakcji. SZKOŁA AKTORSKA W KRAKOWIE - w niestety obowiązywały jakieś schematy, wg których trzeba było działać.

    Nie chcę być niemiły, więc powiem dyplomatycznie - zawsze zazdrościłem ludziom, którzy umieli znaleźć zewnętrzne wytłumaczenie. Podobno długo żyją..

  • ~jurnyjura 2017-10-08
    21:03:05

    11 5

    kiciakicia.... nie musisz zazdrościć bo pewnie sama się przed sobą usprawiedliwiasz robiąc różne codzienne czynności .

    Jak dla mnie gościu pomimo potyczek w mniejszym lub większym stopniu dopinał swego !!!! za co szacun!

    Każda życiowa droga ma schody , dla niektórych bardziej strome dla niektórych istnieje nieosiągalna dla reszty winda , tego nigdy się nie da przewidzieć. Ważne jest żeby z życia korzystać tak jak się tego chce!!!
    Nie uginać się pod żadną presją...
    Każdy człowiek ma za zadanie żyć tak żeby na jego twarzy pojawiał się uśmiech zadowolenia!!!!
    Mariusz , tak trzymaj brachu!!!! i pamiętaj , że każda droga , nawet ta najbardziej kręta jest warta każdego poswięcenia , błędy też uczą , a w szczególności własne!
    Peace and Love share it!!!

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5313