zamknij

Wiadomości

Co działo się ponad 1000 metrów pod ziemią? PGG wraca do tragedii w Rydułtowach

2024-09-17, Autor:  Ludmiła Kamer

11 lipca 2024 roku będzie dniem, którego niektórzy nie zapomną do końca życia. Doszło wtedy do potężnego wstrząsu na kopalni KWK ROW Ruch Rydułtowy. Przez kilka dni trwała akcja ratunkowa, efektem której, było wydostanie na powierzchnię żywego górnika, który spędził pod ziemią ponad 50 godzin. W wypadku zginął jeden z prawie 80 górników, którzy podczas pamiętnego wstrząsu byli pod ziemią. Po dwóch miesiącach Polska Grupa Górnicza wraca do tych tragicznych i nerwowych dni, podsumowując wszystkie działania.

Reklama

PGG zorganizowało specjalną konferencję prasową, by porozmawiać o tym, co się wydarzyło w dniach 11-13 lipca ponad 1000 metrów pod ziemią w kopalni Rydułtowy, ale przede wszystkim, by porozmawiać o osobach, które miały wpływ na akcję ratowniczą.

Bezpieczeństwo priorytetem

Spotkanie rozpoczęło się od podziękowań poszczególnym służbom, ratownikom, ale i górnikom, którzy byli pod ziemią, i którzy wyszli z tego wypadku cało. Prezes zarządu PGG wyraził po raz kolejny smutek i szacunek rodzinie górnika, który stracił w tym wypadku życie. Potwierdził jednak, że zarządzający kopalnią robią wszystko, by poprawiać bezpieczeństwo pracy pod ziemią.

- Polska Grupa Górnicza chce jak najlepiej przepracować to wszystko, co stało się wtedy w Rydułtowach. Na bieżąco analizujemy wszystkie zagrożenia związane z funkcjonowaniem naszych kopalń w tych trudnych miejscach, w których prowadzimy prace. Powołamy już niebawem zespół z udziałem fachowców zewnętrznych po to, żeby jeszcze lepiej przewidywać różne zagrożenia, z którymi mamy do czynienia i jeszcze lepiej im zapobiegać — mówił Leszek Pietraszek, prezes zarządu PGG S.A.

- Jesteśmy na ostatnim etapie tego, do czego się zobowiązałem. Rozpisania postępowania, którego efektem będzie wybór wykonawcy, dostawcy, urządzeń, który pozwoli zapewnić bezprzewodową łączność w naszych zakładach i też umożliwić bezpośrednią, dokładną lokalizację naszych pracowników pod ziemią. To są zobowiązania, które podjęliśmy, które chcemy, do których jesteśmy zdeterminowani, że je realizujemy — dodał.

O przebiegu akcji opowiadał Adam Musioł, Naczelny Inżynier KWK ROW Ruch Rydułtowy, który podkreślił, że w działania zaangażowanych było ponad 500 osób.

- To nie tylko ci, którzy brali udział w poszukiwaniach, ale również wspomagali zapleczem technicznym, powierzchniowym, wsparciem psychologicznym dla rodzin. Były to jak najdłuższe zawodowe chwile w moim życiu. Mam nadzieję, że to więcej się już nie zdarzy i nie powtórzy — mówił.

Ratownicy górniczy zaprezentowali sprzęt, jaki mieli do dyspozycji, dzięki któremu również mogli przeprowadzić akcję, a w konsekwencji wydostać na powierzchnię uwięzionego pod ziemią przez ponad 50 godzin mężczyznę.

Ratownik górniczy zawsze idzie po żywego

W akcji brało udział 84 zastępy ratownicze, w tym 10 zastępów z Centralnych Stacji Ratownictwa Górniczego i 4 dyżurujące Okręgowe Stacje Ratownictwa Górniczego.

Podczas tej akcji, ratownicy musieli sprostać najcięższym warunkom, z jakimi w akcjach zawodowych mają do czynienia. Sprzęt, którym dysponowali na dole, to przede wszystkim aparat tlenowy, w który każdy z ratowników był wyposażony, to jest około 16 kg na plecach. Wykorzystywali także m.in. sprzęt do lokalizacji nadajnika lokacyjnego, który jest montowany w każdej lampie pracownika zatrudnionego w kopalni. Byli także wyposażeni w kompleksowy sprzętu do pomiarów atmosfery ich otaczającej oraz mikroklimatu. Ratownicy w pewnym momencie musieli przebrać zwałowisko, by móc iść dalej. Do tego także mieli specjalistyczny sprzęt.

- Był bity chodnik ratowniczy z wykorzystaniem sprzętu bezpośrednio do prowadzenia działań ratowniczych w walce zawołowej, czyli rozpieraki, nożyce. Oprócz tego ratownicy byli wyposażeni w podstawowy sprzęt medyczny do pomocy poszkodowanemu. Oczywiście byli również wyposażeni w nosze do ewakuacji poszkodowanego z miejsca, w którym został on zlokalizowany — wymieniał Mirosław Bagieński, prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego.

Dojście do poszkodowanego wywołuje w człowieku wiele emocji, szczególnie kiedy dociera się do żywego człowieka, który w warunkach tak trudnych spędził kilkadziesiąt godzin. Ratownik górniczy musi jednak te emocje opanować, bo jego akcja kończy się dopiero z chwilą wytransportowania górnika na powierzchnię i przekazania medykom. Co podkreślał Mirosław Bagiński. W transporcie ostatniego poszukiwanego górnika tym razem uczestniczył lekarz, który na bieżąco przekazywał pewne informacje pracownikom na powierzchni.

- Mieliśmy w tej akurat akcji również lekarza, który uczestniczył w tej drodze na powierzchnię i który swoją decyzją i zgłoszeniem swojej inicjatywy wyszedł do ratowników na drodze ewakuacji i pomagał już w transporcie tego poszkodowanego, pana Dominika. Pomagał zaopatrzyć go medycznie, a przede wszystkim podał pierwszą informację o stanie jego zdrowia. Taką naprawdę rzetelną i pełną, tak żebyśmy mogli podczas prowadzenia działań ratowniczych w określony sposób później prowadzić jego transport — relacjonował prezes CSRG.

"Przeszło mi przez myśl, że mogę tam zostać"

Obecny na konferencji był sam Dominik Majlinger, poszukiwany najdłużej górnik, który jak sam mów, dzięki opatrzności Bożej, przeżył ponad dwa dni pod ziemią w trudnych warunkach. Słuchając relacji z przebiegu akcji ratowniczej, był wyraźnie wzruszony. Sam utracił poczucie czasu w tych trudnych chwilach.

- Przeszło mi przez myśl, że mogę tam zostać. W momencie, kiedy zobaczyłem światła od strony, z której przychodził ratownik, czułem taką trudną radość . Coś nie do opisania i ciężkie do uwierzenia. Czy to się dzieje naprawdę? Musieli mi uświadamiać, potwierdzać, że to się dzieje. Dzisiaj niedowierzanie gdzieś dalej zostało, że jestem w miejscu, w którym jestem, w stanie, w jakim jestem, ale to właśnie dzięki pracy ogromnej ilości osób, która była zaangażowana w całą akcję ratowniczą. To wszystko sprawiło, że dzisiaj mogę być z wami i podzielić się tymi wrażeniami — mówił ze łzami w oczach i jednoczesnym uśmiechem Dominik Majlinger, który przekazywał podziękowania wszystkim, którzy dali mu "nowe" życie.

Praca ratowników górniczych, tak naprawdę pokazuje najbardziej przyzwoitą ludzką solidarność, zaangażowanie do ostatniego momentu. Zgodnie z mottem, że "idą zawsze po żywego".

- Trzeba podnosić kwestie bezpieczeństwa ludzi i zawsze zastanawiać się, gdzie są granice tego, czy urobek, pieniądze są ważniejsze od ludzkiego życia. Mam nadzieję, że zgadzamy się wszyscy co do tego, że bezpieczeństwo musi być na pierwszym planie, że trzeba w całym strukturalnym zarządzaniu górnictwem minimalizować zagrożenia życia, zagrożenia zdrowia ludzi, którzy są na dole — podkreślił na koniec Robert Kropiwnicki, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych.

__

Niebawem opublikujemy rozmowę z górnikiem Dominikiem Majlingerem i jego żoną. 

 

Oceń publikację: + 1 + 18 - 1 - 3

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Czy Miasto Rybnik powinno przejąć Fundację Elektrowni Rybnik?




Oddanych głosów: 695