zamknij

Wywiady

Uwielbiam Rybnik!

- Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Rybnika, zdziwiło mnie to, że kobiety tutaj ubierają się inaczej niż w centralnej Polsce

 

- mówi Monika Onoszko - projektantka i dziennikarka mody, od trzech lat związana z Rybnikiem.

Czy jest Pani zaskoczona nagrodą prezydenta Rybnika w dziedzinie kultury?

Taka miła nagroda zawsze jest zaskoczeniem, zwłaszcza jeśli spada znienacka, bo nie wiąże się z uczestnictwem w konkursie. Miło mi, że prezydent zauważył moje działania i zdecydował się je poprzeć, szczególnie, że to jeszcze bardziej wiąże mnie z Rybnikiem, który wyjątkowo przypadł mi do serca.

 

Pochodzi Pani z Łodzi, zwiedziła Pani już pół świata, a w wielu miejscach zatrzymała się na dłużej. Skąd pomysł osiedlenia się w Rybniku?

To pomysł, który zrodziło życie. Po prostu zakochałam się w moim obecnym mężu, który wówczas w Rybniku mieszkał i pracował i chociaż żadne z nas stąd nie pochodzi to miejsce nam się tak spodobało, że zdecydowaliśmy się tu osiedlić. Z czasem jednak okazało się, że nieustające podróże do centrum Polski są dość męczące, poza tym zaistniała dla mnie możliwość robienia doktoratu w Łodzi i postanowiliśmy się tam przenieść, przynajmniej na jakiś czas. Ciągle jednak jestem mocno związana z Rybnikiem, a teraz po otrzymaniu nagrody od prezydenta będę pewnie jeszcze bardziej, gdyż to pociągnęło za sobą kilka propozycji współpracy m.in. z Teatrem Ziemi Rybnickiej.

 

Na sesję do najnowszej kolekcji La Strada wybrała Pani nieczynną już kopalnię w Rybniku. Czy Rybnik jest inspirującym miastem? Co się tu Pani najbardziej podoba?

Uwielbiam Rybnik! Szczególnie latem, tutaj mam nieustające poczucie bycia na wakacjach. Nawet jeśli mam dużo pracy, to atmosfera miasta robi swoje i trochę mnie rozleniwia (to duży komplement dla Rybnika, bo przy moim wrodzonym pracoholizmie niewielu miejscom czy ludziom udaje się wpływać na mnie tak kojąco). Poza tym znalazłam tu bardzo profesjonalne osoby, które pomagają mi w realizacji moich kolekcji. A co do kopalni Ignacy, to ma najpiękniejsze maszyny, jakie kiedykolwiek widziałam! Ostatnio chodzi mi po głowie kolekcja futurystyczna i niewykluczone, że zwrócę się znów do dyrekcji, aby umożliwili mi spędzenia trochę czasu na terenie kopalni i zaczerpnięcia inspiracji z tych wspaniałych maszynerii.

 

Jak Pani ocenia styl prezentowany w Polsce, w Rybniku? Czy bardzo odbiegamy od światowych trendów?

Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Rybnika, zdziwiło mnie to, że kobiety tutaj ubierają się inaczej niż w centralnej Polsce. Widać, że dbają o siebie, są umalowane, mają dobrze zrobiony manicure, ciuchy w kolorach jakie są modne w danym sezonie… brak im jednak pewnej nonszalancji w ubieraniu, luzu, który by sprawił, że nie byłyby wystrojone, a po prostu fajnie ubrane. Czasem trzeba sobie odpuścić jakiś element garderoby, który idealnie pasuje do całości i zastąpić go czymś bardziej swobodnym. Jeśli chodzi o ubiory, to rzeczywiście ślązaczki orientują się w trendach, ale trendy w obuwiu docierają tu ze znacznym opóźnieniem, co jest dla mnie dość zaskakujące.

 

Pani stroje w Polsce można kupić tylko w Warszawie. Czy rybniczanie i mieszkańcy regionu mogą liczyć na otwarcie nowego butiku w Rybniku?

Niestety na razie nie mam takich planów, przynajmniej jeśli chodzi o ubiory sygnowane moim nazwiskiem, ale wiele z tych, które zaprojektowałam dla rozmaitych firm można kupić w salonie „Halszka”. Znajdzie się tam i Kumi i Lamers, od przyszłego roku również Imprevue, które jest bardzo ekskluzywną polską firmą szyjącą niemal wyłącznie na export. Kilka wzorów zaprojektowanych przeze mnie mogą znaleźć również mężczyźni w salonach Franco Feruzzi. A co z autorskim butikiem, jeszcze nie wiem, ale myślę, że przynajmniej na tym etapie wymagało by to ode mnie poświęcenia zbyt dużej ilości czasu, którego po prostu nie mam.

 

Skąd wzięła się Pani pasja, dlaczego akurat moda?

Ta pasja była ze mną od zawsze. Do jej rozbudzenia na pewno przyczyniła się moja mama, która zawsze uwielbiała się ubierać i robiła to z dużym wyczuciem. A do tego, że w tym wytrwałam przyczyniła się mama mojej przyjaciółki, również projektantka - Lucyna Erol. Dzięki niej zawód ten nie był dla mnie abstrakcją, tylko czymś rzeczywistym i namacalnym, widziałam jak pracuje projektant mody, z jakimi trudnościami się boryka, ale i jaki splendor na niego spływa. Do dziś pamiętam pierwszy pokaz mody, na jakim byłam jako dziecko, wówczas wydawało mi się to tak niezwykłe, a dziś, dzięki wytrwałości, to mój chleb powszedni.

 

Czy od zawsze wiedziała Pani, że chce się zając projektowaniem? Jeśli tak, to skąd w takim razie Studium Dziennikarskie na Wydziale Fotoreportażu?

Od zawsze wiedziałam, że chcę iść na ASP, ale tuż po maturze stchórzyłam, wiedziałam jak trudno jest dostać się na tę uczelnię, a szczególnie na jedyny w Polsce wydział projektowania ubioru. Nie byłam wystarczająco przygotowana, a bałam się, ze pójście na egzamin tylko po to, żeby zdobyć doświadczenie może mnie wyłącznie zniechęcić. Zdawałam na Iberystykę, ale się nie dostałam z braku miejsc, a propozycje innych filologii mi nie odpowiadały. Stąd tak skrajny jak się wtedy wydawało wybór. Dobrze się jednak stało, bo teraz z powodzeniem łączę te dwie dziedziny nie tylko projektując, ale i pisząc o modzie do wydawnictwa branżowego „Promedia”.

 

Ukończyła Pani łódzką Akademię Sztuk Pięknych. Mówi się, że tego typu uczelnie zabijają kreatywność w artystach. Co Pani dały studia na tej prestiżowej uczelni?

Długo trwało zanim ostatecznie zdawałam na ASP, bo najpierw musiałam ukończyć rozpoczęte dziennikarstwo, później były podróże po świecie i już samodzielne pokazy i wystawy. Dobry początek i kilka sukcesów sprawiło, że poczułam się już ukształtowaną projektantką, której studia nie są do niczego potrzebne. Jednak naciskana przez rodziców zdecydowałam się podjąć studia. Tam dopiero poczułam jak bardzo się myliłam co do swojej wiedzy. Nauczyłam się wielu rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Wiele z nich czyniłam intuicyjnie, ale inne trzeba było przyswoić, a bez pomocy mistrzów, jakimi są profesorowie na ASP nie było by to łatwe. Często słyszę od moich kolegów, że studia na ASP niewiele im dały, ja natomiast mam ciągły niedosyt i myślę, że ten kto tak mówi naprawdę sam nie postarał się o to, żeby skorzystać z przekazywanej mu wiedzy. Sama zresztą też opuszczałam wiele zajęć, zawsze bowiem byłam bardzo aktywna i pokazy, wystawy, wyjazdy na targi często odciągały mnie od zajęć na uczelni. To jeśli chodzi o zajęcia z projektowania, natomiast faktem jest, że znienawidziłam malarstwo, które przed rozpoczęciem studiów dawało mi sporo przyjemności. W zamian jednak pokochałam grafikę. Jeśli chodzi o to zabijanie kreatywności to też bym się nie zgodziła, bowiem to co najczęściej jest zarzucane studentom naszej uczelni, to właśnie to, że mają zbyt wiele fantazji, nie trzymając się ram jakie narzuca rzeczywistość.

 

Jest Pani również jedyną Europejką, która ukończyła japońską uczelnię projektowania kimon Onoe Fashion Institute. Jak to się stało, że znalazła się Pani w Japonii?

Praca w firmie marketingowej była przyczyną wyjazdu, ale dalej już się wszystko potoczyło innym torem. Zaczęłam tam robić wystawy grafiki, pokazy, sprzedawać swoje rzeczy, a po jakimś czasie zdecydowałam się zdawać na studia. Z początku uczelnia wydawała mi się czystą frajdą, dopiero po kilku miesiącach zaczęło być ciężko i nużąco. Cieszę się jednak, że wytrwałam tam tyle i ile sobie zaplanowałam, do dziś jednak nie mieści mi się w głowie jak Japończycy wytrzymują na takiej uczelni aż 5 lat! Dla mnie rok pobytu w szkole nastawionej na tradycję, a więc z wszystkimi rytuałami oraz siedzeniem w pozycji klęczącej co najmniej 8 godzin dziennie był fizyczną katorgą i chociaż sama nauka była bardzo przyjemna, to jednak ciało z trudem to wytrzymywało.

 

Czy w swoich projektach nadal czerpie Pani inspiracje z kultury japońskiej?

W swoim dorobku mam 14 kolekcji, w tym tylko dwie inspirowane Japonią, a i tak stało się to przyczyną, że przez jakiś czas uważano, że robię wyłącznie kimona. Do dziś jeszcze się to zdarza. Ostatnio robiąc kostiumy do Hamleta w Teatrze Polskim we Wrocławiu ktoś puścił plotkę, że będą kimona, co było przyczyną wielu pytań ze strony aktorów. Oczywiście sztuka była współczesna i nie miała nic wspólnego z Japonią, ale to, że w zeszłym roku w teatrze Gardzienice zrobiłam kimona do antycznej greckiej sztuki „Ifigenia w Aulidzie” pewnie przyczyniło się do takiego myślenia o mnie. Dlatego właśnie staram się dozować japońskie inspiracje w rozsądnych dawkach, czyli czerpiąc z nich tylko co kilka lat. Ostatnio przemyciłam trochę Japonii do jednego z wnętrz jakie projektowałam dla firmy LG, aranżując na ich zlecenie najnowszą linię klimatyzatorów Art Cool Gallery. To było jedno z bardziej twórczych doświadczeń jakie miałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy, bowiem zahaczało o nowa strefę, w której dopiero zaczynam się sprawdzać, czyli projektowanie wnętrz. Jeśli moje dalsze działania pójdą tak dobrze jak to pierwsze to z chęcią zaczerpnę więcej ze stylistyki dalekowschodniej, gdyż jest to styl, który doskonale komponuje się z naszymi europejskimi elementami, tworząc nowe eklektyczne wnętrza.

 

Czy to prawda, że oprócz języka japońskiego zna Pani 4 inne języki obce?

Tak, nauka języków to moje hobby. Pierwszym językiem zaraz po polskim jest dla mnie hiszpański, zaraz po tym włoski i angielski. Francuski znam najsłabiej, ale na tyle dobrze, ze jeżdżąc często do Paryża staram się nie używać angielskiego, co bardzo procentuje. Moi przyjaciele, którzy nie znają francuskiego uważają francuzów za gburów, a ja za cudownych i przemiłych ludzi. Paryżanie bardzo doceniają moje starania mówienia w ich języku i zazwyczaj odpłacają mi nie tylko obszerną odpowiedzią na moje pytania, ale i szerokim uśmiechem.

 

Projektowała Pani kostiumy dla Warner Bros do takich filmów jak "Ostatni samuraj", "Troja" czy "Torque", obecnie Pani kreacje można obejrzeć na deskach polskich teatrów, czym różni się kreacja kostiumu dla konkretnej postaci od projektowania mody użytkowej? Co jest Pani bliższe?

Współpracowałam z Warner Bros, tworząc kostiumy, które miały uświetniać premiery tychże filmów. To znacząca różnica o tyle, ze gdybym robiła kostiumy do filmów z oskarowymi aktorami mogłabym sama marzyć o Oskarze, a tymczasem ubiory te zamiast dotykać przystojnych ciał Toma Criuse’a czy Brad’a Pitt’a nosiły smukłe modelki. To oznacza, że nie mam dużego doświadczenia jeśli chodzi o realizacje filmowe, ale za to kocham teatr! Różnica między projektowaniem mody użytkowej, a kostiumu teatralnego jest głównie psychologiczna. Moda użytkowa ma człowieka upiększyć i uczynić atrakcyjnym. Kostium często nie zważa na popularnie pojętą atrakcyjność, a skupia się na wydobyciu cech osobowości. W projektowaniu kostiumów teatralnych fascynuje mnie sama droga dochodzenia do projektu, dyskusje z reżyserami, którzy są niezwykłymi osobowościami, bycie na próbach i przyglądanie się emocjom. Czasem z tych wielomiesięcznych przygotowań wychodzą całkiem proste rzeczy, czasem piękne i skomplikowane, ale największa satysfakcja jest wtedy, gdy są czytelnym komunikatem, takim jakim reżyser chciał przekazać daną postacią.

 

Jest Pani światowej sławy projektantką, dyrektorem artystycznym grupy onoMono - Fashion Design Studio, szefem działu mody w wydawnictwie Promedia. Szkoli Pani w zakresie trendów a także zasiada w jury wielu konkursów związanych z modą, czy w tym natłoku zajęć znajduje Pani czas dla siebie?

Chociaż wolałabym, żeby nie nadużywać słowa „światowej sławy”, bo nie wydaje mi się adekwatne co do mojej osoby, to jednak natłok zajęć mam pewnie nie mniejszy niż Armani (śmiech)! Faktycznie czasu dla siebie niewiele, a jedyną pociechą jest to, że moja praca fascynuje mnie na tyle, że nie jest dla mnie wielkim ciężarem. Teraz akurat jest okres wakacyjny i myślałam, że trochę odpocznę, ale okazuje się, że po krótkim urlopie już muszę wrócić do intensywnej pracy. Pocieszeniem jest tylko to, że moja praca wiąże się również z podróżami i już wiem, że w wrześniu spędzę dwa tygodnie w Paryżu i jeden w Londynie. Większość z tego czasu pochłonięta zostanie przez obowiązki, jakie tam na mnie czekają, ale część zostanie na przyjemności i bieganie po sklepach, na co w Polsce nigdy nie znajduję wystarczająco czasu.

 

Ma Pani na swym koncie 14 kolekcji, które zaprezentowała Pani na ponad 90-ciu pokazach mody w Polsce, Niemczech, Japonii, Hiszpanii, Belgii, Włoszech, Czechach i na Słowacji. Najnowsza kolekcja La Strada sfotografowana na sesji zdjęciowej w Nowym Jorku zagościła w edycji najbardziej prestiżowego na świecie magazynu o modzie "Vogue". To niewątpliwe wyróżnienie Pani osiągnięć. Co jeszcze chciałaby Pani osiągnąć w świecie mody?

Mieć czas, zrobić doktorat, napisać 2 książki i przez kilka miesięcy w roku móc tworzyć w inspirujących miejscach, które kocham np. południe Hiszpanii, Tajlandia, Hong Kong, Japonia czy Capri.

 

Monika Onoszko - urodziła się w Łodzi, a mieszkała w Hiszpanii, Japonii, od trzech lat związana z Rybnikiem. Mężatka. Mimo natłoku zajęć stara się żyć ekologicznie.

 

Projektantka, dziennikarka mody ostatnio pochłonięta projektowaniem wnętrz i kostiumów teatralnych. Kocha podróże, najchętniej tam gdzie jest ciepło.

 

 

Fot. onoMono 

 

 

 

 

 

 

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (5):
  • ~mily pan 2008-07-11
    18:41:43

    0 0

    witamy pania w rybniku.

  • ~tadzio11 2008-07-11
    18:42:08

    0 0

    tere fere pogadaj se

  • ~wodniczka 2008-07-16
    10:36:23

    0 0

    A kimże wielkim Pan i jest aby wyrażać o nas opinię!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!a na Rybnik jako miasto to nic!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!ale występować jako gwiazda Leszczyn czemu nie.......

  • ~kedlaw 2008-07-16
    10:36:31

    0 0

    Witamy Panią Monikę ,tadzio zmień forum.

  • ~ 2008-07-17
    07:38:29

    0 0

    Podlizuje się Pani rybniczankom, mówiąc, że się ładnie ubierają:D
    Nie dziwi to jednak, bo jest pani dziennikarom mody i wie, co powiedziec lub napisac.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu Rybnik.com.pl nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert Rybnik.com.pl

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera Rybnik.com.pl i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Jesteś za powstaniem legalnego toru do driftu w Rybniku?




Oddanych głosów: 5318